Z Paryża Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
To było dość wymowne. Gdy Qinwen Zheng szykowała się do przełamania Igi Świątek w jedenastym gemie drugiego seta, nad kortem Philippe/a Chartiera zebrały się ciemne chmury, a na trybunach rozpłakało dziecko. Kto wie, może ma polskie korzenie?
Iga Świątek w czwartek straciła ogromną szansę na olimpijskie złoto. Odpadła w półfinale z tenisistką prezentującą tego dnia najwyższy światowy poziom, serwującą niczym kiedyś Serena Williams, biegającą jak robot i uderzającą forhendem jak maszyna.
Ale i tak to Polka popełniła niezwykle dużo niewymuszonych błędów, bo aż 36. W pierwszym secie była cieniem samej siebie, zupełnie nie przypominała zawodniczki, która dzień wcześniej w wielkim stylu odwróciła losy spotkania z Danielle Collins.
ZOBACZ WIDEO: "Pod siatką": Tomasz Fornal pokazał sześciopak. "Masz ostatnią szansę"
Choć początek drugiej partii dawał nadzieję, że sytuacja ze środy się powtórzy. Szybko zrobiło się bowiem 4:0 dla Polki i gdy oswajaliśmy się z nadejściem trzeciego seta, doszło do niezrozumiałej sytuacji. Siódmy gem był niczym walka na śmierć i życie, bo oznaczał, że albo Iga "odjedzie", albo.... Każda piłka ważyła tonę. I wkrótce stało się - było 4:4.
Niestety, było czuć, że Chince wychodzi w czwartek zbyt dużo, żeby to przegrać. Jakby to nie mogło się skończyć jej porażką, nie przy takim poziomie gry. I niestety, sprawdziło się.
Wspomniany płacz dziecka na trybunach zwiastował koniec szans Polki na złoto. Dodajmy: szans ogromnych, wielkich jak nigdy, bo na najukochańszym korcie Igi, gdzie stawała się ona światową dominatorką, gdzie grać uwielbia. Kto wie, Iga - choć piekielnie mocna psychicznie - być może jednak zbyt wielki ciężar oczekiwań swoich i naszych miała na barkach.
Po ostatniej piłce Zheng wybuchła radością, nie mniejszą chińscy dziennikarze na trybunie prasowej. Ci od początku zachowywali się bardziej jak kibice - głośno dopingowali rodaczkę, przy okazji ostentacyjnie okazując radość po błędach Igi Świątek. Sytuacja niespotykana na trybunach tenisowych.
Po wykorzystanej przez Zheng piłce meczowej jeden z nich przez kilkanaście sekund bezustannie krzyczał do ekranu telefonu. No ale trudno mieć do niego pretensje.
Dla Świątek to wielkie rozczarowanie, złoto igrzysk olimpijskich miało być w tym sezonie jej celem numer jeden. Ale to jeszcze nie koniec szans na medal. W piątek liderka światowego rankingu zagra o brąz. Nigdy nie będzie smakowało jak złoto, nie dla najlepszej tenisistki świata.
Po porażce z Chinką Świątek błyskawicznie zeszła z kortu. Można się tylko domyślać, że nie chciała okazywać emocji przed tysiącami kibiców na trybunach i dziesiątkami telewizyjnych kamer. Jednak się nie udało - podczas rozmowy z Eurosportem emocje puściły i Polka rozpłakała się.
Po kilkunastu minutach pojawiła się w strefie wywiadów dla dziennikarzy prasowych i internetowych, polskich i zagranicznych, jednak nie zatrzymała się. Ocierając łzy poszła dalej, odmawiając tym samym dalszych komentarzy. - Sorry, next time - usłyszeliśmy.
Czy to zaskakujące? Nie. 23-latka jest osobą niezwykle emocjonalną, przeżywającą swoje niepowodzenia, porażka w półfinale igrzysk olimpijskich to musi być ogromny cios. I jej decyzję przyjęto ze zrozumieniem.
Czytaj też:
1149 dni. Koniec serii Igi Świątek
Szok. Katastrofa przy nazwisku Świątek
A przygotowanie mentalne na poziomie przedszkola.
Bardzo,o chciała Czytaj całość