Sportowcy promują Bahrajn, jako raj na ziemi. Jednocześnie w tym kraju morduje się ludzi

Getty Images / Philipp Schmidli / Stringer
Getty Images / Philipp Schmidli / Stringer

- To wyspa, z której nie ma ucieczki. Kto sprzeciwia się królowi, ten ląduje w więzieniu na wiele lat. I to jak ma szczęście. Bo jak nie, zostaje rozstrzelany - twierdzą anonimowi informatorzy brytyjskiego "The Guardian".

Bahrajn, malutka wyspa w Zatoce Perskiej, o wielkości powiatu gliwickiego. Obecnie. Bo za 20 lat będzie już większa, o wiele większa. Król (Bahrajn to monarchia) Hamad ibn Isa al Chalifa nie szczędzi pieniędzy na... wsypywanie piasku do płytkiego morza Arabskiego i tym samym powiększanie powierzchni swojego kraju. - Kiedyś kupiłem mieszkanie z widokiem na morze - przyznał w rozmowie z dziennikarzem BBC, Amin, który żyje w tym kraju. - Po 10 latach widoku już nie mam. Jak otworzę okno, to widzę ścianę wieżowca, a nawet gdyby był przeźroczysty, to za nim jest wielki plac budowy, na którym powstaje kolejne, ekskluzywne osiedle.

Nabierają wody w usta

Pierwsze skojarzenie ze słowem "Bahrajn"? Jedno z badań przeprowadzonych na grupie ponad tysiąca Europejczyków potwierdza, że słysząc nazwę tego kraju przed oczami pojawiają się: ropa, dolary, bogactwo, raj na ziemi. Zadbał o to obecny władca Bahrajnu, który od 18 lat - niczym sprawny PR-owiec - tworzy wizję idealnego kraju. - Jeżeli chcesz zobaczyć raj na ziemi, przyjedź do nas - powtarza w wywiadach udzielanych kolorowym magazynom z Europy i Stanów Zjednoczonych.

W marketingu pomaga mu młody, wykształcony, operujący swobodnie obcymi językami przedstawiciel królewskiego rodu - Nasser ibn Hamad al Chalifa. Wpadł na pomysł, aby promować kraj przez sport. Stąd idea stworzenia zawodowej grupy kolarskiej Bahrain-Merida, organizacja Grand Prix Formuły 1, sponsoring jednego z najlepszych triathlonistów świata - Alistair Brownlee, w końcu organizacja kongresu FIFA.

- W tym samym czasie gdy Vincenzo Nibali walczył w Giro d'Italia 2017 o miejsce na podium, siły bezpieczeństwa brutalnie tłumiły w Bahrajnie protesty opozycji, która chce ustąpienia obecnego monarchy - pisze David Conn w brytyjskim "The Guardian".

ZOBACZ WIDEO Justyna Żełobowska: Marzyłam o medalu w Rio, ale przede mną była długa droga

Szefowie kolarskiego teamu, w którym jeździ Nibali (Bahrain-Merida) pytani, co sądzą o działalności Szejka Nassera Chalify, nabierają wody w usta, zmieniają temat. Podobnie jak najważniejszy człowiek w FIFA, Gianni Infantino. Ten sam, który w maju 2017 roku, właśnie w Bahrajnie, przewodniczył kongresowi Międzynarodowej Federacji Piłki Nożnej). Wspomnianego Nassera Chalifę witał słowami: - dziękuję Kochany za organizację naszego spotkania w Twoim, jakże cudownym i pięknym, kraju.

Majowa rzeźnia

Równolegle do kongresu FIFA - w oddalonym o zaledwie kilka kilometrów od stolicy Manamy mieście Diraz - doszło do brutalnych i krwawych interwencji policji oraz wojska. To miasto uznawane za kolebkę opozycji (szyitów) zostało otoczone i zablokowane, aby nikt nie przedostał się w pobliże odbywającego się spotkania najważniejszych ludzi piłki nożnej i nie spowodował skandalu.

W tym samym czasie Nasser Chalifa w swoim przemówieniu używał, m.in., takich słów: "tolerancja", "braterstwo", "zaufanie". - Na wyspie żyje ok. 600 tysięcy szyitów, czyli prawie połowa populacji. Mimo to jesteśmy prześladowani. Przez sprawujących władzę sunnitów. Oni bojąc się, że Iran pomoże nam w organizacji zamachu stanu, wprowadzili aresztowania, tortury, inwigilację - opowiadają opozycjoniści.

