Od początku pojedynku Polacy narzucili rywalom z Antypodów swój styl gry, co zaowocowało licznymi akcjami pod bramką Australijczyków. Jako pierwsi szczęścia próbowali Jakub Witecki oraz Jerzy Gabryś, ale ich strzały nie były skuteczne. W odpowiedzi goście próbowali wyprowadzić kontrę, ale ich zapał został szybko ugaszony przez polską obronę. Chwilę później zaczęła się istna kanonada ze strony biało-czerwonych. Najpierw Jarosław Rzeszutko, następnie Adam Borzęcki, wreszcie również Paweł Dronia. Ale nieoczekiwanie nadal było 0:0. Polacy dominowali, ale z ich ataków nic nie wynikało. Brakowało bowiem skuteczności. Nawet uderzenia Leszka Laszkiewicza nie przyniosły pierwszego gola. Przyniosła go zaś akcja Rzeszutki w 15 minucie. Gracz francuskiego Amiens wykorzystał podanie Marcina Kolusza i Polska wreszcie objęła prowadzenie. Do końca tej odsłony niewiele się już działo, ale warty odnotowania jest fakt, że w ostatniej minucie Kolusz z dużym trudem zablokował groźny strzał jednego z Australijczyków. Rezultat 1:0 był wręcz sensacyjnym wynikiem dla kibiców, którzy już w pierwszych dwudziestu minutach oczekiwali kanonady strzeleckiej ze strony Polaków.
Tak jak polscy fani byli w szoku po zaledwie jednej bramce ich pupili w pierwszej tercji, tak już na samym początku drugiej części meczu doznali już prawdziwego wstrząsu. Minęło kilkadziesiąt sekund, a Australijczycy… wyrównali! Niezwykle utalentowany Nathan Walker, gracz czeskich Vitkovic zaskoczył Kamila Kosowskiego. Ten gol wyraźnie podbudował skazanych na pożarcie zawodników z Antypodów. Co chwilę bowiem ostrzeliwali oni bramkę Polaków, kilka razy naprawdę groźnie zbliżając się do zdobycia drugiego gola. Kibice w Krynicy przecierali oczy ze zdumienia i obserwowali wyrównaną batalię polskiej reprezentacji z hokejowym kopciuszkiem. Wyglądało to jak mecz dwóch niezwykle zbliżonych potencjałem ekip. Polacy w 35 minucie wreszcie strzelili drugą bramkę, autorstwa Witeckiego. Gra gości nieco się posypała, bowiem chwilę później stracili kolejne dwa gole. Trafienia Kolusza oraz Droni pozwoliły biało-czerwonym na spokojniejszą grę przy stanie 4:1. Poczuli się chyba jednak zbyt spokojnie, gdyż tuż przed przerwą pozwolili jeszcze Australijczykom na zmniejszenie dystansu. Mało tego, gdyby nie Kamil Kosowski, byłoby 4:3. Polski bramkarz obronił bowiem rzut karny.
Licznie zgromadzeni fani liczyli, że w trzeciej tercji Polacy wreszcie strzelą Australijczykom kilka bramek. Tak się jednak nie stało. Co prawda pięć minut po rozpoczęciu tej odsłony Damian Słaboń po podaniu Laszkiewicza podwyższył na 5:2, ale biało-czerwoni nadal zaskakiwali nieskuteczną grą pod bramką rywali. Mylili się Rzeszutko, Gabryś, czy nawet Grzegorz Pasiut, który miał przed sobą jedynie golkipera, lecz strzelił wprost w niego. W odpowiedzi goście omal nie zdobyli trzeciego gola. Polską reprezentację uratował słupek. Kilkadziesiąt sekund później znów było groźnie, ale Kosowski opanował sytuację i nie dał się pokonać. Polacy wyprowadzili kontrę, w której dosłownie o centymetry pomylił się Mikołaj Łopuski. Minutę po tym powinno być 6:2, ale Rzeszutko nie wykorzystał rzutu karnego. A że niewykorzystane sytuacje się mszczą, to na chwilę przed końcem Australijczycy zmniejszyli rozmiary porażki.
Polska – Australia 5:3 (1:0, 3:2, 1:1)
1:0 - Jarosław Rzeszutko - Marcin Kolusz 15' 5/5
1:1 - Nathan Walker - 21' 5/5
2:1 - Jakub Witecki - Maciej Urbanowicz 36' 5/5
3:1 - Marcin Kolusz - Marian Csorich 38' 5/5
4:1 - Paweł Dronia - Maciej Urbanowicz 39' 5/5
4:2 - Scott Stephenson - Greg Hyde 39' 5/5
5:2 - Damian Słaboń - Leszek Laszkiewicz 45' 5/5
5:3 - Scott Stephenson 60'
Składy:
Polska: Kosowski - Wajda, Csorich, Laszkiewicz, Słaboń, Sarnik - Gabryś, Dronia, Łopuski, Zapała, Kolusz - Borzęcki, Rompkowski, Rzeszutko, Urbanowicz, Witecki - Urbańczyk, Malasiński, Pasiut, Dziubiński oraz Kapica
Australia: Kimlin - Graham, White, Oddy, Schlamp, Walker - Clayworth, Rummukainen, Hyde, S. Stephenson, Kyros - Harding, Seymour, Hughes, T. Stephenson, Webster - Manco, del Basso, Greer, Gavin
Sędziowali: Hodek - Jucers, Pesonen