Amaury Sport Organisation, przedsiębiorstwo organizujące Tour de France i największe klasyki Północy pozostało niewzruszone na zarejestrowaną w Irlandii włoską grupę Lpr, w składzie z Di Luką, triumfatorem Giro d'Italia i wszystkich klasyków w Ardenach, a także Petacchim, najbardziej utytułowanym sprinterem ostatnich lat.
Zawodu nie kryje Di Luca, który we wrześniu będzie najpewniej kapitanem włoskiej reprezentacji na mistrzostwach świata w Mendrisio. Musi teraz zaaplikować sobie inny program przygotowań. - W 2010 roku chcę mieć pewność, że wystąpię w wielkich tourach. Inaczej zmieniał zespół - deklaruje zdecydowanie w La Gazzetta dello Sport.
We Włoszech panuje atmosfera oczywistego współczucia dla 33-latka z Abruzji. W Vuelcie wygrał w przeszłości dwa etapy i dwa dni jechał w 2006 roku w złotej koszulce lidera. W jego przypadku oczywistą rolę gra ekipa (Professional Continental, druga kategoria), którą organizatorowi łatwiej wykluczyć z wyścigu niż chociażby team z ProTour (choć stało się to z Fuji-Servetto, a teraz również z Katiuszą).
Wśród 21 ekip zaproszonych na Vueltę pięć to przedstawiciele zaplecza "ekstraklasy". - Żadnych gierek za kulisami. Zabrakło miejsca - tłumaczy Javier Guillén, nowy dyrektor wyścigu. - Pierwszeństwo miały ekipy hiszpańskie [są trzy drugiej kategorii], które borykają się z problemem braku sponsorów. Jest też zespół holenderski [Vacansoleil], bo przez cztery dni będziemy jeździć w Holandii - mówi, zaznaczając, że też czuje się gorzko, że tacy mistrzowie jak Di Luca i Pettachi nie wezmą udziału w wyścigu.
- Respektujemy decyzje organizatora, ale pokazał on, że zasługi w kolarstwie się nie liczą - burzy się Fabio Bordonali, manager Lpr, przyznając, że jego zespół jest w czołowej piętnastce na świecie.
Zaproszenia na Vueltę zostały przygotowane na bazie "zweryfkowania szczególnych okoliczności, raportów o etycznej odpowiedzialności zawodników i jakości sportowej zespołów".