W spotkaniu kończącym MŚ Dywizji 1A podopieczni Jacka Płachty byli tylko tłem dla rywali, którzy nie zamierzali okazywać litości i wbili Polakom aż 11 goli. Biało-Czerwoni pożegnali się z turniejem w najgorszy możliwy sposób, ale były reprezentant Polski i olimpijczyk z Calgary, Roman Steblecki przypomina, że cel minimum został wykonany - Polacy utrzymali się na zapleczu elity.
- Brak słów. Nikt nie mógł spodziewać się takiego wyniku, a wręcz przeciwnie - liczono na to, że nasza reprezentacja jeszcze powalczy o awans - komentuje Steblecki i dodaje: - Klęska z Austrią to jedno, ale plan minimum został wykonany - najważniejsze było przecież utrzymanie w tej grupie.
Co było przyczyną piątkowego blamażu? - Drużyna nie wytrzymała trudów turnieju pod względem fizycznym. Pod względem mentalnym nie można zawodnikom nic zarzucić. Nasi hokeiści byli mocno wyeksploatowana sezonem - większość z nich grała w finale play-offów. To nie jest jednak usprawiedliwienie, bo choć słabe mecze się zdarzają, to nie aż w takim stopniu - mówi olimpijczyk z Calgary.
Porażka 0:11 jest jedną z najwyższych w historii polskiego hokeja, ale Steblecki apeluje o to, by zachować umiar w krytykowaniu reprezentacji.
- Wynik jest wstydliwy, ale trzeba się powstrzymać przed druzgocącą krytyką. Po pierwszych czterech meczach chwaliłem zespół, a w ostatnim spotkaniu z Węgrami graliśmy świetnie w obronie, ale nasza drużyna nie zdążyła się zregenerować, grając dzień po dniu - mówi Steblecki, dodając: - Nie mieliśmy też szczęścia do terminarza, bo w ostatnim meczu graliśmy z rozpędzonym faworytem, który chciał przypieczętować awans i bezwzględnie wykorzystał wszystkie nasze słabości.
- Gra na tym szczeblu w aktualnej sytuacji to dla naszego hokeja i tak duże osiągnięcie. Cieszmy się, że gramy dalej w tej grupie - kończy 125-krotny reprezentant Polski.
ZOBACZ WIDEO Znakomity Skorupski, sensacyjne zwycięstwo Empoli. Zobacz skrót meczu z AC Milan [ZDJĘCIA ELEVEN]