Od kilku miesięcy w Polskim Związku Kolarskim trwa burza. Konflikt rozpoczął się od nagłego zwolnienia z pracy dyrektora sportowego Andrzeja Piątka, trenera kadry torowców - Andrzeja Tołomanowa oraz szkoleniowca młodzieżowców - Marka Leśniewskiego. W kolejnych tygodniach na powierzchni pojawiały się kolejne "brudy": kłótnie w zarządzie związku, zlecenie niezależnego audytu, a potem utajnienie tego dokumentu, kolejne kontrowersyjne wypowiedzi prezesa Dariusza Banaszka. Ostatecznie doszło do tego, że w federacji trwa kontrola finansowa ministerstwa sportu, ze sponsorowania wycofała się firma CCC, a do drzwi puka komornik, który ma do odzyskania prawie 10 mln zł długu.
O tym wszystkim postanowiliśmy porozmawiać z Wojciechem Walkiewiczem, który przez 14 lat (1996-2010) stał na czele polskiego kolarstwa, a obecnie jest honorowym prezydentem Europejskiej Unii Kolarskiej, przez wiele miesięcy współpracował z . Różne sytuacje - o których nam mówi - spowodowały, że zmienił zdanie. Walkiewicz, który odszedł w atmosferze skandalu (długi powstałe przy budowie toru w Pruszkowie, podpis na wekslu in blanco pod budowę hotelu przy welodromie, druzgocące wnioski z kontroli Najwyższej Izby Kontroli i przegrana sprawa w sądzie), dzisiaj nie widzi dalszej przyszłości polskiego kolarstwa z obecnym sternikiem na czele.
Podobno "maczał" pan palce przy wyborze Dariusza Banaszka na prezesa Polskiego Związku Kolarskiego?
Podczas mistrzostw świata w Katarze, w 2016 roku, Banaszek razem z , który do niedawna był wiceprezesem związku, a cały czas zasiada w zarządzie, zwrócili się do mnie z prośbą o pomoc w kampanii wyborczej. Wówczas prezesem był , ale byliśmy zgodni, że trzeba coś zmienić w naszej dyscyplinie, bo sprawy nie idą dobrze.
Zgodził się pan od razu?
Nie. Miałem sporo wątpliwości. Znam Banaszka nie od dzisiaj. Przez 14 lat byłem szefem PZKol, obserwowałem ludzi, widziałem jego zachowanie.
Jakie zachowanie?
Podstawowy problem Banaszka jest taki, że bardzo szybko potrafi zrobić z przyjaciela wroga, a z wroga przyjaciela. Drugi problem, o którym nie mówi się głośno, a dowiedziałem się o nim stosunkowo ostatnio, już po jego wyborze na stanowisko prezesa, to alkoholizm.
Bez przesady. Nie zaglądajmy ludziom aż tak głęboko w prywatne sprawy. Jego sprawa, co robi w zaciszu domowym.
Ale tutaj nie chodzi o zacisze domowe. Gdyby tak było, to bym tego nie mówił. Chodzi o sprawy zawodowe.
ZOBACZ WIDEO: Hit na remis. Brazylia strzelała ślepakami na Wembley - zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Chce nam pan powiedzieć, że Banaszek nadużywa alkoholu w miejscu pracy? To trzeba zgłosić do Państwowej Inspekcji Pracy, a nie prać brudy publicznie.
Podam tylko jeden przykład. W marcu 2017 byliśmy na kongresie europejskiej federacji w Brukseli. Byliśmy tam trzy dni. Większość czasu Banaszek był, że tak powiem, w "ciężkim stanie". W sobotę podczas oficjalnej kolacji w przeddzień niedzielnych wyborów był w tak kiepskiej dyspozycji, że musieliśmy zamawiać taksówkę, aby odwieźć go do hotelu i tym samym uniknąć kompromitacji.
Dobra, nawet zakładając, że to prawda. Zrobił pan coś z tym?
Mówiłem mu, jako starszy kolega, że jak sobie z tym nie poradzi, będzie popełniał błędy. Że musi się zmienić.
I co? Jaki efekt?
Żaden. Wielokrotnie słyszałem, że w siedzibie PZKol nadużywa się alkoholu. Zresztą, zapytajcie w środowisku. Pół Polski o tym wie.
Wielu mówi, że za pana prezesury też "się piło".
Bzdura! W biurze związku była prohibicja na alkohol i papierosy. Natomiast co się działo poza biurem, na przykład podczas zawodów, to już nie moja sprawa.
