Opinia publiczna, zwłaszcza ta internetowa, aż kipi z oburzenia, że na igrzyskach olimpijskich w ringu w zawodach bokserskich kobiet pojawili się mężczyźni. Chodzi o Imane Khelif oraz Lin Yu-ting. Tylko że ONE nie wzięły się znikąd. Algierka już występowała w Tokio w 2021, Tajwanka to mistrzyni azjatycka, zdobywczyni trofeów mistrzostw świata.
Po walce Algierki z Włoszką, ta ostatnia wyznała, że poddała walkę po kilkudziesięciu sekundach, bo "ratowała swoje życie", gdyż ciosy rywalki były potężne. - Trenuję ze swoim bratem i często walczyłam przeciwko mężczyznom, ale czułam dzisiaj zbyt dużo bólu.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zabawa Lewandowskiego na treningu. Co za technika!
To oczywiście dolewa oliwy do ognia (nawiasem mówiąc - to tłumaczenie z gatunku tych, że niby kobieta nigdy nie może być silniejsza niż facet).
Sprawa, w tym przypadku, wydaje się dość prosta. Khelih na przykład "cierpi na hiperandrogenizm (wyższy niż normalny poziom androgenów we krwi), chorobę, która powoduje wyższy poziom testosteronu. Problem zbyt wysokiego poziomu testosteronu doprowadził do jej dyskwalifikacji na mistrzostwach świata w boksie w 2023 roku. Od czasu tego incydentu Imane przechodziła leczenie i wszystko wróciło do normy” - czytamy w oświadczeniu algierskiego komitetu olimpijskiego.
MKOl zbadał obie zawodniczki i uznał przed igrzyskami, że hormony są na odpowiednim poziomie i mogą startować.
Musimy po prostu zrozumieć, że są wśród nas osoby, u których te poziomy są zaburzone. Przykład? Cierpiący na cukrzycę Polak Matusz Rudyk musi zażywać insulinę. Przedolimpijskie badanie wykazało za wysoki poziom hormonu. Kolarza zawieszono. Głównie dlatego, że nie zgłosił wcześniej zgodnie z procedurami, że zażywa hormon, więc na podstawie wyniku testu groził mu zakaz startu w Paryżu. Na szczęście wszystko się wyjaśniono.
Podobnie u pięściarek: hormon został obniżony, więc wszystko jest zgodnie z przepisami.
Musimy pogodzić się z tym, że z takimi sytuacjami będziemy mieli do czynienia coraz częściej. Sport i jego tradycyjny podział na zawody kobiet i zawody mężczyzn będzie narażony na tego typu spory.
Można powiedzieć: postęp paraliżuje sport. Bo sport potrzebuje sztywnych reguł, a te w takich przypadkach zawsze będą niedostatecznie jasne. No bo choć testosteron obu zawodniczek jest w normie, to jednak zapewne są one w istocie silniejsze od koleżanek.
Tak czy inaczej mamy tu do czynienia z postępem, oczywiście wynikającym z dokonań nauki, która wreszcie pozwoliła nam dostrzegać osoby czujące o sobie inaczej niż wynikałoby z ich płci urodzenia.
Świetnie, że możemy to wreszcie uznać za normalne, tyle tylko że rzadziej się zdarzające. Że to nie jakieś zboczenie, dziwactwo, niespotykane odstępstwo. Bo jeśli do niedawna niespotykane było, to nie dlatego, że nie istniało, tylko dlatego, że nasze reguły nie pozwalały na to spoglądać ze zrozumieniem, a osoby takie były po prostu społecznie wykluczone.
W wywiadzie dla WP, który przeprowadziła moja redakcyjna koleżanka, mówi Michał, który był wtedy w procesie tranzycji, czyli wracał do płci takiej, w jakiej się czuł.
Możliwość bycia tym, kim na prawdę się czujemy, to wielki krok w stronę niedostrzeganej kiedyś wolności. Ale wolność ma to do siebie, że zawsze znajdą się tacy, którzy będą chcieli ją nagiąć i wykorzystać do swoich celów.
I w sporcie też tak się dzieje. Znamy przypadki, gdy zmiana płci budziła wielkie kontrowersje i podejrzenia, że następowała tylko po to, by zwiększyć szanse na medale. To m.in. historia Laurela Hubbarda, który podnosił ciężary, ale z sukcesami wtedy, gdy mógł podnosić jako ona.
W przypadku "kontrowersyjnych pięściarek" nie ma zmiany płci w celu osiągnięcia sportowych sukcesów. Więc cała ta awantura to po prostu burza w szklance wody.
Rafał Suś, WP SportoweFakty
CZYTAJ TAKŻE
-------> Ekspert: awanturę na temat pięściarek wywołał rosyjski szef federacji
-------> Wygrać ze strachem. To zadecydowało o zwycięstwie Igi Świątek
Osobiście wolałbym /zrezygnować niż z taki walimłotem boksować i mieć np skrzywiony nos. Dla kobiet to bar Czytaj całość