[tag=29233]
Michał Kwiatkowski[/tag] zwyciężył jubileuszową, 75., edycję Tour de Pologne. Kolarz Teamu Sky przeżywał jednak na ostatnim etapie ciężkie chwile. Zwłaszcza na ostatnim podjeździe do Bukowiny Tatrzańskiej. Na 2,5-3 km przed metą został sam, bez pomocy kolegów z zespołu. A przecież z przodu miał Simona Yatesa, który wypracował przewagę, dającą mu w pewnym momencie zwycięstwo w klasyfikacji generalnej. - Oj, musiał się Michał sporo napocić - komentował na gorąco organizator TdP, Czesław Lang.
- Z jednej strony koszulka lidera daje energię, ale czasami potrafi być ciężarem - kontynuował Lang. - Jak jesteś liderem, to nikt ci nie wychodzi na zmiany, nikt ci nie chce ułatwić życia. Musisz wziąć wszystko na swoje barki.
I Michał Kwiatkowski sam zabrał się do pracy. Nie oglądał się na innych, wiedział, że nie może stracić zbyt wiele do Yatesa. - Zrobił to w sposób fantastyczny - przyznał Lang. - Jako organizator cieszę się w ogóle z podium klasyfikacji generalnej. Popatrzcie, stanęli na niej: były mistrz świata, człowiek, który przez większą część tegorocznego Giro d'Italia jechał w żółtej koszulce i w końcu na ostatnim stopniu zawodnik nietuzinkowy, świetny góral (Thibaut Pinot - przyp. red.). Czasami słyszę, że niby do Polski przyjeżdżają znane nazwiska ze światowej czołówki, ale odpuszczają. No jak odpuszczają?
Lang nie ukrywał, że świetna jazda Kwiatkowskiego wywołała rekordowe zainteresowanie tourem. - Polak walczący o pierwsze miejsce ze światowymi gwiazdami, to sytuacja idealna. Zawsze powoduje ogromne emocje - stwierdził. - Przecież możemy zorganizować idealny wyścig, zapiąć wszystko na ostatni guzik, ale jak kibic nie będzie miał z kim się identyfikować, a wiadomo, że my Polacy najbardziej wspieramy rodaków, to może być klapa. Wedle najnowszych danych na ulice, gdzie pędził kolorowy peleton TdP, wyszło ponad 3 miliony ludzi. Cudownie.
ZOBACZ WIDEO Sektor Gości 87. Andrzej i Bartek Bargielowie o historycznym zjeździe na nartach z K2 [cały odcinek]
Kibice często podkreślają, że chcieliby zobaczyć peleton w różnych częściach kraju, nie tylko na Śląsku i w Małopolsce. - To nie jest takie proste - odpowiedział Lang. - Mogę sobie wymarzyć piękną trasę, ale muszę do tego mieć partnerów, miasta, które mi pomogą. Karpacz? Ok, fajne góry, ale to za mało. Od lat chcemy zorganizować jeden z etapów we Wrocławiu. I co? Nic, nie ma żadnego zainteresowania. Żeby było jasne, ja nikogo nie krytykuję. Przecież miasta mają swoje strategie rozwoju czy promocji.
Na koniec zapytaliśmy Langa o nowości, które przygotowuje na edycję 2019. W ostatnich dwóch latach zdecydował się na sporo zmian: finisz na Orlim Gnieździe w Szczyrku, start jednego z etapów na Stadionie Śląskim, skrócenie etapów, w końcu dość niebezpieczny odcinek szutrowy przed Gliczarowem. To wszystko podobało się nie tylko kibicom, ale i również kolarzom. Co dalej? Czym nas zaskoczy za rok? - Mam już w głowie niespodziankę - odpowiedział.
Czy to będzie czasówka w Parku Śląskim? Bo pojawił się taki pomysł. - Jak powiem, to już nie będzie niespodzianka - Lang znacząco się uśmiechnął. - Wszystko w odpowiednim czasie.
Marek Bobakowski, Bukowina Tatrzańska