Radosław Piesiewicz może mijający rok uważać dla siebie za bardzo udany. Mówiło i mówi się o nim głośno i to w wielu aspektach. A szef Polskiego Komitetu Olimpijskiego lubi stać w świetle reflektorów, nawet jeśli to światło nie zawsze korzystne.
Teraz właśnie przyznał, że przeforsował kandydaturę prezydenta RP do władz Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego.
Tak, tego komitetu, w którym zasiada jeszcze wybitna polska kolarka Maja Włoszczowska. Komitetu, w którym przed nią zasiadała jeszcze wybitniejsza sportsmenka, legenda Irena Szewińska.
ZOBACZ WIDEO: Afera w polskiej kadrze. Trener z zawodniczką do dziś nie porozmawiali
A teraz ma się rozsiąść Andrzej Duda, który ze sportem ma tyle wspólnego, że czasem pomknie z górki na łeb, na szyję, albo zaklaszcze do skoków narciarskich, ewentualnie jakiś mecz na Stadionie Narodowym obejrzy.
Szef polskiego olimpizmu kompromituje nas tą kandydaturą.
Że Piesiewicz z władzą flirtuje, wiadomo było od dawna. To znaczy od 2023, gdy wiosną został prezesem PKOl. I jako pierwszy w historii prezes tej instytucji postanowił pobierać pensję. I załatwił pieniądze ze spółek skarbu państwa, co pozwoliło potem wynająć wystawną willę w Paryżu podczas igrzysk i nazwać ją Domem Polskim. Za - bagatelka - 12 mln zł.
Oczywiście ten flirt z politykami trwać długo nie mógł, bo po jesiennych wyborach parlamentarnych władzę przejęła formacja, z którą prezesowi nie pod rękę.
No pewnie, że miło nie było, ale na pewno głośno. Wojna z ministrem sportu Sławomirem Nitrasem już ostatecznie - można powiedzieć - "spopularyzowała" Piesiewicza.
Media chętnie to relacjonują, nazwisko zapada w pamięć, postać widać na bilbordach, bo prezes nagle stoi wśród sportowców w białym sweterku, jakby był jednym z nich, i promuje polską kadrę olimpijską. No mistrz.
Rozpędzał się tak od jesieni 2023, kiedy dziennikarz WP Dariusz Faron ujawnił, że Piesiewicz chce wprowadzić nowy statut, który będzie przedłużał pierwszą kadencję prezesa z czterech do ośmiu lat (więcej TUTAJ). Nie udało się, nagłośnienie zaszkodziło.
A potem te igrzyska, najsłabsze od 20 lat. No i teraz Duda, który wiosną kończy urzędowanie, więc chętnie dołączy do komitetu, którego nowego szefa poznamy w marcu (swoją drogą ciekawe czy dołączy dopiero w sierpniu, po zakończeniu kadencji?). Tak czy inaczej to fajna robota, nie na takim świeczniku jak urząd prezydenta kraju, ale też sporo podróży, fajne imprezy, duże, medialne, no i także osiem lat.
Zabawa w jazdę na biegu wstecznym trwa. Obawiam się, że może się skończyć bolesną wywrotką. Dla polskiego sportu.
Rafał Suś, WP SportoweFakty