Decyzją Międzynarodowej Federacji Kajakowej reprezentantka Polski została zawieszona tuż przed rozpoczęciem igrzysk olimpijskich 2024. W organizmie Doroty Borowskiej wykryto bowiem zabronioną substancję - clostebol.
Badanie zostało przeprowadzone w trakcie czerwcowych zawodów we Włoszech. 28-latka zamierzała skorzystać z prawa odwołania się i zażądania przebadania próbki B. Nie da się ukryć, że kajakarka znalazła się w trudnej sytuacji.
W połowie lipca pojawiły się pierwsze doniesienia o problemach Borowskiej. Kajakarka wynajęła prawników i do samego końca wierzyła, że będzie mogła wystąpić na najważniejszej imprezie czterolecia.
- Jej sprawę prowadzi International Test Agency, o sprawie wszystkie strony zostały poinformowane dzisiaj. Dorocie Borowskiej mogą grozić cztery lata dyskwalifikacji - przewidywał Michał Rynkowski, dyrektor Polskiej Agencji Antydopingowej, w rozmowie z WP SportoweFakty (więcej TUTAJ).
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Ależ to zrobili! Zobacz, jak zabawiły się gwiazdy futbolu i koszykówki
Borowska robiła wszystko, co w jej mocy, by móc wystąpić na igrzyskach olimpijskich. Swoim odwołaniem nic jednak nie wskórała. International Testing Agency (ITA) podtrzymała decyzję o zawieszeniu.
Po czwartkowej decyzji ws. występu na igrzyskach olimpijskich w Paryżu zawodniczka zabrała głos w mediach społecznościowych. Opublikowała krótkie oświadczenie, w którym poprosiła kibiców, żeby jej przedwcześnie nie osądzać.
"Dziękuję wszystkim, którzy są. Przepraszam za to, że zawiodłam. Pomimo, że od zawsze dbałam, aby wszystko co piję i jem było bezpieczne, tego nie byłam w stanie przewidzieć. Nikt normalny nie byłby w stanie. Proszę zanim osądzicie, zastanówcie się czy macie takie prawo. Zastanówcie się, jak byście się czuli jak jeden błąd niszczy wasze, a nawet życie kilku osób. Ja postaram się, wytrzymać jeszcze chwilę" - napisała.
Przypomnijmy linię obrony kajakarki. Borowska twierdziła, że śladowe ilości clostebolu mogły dostać się do jej organizmu poprzez maść weterynaryjną dla psa.
- Badania sierści psa i moich włosów mają wykazać, że to były śladowe ilości, których świadomie nie zażyłam - wyjaśniła w rozmowie z Beatą Oryl-Stroińską z portalu sportowy-poznan.pl.
Sportsmenka zabierała swojego psa na każde zgrupowanie. Na rozprawie przekonywała, że wszystkie dokumenty, dowody czy nawet artykuły naukowe świadczą o jej niewinności.
Czytaj więcej:
Zwrot ws. Polki? Tak doping dostał się do jej organizmu