Drugi etap 71. Tour de Pologne zakończył się niespodziewanym zwycięstwem Petra Vakoca z Omega Pharma-Quick Step. Czech triumfował po ponad 200-kilometrowej ucieczce. Od Torunia do przedmieść Warszawy jechał wraz z Polakami: Bartłomiejem Matysiakiem oraz Przemysławem Kasperkiewiczem. Tuż przed wjazdem do stolicy zgubił ten duet i popędził samotnie na metę. Zafiniszował z przewagą 21 sekund nad drugim Michaelem Matthewsem.
[ad=rectangle]
- Zaskoczyła nas trochę ta sytuacja, ale na następnym etapie zachowamy więcej odpowiedzialności i postaramy się doprowadzić Matthewsa do sprintu o zwycięstwo. Jest w peletonie wiele zespołów, które mają sprinterów w składzie i żaden tak naprawdę nie gonił na całego. Zrobiliśmy to za słabo i za późno. Każdy zlekceważył Vakoca - przyznał David McPartland z Orica GreenEdge, w której jeździ Matthews. Australijczyk, który pojawił się na mecie jako drugi, świętował zwycięstwo, ponieważ jak sam przyznał - nie był świadomy, że przed nim znajduje się Czech.
Do pewnego momentu na czele peletonu znajdowali się kolarze AG2R, czyli grupy dotychczasowego lidera Jewhienija Hutarowicza. Kontrolowała ona przez ponad sto kilometrów różnicę, która oscylowała wokół czterech minut. W końcu jednak ta ekipa schowała się w cień, a czołówka uciekła na ponad siedem minut. Boris Vallee z Lotto-Belisol nazwał zachowanie AG2R "pokerową zagrywką". Nie przyniosła ona pozytywnego finału i ekipa straciła żółtą koszulkę.
Grupy sprinterów zabrały się za gonitwę za późno. - Nie mam pojęcia, dlaczego Vakoc nie był ścigany. Może grupy zdecydowały się na grę psychologiczną, która drogo je kosztowała. Mamy jeszcze dwa etapy sprinterskie, więc postaramy się pomóc Benowi Swiftowi - zapowiedział Gabriel Rasch z Team Sky.
Przed zawodnikami trzeci, lekko pagórkowaty etap z Kielc do Rzeszowa o długości 174 kilometrów. Teoretycznie jest to następna szansa na sprint z dużej grupy. Na trasie jest zlokalizowana tylko jedna premia górska III kategorii.