Unia Europejska nałożyła na Diegtiariewa sankcję w 2014 roku. Mężczyzna był wówczas deputowanym Dumy Państwowej - niższej izby rosyjskiego parlamentu. Powodem było jego wsparcie dla separatystycznej Donieckiej Republiki Ludowej, która dążyły do odłączenia się od Ukrainy.
Diegtiariew z zaskoczeniem przyjął informację o wycofaniu przez UE nałożonych na niego sankcji. Za pośrednictwem popularnego w Rosji kanału społecznościowego Telegram podkreślił, że nie zmienił swoich poglądów.
ZOBACZ WIDEO: Były kadrowicz stworzył niesamowitą grę. Siatkówka bez wstawania z kanapy
"Na listę sankcji UE trafiłem 11 lat temu, w lipcu 2014 roku, jako jeden z pierwszych deputowanych Dumy Państwowej. Dlatego informacja o zniesieniu sankcji była dla mnie zaskoczeniem, tym bardziej że moja pozycja polityczna przez ten czas się nie zmieniła” - napisał.
Ocenił również, że kluczową rolę dla decyzji UE odegrały naciski węgierskich władz. "Dziękuję stronie węgierskiej za konsekwentne stanowisko polityczne w obronie wartości olimpijskich. Sport jest istotnym elementem dyplomacji i powinien łączyć, a nie dzielić ludzi" - napisał.
UE zadecydowała również o anulowaniu sankcji dla trzech innych Rosjan - biznesmanów Wiaczesława Kantora i Władimira Raszewskiego oraz Gulbachory Ismailowej - siostry miliardera Aliszery Usmanowa. Wzbudziło to sprzeciw niektórych państw członkowskich. W odpowiedzi własne restrykcje wprowadziła Estonia.
- Podjąłem decyzję o nałożeniu krajowych sankcji finansowych na Kantora, Diegtiariewa i Ismailową, którzy zostali wykreśleni z unijnej listy pod presją Węgier - oświadczył minister spraw zagranicznych tego kraju Margus Tsahkna. Dodajmy, że Diegtiariew wciąż objęty jest sankcjami w Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Australii, Nowej Zelandii i Ukrainie.
Mężczyzna pełni funkcję ministra sportu w rosyjskim rządzie od maja 2024 roku. W grudniu został również wybrany na prezydenta Rosyjskiego Komitetu Olimpijskiego.