Jeszcze rok temu popierał pan Banaszka, razem z Kosmalą, a teraz bezpardonowo go atakujecie. Nasuwa się proste podejrzenie, że macie w tym interes.
Pomyliłem się i przepraszam za to kolarskie środowisko. Jestem to winny zwłaszcza tym, którzy mnie przestrzegali.
Powtórzymy pytanie: macie w tym interes?
Osobiście nie uczestniczę już w tym, co się dzieje w związku. Nie mam więc żadnego interesu. Chciałbym tylko, aby w mojej ukochanej dyscyplinie zapanowała normalność. Poświęciłem w końcu kolarstwu pół życia.
Kiedy do pana dotarło, że Banaszek popełnia poważne błędy?
Po wyborach dość długo byliśmy w kontakcie. Dzwonił do mnie, pytał o radę, działaliśmy wspólnie. W pewnym momencie kontakt się urwał. Mniej więcej stało się to w momencie, gdy zaczął się konflikt między nim, a częścią zarządu. Po powrocie z MŚ w Bergen.
[b]
Zarząd to jedno. Bardziej niepokoi fakt konfliktu z Dariuszem Miłkiem, który jest właścicielem CCC, byłego już sponsora PZKol-u.[/b]
O Miłku można mówić różne rzeczy, ale to wariat. Pozytywny wariat zakręcony na punkcie kolarstwa. Był kolarzem, teraz ma pieniądze i od lat pompuje je w związek. Wedle mojej wiedzy miał prawo obrazić się na Banaszka po jego kilku zagraniach, które trudno pozytywnie ocenić.
Jakich zagraniach? Konkrety.
No choćby to, że nagrał rozmowę z Miłkiem, a potem rozpowszechniał wśród innych osób.
Rozmowę? Chodzi panu o tę sytuację z jednego z posiedzeń zarządów, kiedy prezes CCC telefonicznie, w trybie głośnomówiącym, zażądał dymisji Banaszka?
Nie. Chodzi o wcześniejsze spotkanie. Otóż Banaszek, Miłek i kilku członków zarządu spotkało się prywatnie poza biurem, aby omówić pierwsze wnioski z audytu. Tam doszło do ostrej wymiany zdań. Potem okazało się, że Banaszek nagrał właściciela CCC, bez jego wiedzy. Po prostu miał włączony dyktafon w telefonie. Potem to nagranie rozpowszechnił w wąskim gronie. Wiadomość szybko dotarła do Miłka i nie dziwię się, że go wzburzyła. Panowie chcielibyście być nagrywani podczas prywatnych rozmów?
CCC może wrócić do kolarstwa?
Tak. Sytuacja nie jest przegrana. Gdyby PZKol zaczął normalnie funkcjonować, gdyby był normalnie zarządzany, to Miłek wróci. Może nawet w końcu załatwi sprawę spłaty długu w Pruszkowie.
Długu, który powstał za pana kadencji.
Do dzisiaj nie mogę zrozumieć, że budując tor za 92 miliony złotych nie można było znaleźć kilku dodatkowych milionów i załatwić tej sprawy raz na zawsze.
"Nie można było"? To znaczy kto to miał zrobić? Chce nam pan powiedzieć, że sprawa długu wobec Mostostalu Puławy, czyli wykonawcy obiektu, to nie jest pana wina?
W pewnym sensie to jest moja wina.
W pewnym sensie? Ucieka pan od odpowiedzi.
Przypomnę sytuację. Przyznano nam mistrzostwa świata, przyjechała komisja, która robiła homologację toru, okazało się, że trzeba wykonać dodatkowe prace budowlane, aby w ogóle zorganizować zawody. Za wiedzą ministerstwa sportu, wtedy ministrem był Mirosław Drzewiecki, zleciliśmy te poprawki Mostostalowi.
Poprawki kosztowały około pięciu milionów złotych. Nie miał pan oficjalnego pisma z ministerstwa, w którym byłoby biało na czarnym, że pokryją te wydatki?
I dlatego jest to w pewnym sensie moja wina. Też dlatego, że w ogóle chciałem budować tor. Oczywiście to ironia, bo dzięki temu obiektowi teraz przywozimy medale z zawodów międzynarodowych. Wracając do sedna. Zaufałem ministerstwu, potem doszło w nim do zmian, wokół toru pojawiła się fatalna atmosfera i musiałem zadłużyć związek.
Wacław Skarul mówił nam, że jak przyszedł do PZKol-u, to niezapłaconych faktur było kilkaset. Mostostal Azoty nie był jedyny.
