Igrzyska olimpijskie w Soczi były wyjątkowo udane dla Polaków. Wywalczyli wówczas sześć medali, z czego aż cztery złote. Każdy zdobyty w emocjonującej i zaciętej walce. Dla Justyny Kowalczyk to nie przeciwniczki stanowiły największe wyzwanie, a jej organizm. Kilka dni po rozpoczęciu imprezy głównej, z powodu silnego bólu stopy, zdecydowała się na prześwietlenie. Wykazało ono wielowarstwowe złamanie piątej kości śródstopia.
"Prześwietlenie mojej stopy. Wielowarstwowe złamanie. Z pozdrowieniami dla wszystkich "ekspertów". Spokojnie, biegam dalej" – napisała na swoim Instagramie, dodając zdjęcie badania.
Biegaczka z Kasiny Wielkiej sezon olimpijski rozpoczęła od dwóch wygranych w Ruce. Obydwie konkurencje przeprowadzone były stylem klasycznym, czyli tym, który lubiła najbardziej. To właśnie bieg na 30 km "klasykiem" na igrzyskach olimpijskich w Vancouver przeszedł do historii. Podopieczna Aleksandra Wierietielnego walczyła o zwycięstwo z utytułowaną Norweżką Marit Bjoergen. Decydowały ostatnie metry. Ostatecznie Polka okazała się lepsza o 0,3 sekundy.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus wpływa na igrzyska. Tracimy przez to szanse na sukces
Cztery lata później na IO w Soczi największych szans na złoty medal u Kowalczyk upatrywano w rywalizacji na 10 km stylem klasycznym. Był to jej "koronny dystans". W ostatnim sprawdzianie przed imprezą główną zajęła jednak "dopiero" piąte miejsce, przez co nadzieje na zwycięstwo zmalały. Przed zawodami podkreślała, że odczuwa ból w stopie, jednak zamierza walczyć o czołowe lokaty. Kontuzji nabawiła się podczas świętowania urodzin. Uderzyła wówczas pechowo w stół.
Igrzyska nadeszły, a stopa nie została wyleczona. W pierwszym starcie, jakim był bieg łączony, czterokrotna zdobywczyni Kryształowej Kuli uplasowała się na szóstej pozycji. Z triumfu cieszyła się Marit Bjoergen.
Kolejny bieg, jak się później okazało, był jednym z najważniejszych w karierze Kowalczyk. Podchodząc do rywalizacji na 10 km stylem klasycznym, Polka wiedziała już, że jej stopa jest złamana. Podkreśliła jednocześnie, że ta informacja nic nie zmienia i zamierza dalej startować.
- W tej chwili najważniejsze dla zawodniczki jest zapewnienie jej komfortu w starcie na 10 km stylem klasycznym. Zastosowaliśmy blokadę (zastrzyk przeciwbólowy), Justyna używa też specjalnej wkładki usztywniającej stopę. Nie wiem, czy podczas biegu odczuwa ból, ale subiektywna opinia zawodniczki jest taka, że nie odczuwa – informował jej lekarz Stanisław Szymanik. Kibice podziwiali waleczność mistrzyni olimpijskiej z Vancouver, jednak ich wiara w zwycięstwo osłabła.
Najważniejszy bieg odbył się 13 lutego 2014 roku. Kowalczyk startowała w połowie stawki. Już na pierwszym punkcie pomiaru prowadziła. Jej przewaga z kilometra na kilometr rosła. Wiara w wygraną powróciła. Polska królowa zimy przekroczyła linię mety z czasem 28.17,8 min i pozostało jej czekać na to, co zrobią rywalki.
Zaledwie po kilku minutach od zakończenia swojego występu po policzkach mistrzyni z Liberca popłynęły łzy - zarówno szczęścia, jak i bólu. Wiedziała, że zwyciężyła. Pokonała rywalki, ale również przeciwności losu - nie śmieliśmy o tym marzyć, a jednak się zdarzyło - komentował Przemysław Babiarz, gdy Kowalczyk wchodziła na najwyższy stopień podium. Druga Charlotte Kalla straciła do naszej reprezentantki aż 18,4 s. Była to deklasacja. Jej największa rywalka Marit Bjoergen ukończyła rywalizację dopiero na piątym miejscu.
- Dziękuję wszystkim, którzy nie chcieli, żebym biegła, tym którzy we mnie nie wierzyli. W ten sposób mnie zmobilizowali do walki. Powiedziałam sobie przed tym biegiem, że albo wygram, albo zdechnę na trasie. Końcówkę już praktycznie maszerowałam, nie dałam już rady biec. Cała ekipa była tam ze mną. Trener Wierietielny aż się popłakał na koniec - przyznała mistrzyni olimpijska po biegu dla TVP Sport. Dzień 13 lutego okazał się niezwykle szczęśliwy dla zawodniczki, jak i jej kibiców.
Justyna Kowalczyk jest najbardziej utytułowaną polską biegaczką narciarską. Ostatnią jej dużą imprezą były mistrzostwa świata w Seefeld. Wcześniej zakończyła starty w Pucharze Świata. Do marca 2021 była asystentką głównego trenera Kadry Narodowej Kobiet w biegach narciarskich. Obecnie pełni funkcję dyrektora sportowego Polskiego Związku Biatlonu.
Czytaj także:
Śmierć na igrzyskach. Tragedia, której można było uniknąć
Sprzedawali koszulki, aby spełnić marzenie. O jamajskich bobsleistach mówił cały świat