Jeżeli chodzi o walkę z pandemią koronawirusa, nie ma takiego drugiego kraju na świecie jak Chiny. Za Wielkim Murem stosuje się zasadę "zero tolerancji". Kilka przypadków zakażenia w danej dzielnicy skutkuje najczęściej twardym lockdownem dużego, wielomilionowego miasta. Dzięki temu kraj, w którym mieszka prawie 1,5 miliarda ludzi, notuje zaledwie kilkadziesiąt nowych zakażeń dziennie. Od początku pandemii w Chinach zmarło niespełna 5 tysięcy osób. W Polsce? 110 tysięcy...
Mając w pamięci zeszłoroczne igrzyska olimpijskie w Tokio (najazd kilkudziesięciu tysięcy sportowców z całego świata spowodował w Japonii wzrost liczby dziennych zakażeń na poziomie 500-600 procent), w Chinach obawiano się kończących właśnie IO. Służby medyczne robiły wszystko, co możliwe, aby nie powtórzyła się historia z Japonii. Wygląda na to, że się udało. Zakażeń w najludniejszym kraju świata jest obecnie mniej niż jeszcze miesiąc temu.
Pod specjalnym nadzorem Xi Jinpinga
Wedle nieoficjalnych źródeł przed rozpoczęciem IO przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinping osobiście nadzorował pracę służb medycznych, które przygotowały olimpijską "bańkę". Bańkę, w której codziennie przebywało kilkadziesiąt tysięcy osób - sportowców, trenerów, działaczy, dziennikarzy, sędziów, wolontariuszy, kucharzy, itd., itd.
Chciał mieć pewność, że igrzyska nie spowodują niekontrolowanego rozwoju pandemii koronawirusa. Pandemii, którą za Wielkim Murem udaje się trzymać w ryzach - od wielu miesięcy.
- Podczas igrzysk w Tokio zagraniczni goście po dwutygodniowym okresie kwarantanny mogli swobodnie poruszać się po mieście, mieszać z Japończykami - napisał na łamach "New York Timesa" Andrew Keh. - Bezpieczną bańkę próbowali stworzyć: NBA czy szefowie UEFA przy okazji finałów Ligi Mistrzów w 2020 roku. Ale uwierzcie, to jest nic w porównaniu z tym, co przygotowali Chińczycy. Żaden z uczestników IO w Pekinie nie może opuścić zamkniętego środowiska. Musi poruszać się tylko na linii: obiekty sportowe, centra medialne, wioski sportowców i hotele.
"Będę najszczęśliwszą osobą na świecie"
Wszystkie wyżej wymienione obiekty - również hotele - były chronione przez policję, aby nikomu nie wpadło do głowy łamać przepisów covidowych. Uczestnicy IO poruszali się tylko i wyłącznie środkami komunikacji przeznaczonymi tylko dla nich. Nie mogli ot tak wsiąść sobie do metra, autobusu czy taksówki.
ZOBACZ WIDEO: Świetne igrzyska w wykonaniu Stocha. "Do medalu mało brakowało"
Każda z reprezentacji narodowych miała tzw. oficera łącznikowego ds. COVID. Oficerowie byli odpowiedzialni za to, by przestrzegano wszelkich procedur, by każdy miał zainstalowaną odpowiednią aplikację "szpiegującą" w swoim telefonie, etc. - Będę najszczęśliwszą osobą na świecie, jak wrócę z Pekinu i wszystkie te obowiązki zostaną ze mnie ściągnięte - przyznała Zuzana Tomcikova, oficer ds. COVID w reprezentacji Słowacji. A w przeszłości - w Vancouver 2010 - bramkarka słowackiej drużyny narodowej w hokeju na lodzie.
Specjalne ograniczenia obowiązywały nie tylko sportowców z całego świata, ale także Chińczyków, którzy pracowali przy obsłudze igrzysk olimpijskich.
Bez kontaktu z własnymi rodzinami
- Wolontariusze, kucharze czy kierowcy również są częścią zamkniętej bańki - napisali w serwisie internetowym BBC, Kai Wang i Wanyuan Song. - Nie będą mieli fizycznego kontaktu ze światem zewnętrznym, nawet z własnymi rodzinami.
Chińczycy nauczyli się na błędach, które popełniono w Tokio. Tam wolontariusze po dniu pracy wracali do domów i zakażali swoich bliskich. W Pekinie to niemożliwe.
- Sportowcy i inni uczestnicy IO nie mogli odwiedzać atrakcji turystycznych Pekinu, restauracji i barów. Miasto widzieli tylko z okien autobusów, które dowoziły ich z hoteli na areny sportowe i z powrotem - potwierdzili Wu I Ken Moritsugu w artykule napisanym dla agencji Associated Press.
"I tak bym nie poszedł"
Na trybunach aren olimpijskich nie było ani kibiców zagranicznych (ci nie mogli przylecieć do Pekinu), ani... miejscowych. Mieszkańcy Pekinu nie byli w stanie nabyć wejściówek. Nie było ich w sprzedaży. - I tak bym nie poszedł - serwis Time cytował mieszkańca Pekinu, Guo Haifenga. - Po co narażać swoje zdrowie?
Osoby, które były na trybunach niektórych dyscyplin, były zaproszone przez organizatorów. To byli zazwyczaj odpowiednio wyselekcjonowani członkowie partii komunistycznej, która rządzi w Chinach.
- Zorganizowaliśmy bezpieczne igrzyska, które nie spowodowały łez żadnej z chińskich rodzin - pochwalił się Xi Jinping. - Zdaliśmy egzamin.
- Ale za jaką cenę? - dopytywali dziennikarze z całego świata.
Coś o niej może powiedzieć Natalia Maliszewska, która przez zamieszanie z testami na obecność koronawirusa nie wystartowała na swoim koronnym dystansie i tym samym została pozbawiona szans na medal. A potem podawała w wątpliwość sensowność testów - więcej przeczytasz TUTAJ >>.
Czytaj także: "Następnym krokiem atak na Ukrainę". Legenda łyżwiarstwa nie zostawia suchej nitki na MKOL >>
Czytaj także: Nie mogło być innego sposobu na świętowanie sukcesu. Nowozelandczycy oszaleli po złotym medalu >>