Nie mam zamiaru komentować tego, co mówi pan Skarul. Były długi, nie ukrywam.
Do tego druzgocący raport Najwyższej Izby Kontroli, wniesienie przez prokuraturę aktu oskarżenia wobec pana i sekretarza generalnego związku za pana czasów, weksel na budowę hotelu.
Ludzie, wracacie do prehistorii.
Co to ma do rzeczy. Prokuratura wniosła akt oskarżenia do sądu rzeczywiście jesienią 2009. Osiem lat temu, to fakt. Jak sprawa się zakończyła?
Nie zamieszam nic ukrywać. Zostaliśmy ukarani z Jarosławem Potockim. To było dwa lata w zawieszeniu na okres dwóch lat. Kara dotyczyła, zacytuję z pamięci, "niedopełnienia obowiązków".
Tak czy siak problemy, które pojawiły się za pana kadencji ciągną się do dzisiaj. Być może w najbliższych dniach związek znów odwiedzi komornik. Ma do odzyskania prawie 10 mln zł (5,3 mln długu dla Mostostalu Puławy plus odsetki - przyp. aut.).
Na to już nie mam wpływu. Wiem, że Miłek chciał załatwić w końcu tę sprawę. Słyszałem nawet, że dwukrotnie przelał po mniej więcej milion złotych, aby powoli zacząć spłacać ten dług. Niestety, pieniądze zostały przeznaczone na coś innego.
Znów zapytamy: ma pan dowody?
Moja wiedza wynika z rozmów z ludźmi ze środowiska. Ale coś na rzeczy musi być, skoro pan Miłek w końcu nie wytrzymał i odszedł ze sponsorowania. Jeżeli prawdą jest, że jego pieniądze poszły nie tam, gdzie powinny, to się nie dziwię jego decyzji. Zresztą, sam o tym poniekąd mówi publicznie.
[b]
Wróćmy do komornika. Jak wejdzie do PZKol-u to sytuacja stanie się dramatyczna.[/b]
Już jest. Nieoficjalnie wiem, że pieniądze na wyjazd torowców na Puchar Świata w Manchesterze były ostatnimi, jakie związek miał w ogóle na starty polskich kolarzy. Dzwoniłem do prezesa Mostostalu Puławy, Tadeusza Rybaka. To człowiek, z którym można się dogadać. Wyrok do egzekucji ma od grudnia 2016, a jeszcze nie zdecydował się na postępowanie komornicze. To świadczy o jego podejściu do sprawy. Cierpliwie czekał przez wiele miesięcy. Podczas naszej rozmowy prosiłem go, aby wstrzymał się jeszcze do końca 2017, obiecywałem, że PZKol odezwie się do niego, przygotuje umowę spłaty, itd. Banaszek z prawnikiem jeździli do niego, wypełniali wnioski kredytowe, szukali możliwości załatwienia tej sprawy. Myślę, że w obecnej sytuacji to wszystko jest już nieaktualne i dlatego prezes Mostostalu publicznie powiedział w rozmowie z waszym portalem, że kończy zabawę i wchodzi z komornikiem do związku. A jak rzeczywiście wejdzie, to dopiero zacznie się dramat. Który bank da związkowi jakąkolwiek pożyczkę? Przecież pierwsze, co zrobi analityk kredytowy to sprawdzi czy PZKol ma jakieś długi, wyroki, itd. Na dodatek, jaki sponsor wejdzie we współpracę ze związkiem, który ma licytowane samochody, komputery, meble biurowe?
Powiedział pan, że jest szansa, aby CCC wróciło do związku. Czy współpraca Banaszka i Miłka jest jeszcze możliwa?
W mojej ocenie postawa Banaszka nie przemawia za tym, by Miłek miał się zgodzić na jakiekolwiek spotkanie.
A współpraca prezesa z obecnym zarządem PZKol?
Rozbujało się kampanię na temat tego, jak bogaty jest związek kolarski i jakich to ma sponsorów. Dziś sytuacja jest taka, że Miłek odszedł, nie wiemy, co jest z Orlenem. Podobno zawiesił finansowanie. Co z ministerstwem sportu i dotacjami? Też nie wiadomo, bo trwa audyt. Wygląda na to, że na dzisiaj związek ma problemy finansowe.
Jak uratować więc sytuację? Odejście Banaszka?
W mojej ocenie to najlepsze wyjście.
Rozmawiali
Marek Bobakowski
Grzegorz Wojnarowski