Michał Kwiatkowski coraz bliżej triumfu w Tour de Pologne: "Jestem silny"

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Michał Kwiatkowski
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Michał Kwiatkowski
zdjęcie autora artykułu

Lider Tour de Pologne - w Bukowinie Tatrzańskiej - nawet nie starał się ukrywać, że jego celem jest zwycięstwo w całym wyścigu. Cieszył się, że ciężki, czwartkowy etap zakończył w dobrej formie. Nie stracił za dużo sił.

W tym artykule dowiesz się o:

[tag=29233]

Michał Kwiatkowski[/tag] przedostatni etap Tour de Pologne zakończył na trzeciej pozycji, co ponownie dało mu bonifikatę. Dosłownie tuż przed linią mety wystawił koło i tym samym powiększył swoją przewagę nad rywalami o kolejne cztery sekundy. Nad Dylan Teunsem ma 16, a nad trzecim Georgem Bennettem - już 24 sekundy.

- Najważniejsze dla mnie, że udało mi się przejechać ten ciężki etap bez nadmiernej utraty sił - mówił na mecie zgromadzonym dziennikarzom.

- Zawsze ktoś z zespołu przy mnie był, pomagał, nie musiałem samodzielnie kasować ani jednego odjazdu. Znów muszę podziękować chłopakom za doskonałą pracę - dodał.

Przez większość etapu prowadziła kilkuosobowa ucieczka. W pewnym momencie miała już prawie 3 minuty przewagi. - Spokojnie - tłumaczył "Kwiato". - Kontrolowaliśmy przebieg etapu. Pierwsze kilometry były nerwowe, bo nigdy nie wiadomo, kto odjedzie, ale jak już znaliśmy zawodników, którzy są w ucieczce, wiedzieliśmy, że nie zagrażają mojej koszulce lidera, to odetchnęliśmy.

ZOBACZ WIDEO Lekkoatletyczne ME Berlin 2018: Adam Kszczot strofuje dziennikarza: Nie "udało się", tylko wywalczyli

Czy te 16 sekund przewagi - co jak na TdP to dość dużo - wystarczy, aby w piątek (9.08.) Polak dowiózł do mety żółtą koszulkę lidera? Kwiatkowski jest dobrej myśli. - Jeżeli nie dopadną mnie wypadki losowe: kraksa, defekt, coś nieprzewidywalnego, to sobie poradzę - przyznał kolarz Team Sky. - Jestem silny, a z pomocą zespołu będzie jeszcze bardziej komfortowo. Jestem dobrej myśli.

"Kwiato" powiedział również, dlaczego nie atakował na ostatnim zjeździe. - Dzień wcześniej, kiedy wygrałem w Bielsku-Białej, to prawie rozprowadziłem mojego najgroźniejszego rywala, Teunsa - stwierdził. - Nie chciałem tego błędu powtórzyć i ryzykować, że tym razem Belg wyskoczy mi tuż przed metą zza pleców i zgarnie cenne sekundy. Bardziej go obserwowałem niż atakowałem. Poza tym finisz był trudny technicznie, tuż przed metą mieliśmy rondo, jechałem z rękami na hamulcach. Uważałem, aby nic złego się nie stało.

Notował w Bukowinie Tatrzańskiej, Marek Bobakowski.

Źródło artykułu: