Przełom XX i XXI wieku to "czarny okres" w historii kolarstwa. Kontrolerzy antydopingowi mieli pełne ręce roboty - co rusz, zawodnicy ze światowej czołówki wpadali na stosowaniu niedozwolonych środków (głównie EPO).
Lance Armstrong, Jan Ullrich, Floyd Landis, Bjarne Riis - listę wstydu można wydłużać praktycznie w nieskończoność. Policyjne naloty, strzykawki w koszach na śmieci, ampułki leżące na podłodze pokoi hotelowych - taki obrazek wielkich wyścigów zapadł w pamięci kibiców.
W ostatnich latach dopingowych wpadek kolarzy było o wiele mniej. Oczywiście się zdarzały (choćby dyskwalifikacja polskiego mistrza świata Adriana Teklińskiego - pisaliśmy o niej TUTAJ >>), ale nie można ich porównywać do wydarzeń sprzed 20 i ponad lat.
ZOBACZ WIDEO: Wrzosek vs. Szpilka? Kibice tego chcą. Co na to KSW? "To jedna z opcji"
Tym bardziej zaskakują doniesienia hiszpańskiego dziennika "Marca". Otóż zdaniem Nacho Labargi doping w kolarstwie nadal istnieje. I jest realnym problemem.
Jak to możliwe, że nie ma już tak wielu wpadek dopingowych? Zdaniem dziennikarza "pomagają" w tym przepisy. Jak to możliwe?
- Hiszpańskie prawo dopingowe mówi, że nie można kontrolować sportowca w godzinach nocnych, od 23 do 6 rano - twierdzi dziennikarz. - I to okienko jest wykorzystywane przez oszustów. Zaraz po godz. 23 lekarze dawkują kolarzom niedozwolone środki, a przed szóstą rano nie ma już śladu po nich w organizmie.
"Marca" wskazuje również na problemy z dostępnością odpowiednich miejsc, gdzie próbki można badać. W Ameryce Południowej (gdzie często trenują kolarze) czy Afryce nie ma praktycznie szans, by dostarczyć pobraną krew w terminie do 48 godzin do laboratorium. Nawet w Hiszpanii jest z tym problem. Laboratorium współpracujące z WADA (Światowa Agencja Antydopingowa) jest czynne tylko do czwartkowego popołudnia. Od piątku przez weekend jest zamknięte.
Na początku 2024 roku zostały ujawnione informacje, że Hiszpanie wielokrotnie (nie tylko w kolarstwie) łamali przepisy antydopingowe. Wiele przypadków było tuszowanych, i to przez organizacje rządowe. WADA - której szefem jest Witold Bańka - zareagowała wówczas i przyznała, iż są poważne wątpliwości co do działania służb antydopingowych w tym kraju.
Czytaj także: Sprawą Karasia żyła Polska. I taki finał? "To nie jest porażka systemu" >>
Czytaj także: Rosjanie nie mają wstydu. Tam zatrudnili dopingowiczów >>