Gołota: Chyba w deszczu musiałem się urodzić…

Naderwane mięśnie ramienia i przedramienia sprawiły, że Andrzej Gołota nie był w stanie walczyć z Rayem Austinem w piątkowej walce w chińskim Chengdu. Polak dotrwał jedynie do końca pierwszej rundy. - Widzieliście co się stało, chyba w deszczu musiałem się urodzić, że mam takiego pecha - przyznał w rozmowie z Przeglądem Sportowym.

W tym artykule dowiesz się o:

Po walce Gołota pojechał do szpitala, gdzie lekarze usztywnili mu rękę. - Trzy miesiące mam wyjęte z życia. Będę miał o czym myśleć przez ten czas. Nie wiem, jak to się stało i co dalej z moją karierą - przyznał, ale jego żona szybko dodała: - To już koniec boksu.

- Poczułem ból pod koniec pierwszej minuty, chyba kiedy dostałem w biceps. Ale nie jestem pewien. Gdyby do końca była jedna runda, a nie jedenaście, to może jakoś bym wytrzymał. Ale na tym poziomie nie wygrywa się walk jedną ręką. Z bólu łzy same mi nachodziły do oczu, ale i tak chciałem go złapać ciosem z prawej. Przykro mi, że tak się stało - dodał.

- Cieszę się, że wygrałem, ale nie jestem zadowolony, że w ten sposób. Wiedziałem, że muszę rzucić się na Andrzeja od razu i trafiłem go. Przykro mi, że odniósł kontuzję, bo to mogła być dobra walka - powiedział Przeglądowi Sportowemu Ray Austin.

Źródło artykułu: