Rok do rozpoczęcia igrzysk w Tokio. "Jesteśmy pionierami na świecie"

Getty Images / Na zdjęciu: logo igrzysk olimpijskich
Getty Images / Na zdjęciu: logo igrzysk olimpijskich

Dokładnie za rok, 23 sierpnia 2021 roku mają rozpocząć się igrzyska w Tokio. Polski Komitet Olimpijski przekonuje, że bezpieczeństwo naszych sportowców na tej imprezie będzie sprawą priorytetową. Jeśli oczywiście ona się odbędzie, co jest niewiadomą.

Przed telewizorami znów zasiadłoby grubo ponad miliard widzów. Z kolei 80 tysięcy ludzi zgromadzonych na stadionie byłoby naocznymi świadkami spektakularnego show, jakie zapowiadali organizatorzy na otwarcie 32. Igrzysk Olimpijskich. W piątek 24 lipca stadion w Tokio będzie jednak pełen pustych krzesełek, tęskniących za kibicami, sportowcami z całego świata i atmosferą święta idei olimpizmu.

Już kilka miesięcy temu, z powodu pandemii koronawirusa, ogłoszono przełożenie największej sportowej imprezy o 12 miesięcy. Igrzyska mają się rozpocząć 23 lipca - dokładnie rok przed ceremonią rozpoczęcia Polski Komitet Olimpijski postanowił przedstawić, jak wygląda sytuacja naszego sportu.

Najważniejsze bezpieczeństwo

Na czwartkowej konferencji prasowej nikt nie ukrywał, że na przyszłorocznych igrzyskach celem nadrzędnym będzie zapewnienie bezpieczeństwa. Wszystkim - sportowcom, trenerom, działaczom, kibicom i dziennikarzom.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nie tylko świetnie skacze o tyczce. Akrobatyczne umiejętności Piotra Liska

- To podstawowy warunek - mówił szef Polskiego Komitetu Olimpijskiego, Andrzej Kraśnicki. - Zakładamy, że igrzyska odbędą się w takiej formule, na jaką pozwoli bezpieczeństwo. Jesteśmy po sesji MKOL, z której wypłynęło jasne stanowisko - Tokio będzie świetnie przygotowane i wszystkie eventy odbędą się zgodnie z planem. Organizacja jest dopięta na ostatni guzik.

Jako gość honorowy głos zabrał także przedstawiciel gospodarza igrzysk, ambasador Japonii Tsukasa Kawada. - Zrobimy wszystko, żeby igrzyska zostały zorganizowane bez zagrożenia dla zdrowia kogokolwiek. Wierzymy, że dokładnie za rok odbędzie się w Tokio ceremonia rozpoczęcia, a w kolejnych dniach sportowcy rozpoczną zmagania w 34 dyscyplinach.

Kraśnicki zdradził, ile pieniędzy już stracił Międzynarodowy Komitet Olimpijski przez samo przełożenie imprezy o jeden rok. - Sam ten fakt kosztował około 6 miliardów dolarów. Mamy pełną świadomość, że to nie będą takie same igrzyska, że zostaną poczynione pewne zmiany. Ale musimy się nauczyć z tym żyć, koronawirus dotyka wszelkie sfery naszego życia, nie tylko sport - ocenił.

Jednym smutek, innym radość

Na konferencji w Centrum Olimpijskim pojawili się także ci, którzy za 12 miesięcy będą walczyć o medale dla Polski. Anita Włodarczyk jest jedną z niewielu osób, dla której przełożenie igrzysk było pozytywną informacją, która może jej pozwolić walczyć o trzeci w karierze złoty medal olimpijski.

- Moje przygotowania są specyficzne, w ubiegłym roku przeszłam zabieg kolana i nadal się rehabilituję. Dodatkowy rok to dla mnie bardzo cenny czas, który może mi ułatwić drogę do trzeciego złotego medalu. Traktuję to jako drugą szansę - oceniła wybitna polska młociarka (więcej TUTAJ).

Z kolei reprezentantka Polski we wspinaczce sportowej Aleksandra Mirosław nie kryła, że po ogłoszeniu decyzji o przełożeniu igrzysk daleko jej było do radości.

- Mocno odliczałam dni do Tokio i w pewnym sensie się zasmuciłam, nawet mimo tego, że uważam to za słuszną decyzję. Trzeba myśleć, że to dodatkowy rok na jeszcze lepsze przygotowanie - oceniła. Podobnie uważa kolarz torowy Mateusz Rudyk.

- Sama decyzja o przełożeniu imprezy była trudna do przełknięcia. Ostatnie cztery lata poświęciłem na szykowanie szczytu formy właśnie na ten miesiąc. Trzeba jednak z tego wyciągnąć pozytywy, będzie więcej czasu na szlifowanie swojej dyspozycji - ocenił.

- Cały ten rok jest dla nas, sportowców, ogromnym zaskoczeniem. W moim przypadku te dodatkowe miesiące mogą jednak posłużyć na złapanie doświadczenia i jeszcze lepszych umiejętności - podsumował z kolei pięcioboista Łukasz Gutkowski.

"Polska pionierem na świecie"

Szefem polskiej misji olimpijskiej jest Marcin Nowak, który w czwartek ujawnił dane dotyczące kwalifikacji dla naszych sportowców. Jego zdaniem w Tokio możemy spodziewać się podobnej liczby polskich zawodników, co cztery lata temu w Rio de Janeiro, gdzie reprezentowało nasz kraj 240 osób.

- Oczywiście, proces kwalifikacyjny trwa i jest w różnych fazach, zależnie od dyscypliny. Można już jednak powiedzieć, że jesteśmy w połowie drogi i na ten moment uzyskaliśmy możliwość startu w Tokio w 17 dyscyplinach. Mamy apetyt na więcej i wiemy, że ta liczba zdecydowanie się zwiększy. Nie wszystkie etapy kwalifikacji są jeszcze zakończone - przyznał.

Według niego Polska jest pionierem na świecie jeśli chodzi o dostępność obiektów sportowych dla zawodników.

- W innych krajach nie jest tak dobrze. U nas większość miejsc do treningu już od dawna jest otwarta i olimpijczycy mogą trenować w odpowiednich warunkach. Liczymy, że to przysłuży się w zdobyciu kwalifikacji, a później w liczbie medali.

Igrzyska dowodem na brak strachu

Zapowiedzi i zapewnienia o bezpieczeństwie podczas największej sportowej imprezy wcale nie znaczą, że ona na pewno się odbędzie. Sytuacja pandemiczna na świecie może zmienić się bardzo szybko. W Japonii zachorowało 26 303 osób, zmarło 989 z nich. W ostatnich dniach zaczęło pojawiać się coraz więcej nowych przypadków - w środę zarejestrowano ich aż 567.

W takiej sytuacji nikt nie może zagwarantować, że za kilka miesięcy Międzynarodowy Komitet Olimpijski znów będzie musiał obradować i ustalić nową datę lub je odwołać - po raz pierwszy od II wojny światowej.

Dobrą wiadomością dla kibiców był na pewno wynik niedawnych wyborów na gubernatora Tokio, które wygrała Yiriki Koike. Gdyby triumfował Taro Yamamoto, który głośno mówił o swoim sprzeciwie wobec odbycia się igrzysk, sytuacja byłaby patowa.

Koike jest większą optymistką, choć szef komitetu organizacyjnego Yoshiro Mori ogłosił publicznie, że jeśli sytuacja w Japonii w kontekście coraz większej liczby chorych na koronawirusa nie ulegnie poprawie, o olimpijskiej idei w stolicy kraju trzeba będzie zapomnieć.

Gdyby jednak udało się doprowadzić do odbycia igrzysk olimpijskich, byłby to wielki sygnał dla całego świata, że koronawirus nie może odebrać ludziom wszystkiego.

Źródło artykułu: