Dramat Mateusza Sochowicza rozegrał się na początku listopada ubiegłego roku. Polak uderzył w zamkniętą bramkę przejazdową, która powinna być otwarta. Doznał poważnej kontuzji, ale mimo to zdołał wystąpić na igrzyskach olimpijskich.
W Pekinie zajął indywidualnie 25. miejsce. Lepiej poszło w sztafecie, gdzie Biało-Czerwoni znaleźli się na 8. pozycji - najwyższej spośród państw, które nie posiadają toru. Teraz Sochowicz podsumował występ.
"Tegoroczne igrzyska były dla mnie osobiste, bo wyszarpałem je zębami i postanowiłem ich doświadczyć. Wyniki były dodatkiem, choć nie ukrywam, że ta sportowa złość mimo wszystko upomina się, że mogło być dużo lepiej" - napisał Sochowicz na Instagramie.
ZOBACZ WIDEO: Świetne igrzyska w wykonaniu Stocha. "Do medalu mało brakowało"
Podkreślił, że przeszedł przez wiele niepowodzeń w drodze na igrzyska. Musiał płacić za każdy ślizg, cierpiał katusze na stole fizjoterapeutycznym. Dodał także, że musiał mierzyć się z wieloma nieprzychylnymi komentarzami.
"Trochę bolesna rzeczywistość, że za granicą człowiek jest dużo bardziej szanowany niż w ojczyźnie i zamiast docenić, że mimo tylu przeciwności jest grupka poj******w, którzy uprawiają ten sport i na przekór tego, że totalnie nie ma do tego warunków robią, co mogą" - skomentował.
Dodał ponadto, że stoi przed dużym dylematem, czy nadal chce reprezentować kraj ludzi, z którymi w ogóle się nie utożsamia. "Polsko, uwsteczniasz się" - zakończył.
Czytaj także:
- Oni mieli największe szczęście do warunków. Trudne zadanie Kamila Stocha
- Ostatnie igrzyska w karierze Piotra Żyły? "W emocjach coś tam gadałem"