Zaledwie kilka tygodni temu (koniec maja 2017) w Bahrajnie miało dojść do rzeźni. Zdaniem ekspertów współpracujących z Organizacją Narodów Zjednoczonych, siły tego państwa "użyły nadmiernej siły, aby rozproszyć protestujących i tym samym zginęło przynajmniej pięć osób, a kilkaset trafiło do więzień".

Chodzi o zamieszki wywołane decyzją Hamada ibn Isa Al Chalify, który zdelegalizował największą partię opozycyjną - Al-Wefaq. Powód? Pranie brudnych pieniędzy. Nie trzeba dodawać, że sąd zatwierdził taką decyzję bez potrzeby jakichkolwiek dokumentów, dowodów, przelewów. Bo ich nie było.

Mógł zostać Prezydentem FIFA

Budżet grupy kolarskiej Bahrain-Merida to około 20 mln euro. Niewiele, jak na bogaczy z Bahrajnu. Efekt promocyjny? Ogromny. Podczas największych wyścigów (Giro, TdF, Vuelta) ludzie z całego świata godzinami obserwują na ekranach koszulki z napisem "Bahrain". Podobno po każdej dłuższej ucieczce kolarze tej grupy lub po zwycięstwie etapowym sam szejk Nasser dzwoni do dyrektora sportowego grupy i telefonicznie przekazuje gratulacje. Nieoficjalnie mówi się też o hojności członka rodziny królewskiej i wysokich premiach.

W 2011 roku Bahrajnowi zabrano prawo organizacji Grand Prix Formuły 1. Powód? Brutalne potraktowanie legalnych protestów opozycji. W lutym tego roku podczas demonstracji w stolicy kraju zginęło oficjalnie czterech ludzi. Nieoficjalnie mówi się o kilkudziesięciu ciałach (najbardziej wiarygodne źródła podają liczbę trzynastu zmarłych), setkach rannych i aresztowanych. Siły bezpieczeństwa nocą postanowiły zaatakować postawione na ulicach miasteczko protestujących. Nożami rozcinali namioty, wyciągali zaspanych opozycjonistów, bito ich do nieprzytomności. W całej stolicy było słychać strzały.

Po tych wydarzeniach, szejk Nasser publicznie ogłosił, że każdy sportowiec, który poprze opozycję, zostanie srogo ukarany. - Niezależnie od tego, czy jesteś sportowcem, działaczem, dziennikarzem, czy politykiem, znajdziemy cię i wrzucimy do więziennych lochów - mówił w kwietniu 2011 na antenie oficjalnej telewizji. Przewodniczącym specjalnej komisji, która miał - zamiast sądu! - decydować o karach tortur i więzienia został Salman ibn Ebrahim al Chalifa. Kolejny członek rodziny królewskiej (syn króla), a jednocześnie wysoko postawiony działacz piłkarski. Startował nawet w wyborach na Prezydenta FIFA.

Sytuacja (dzięki licznym aresztowaniom) się uspokoiła, a GP Bahrajnu wróciło do kalendarza F1 już w 2012 roku. - Nie nam rozstrzygać, czy w Bahrajnie doszło do złamania praw człowieka, czy nie - odpowiedział dziennikarzom rzecznik prasowy F1. Świat sportu błyskawicznie zapomniał o rzece ludzkiej krwi, która płynęła rok wcześniej ulicami Manamy.

Organizacje Human Right Watch oraz Amnesty International opublikowały wspólny raport, który jasno dowodzi, że reżim Bahrajnu szuka możliwości finansowania budżetu w kolejnych latach. Przewiduje się, że za 15-20 lat sprzedaż ropy naftowej nie zapewni już wysokich wpływów. Stąd pomysł rozwoju turystyki. Zachęcić ludzi do przyjazdu na tę piękną wyspę i zostawieniu tutaj swoich pieniędzy mają czołowi sportowcy świata. I to robią. Bardzo skutecznie.

Komentarze (1)
avatar
Doyley_69_FALUBAZ
19.07.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Kraje jak Bahrajn w tych czasach placa duza kase znanym ludziom zeby zrobily dobra reklame. W tym samym czasie coraz mniej uczciwych ludzi z honorem.