Zarówno klub, jak i miasto zasługują, aby była tu ekstraliga - rozmowa z Andrejsem Lavrenovsem, hokeistą Nesty Toruń

Tylko jeden sezon trwał rozbrat Nesty Toruń z najwyższą klasą rozgrywkową. Po zwycięstwie 5:1 w Katowicach torunianie już oficjalnie wrócili do PLH. Oficjalnie, ponieważ od dłuższego czasu chyba nikt nie przewidywał innego rozwiązania, patrząc na spotkania z ich udziałem. Jeden z obcokrajowców w Neście - Andrejs Lavrenovs - w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl bardzo chwali poziom organizacji klubu z grodu Kopernika.

Michał Kowalski: Awansowaliście do ekstraligi. Dla ciebie ostatnie mecze nie były chyba jednak do końca szczęśliwe?

Andrejs Lavrenovs: Zgadza się, podczas spotkania przeciwko Orlikowi Opole, gdy rozgrywaliśmy akcję, krążek odbił się tak niefortunnie od kija, że uderzył mnie w nos, powodując jego złamanie. Oczywiście od razu po meczu wybrałem się do szpitala, wykonałem RTG i okazało się, że niestety pierwsze przypuszczenia były słuszne. Na szczęście oprócz złamania nic poważniejszego mi się nie stało.

Twoja przerwa w grze zapowiadała się jednak na dłuższą…

- Postanowiłem, że w związku z kończącym się sezonem, zrobię sobie najwyżej tydzień przerwy od meczów. Nie zamierzałem bowiem "fundować" sobie przedwczesnych wakacji. Dzień po kontuzji był wolny od treningów, ale we wtorek trenowałem już normalnie z pełnym obciążeniem.

Nesta bez najmniejszych kłopotów wróciła do PLH. Przez cały sezon wygrane zdawały się być dla was niezwykle łatwe i przyjemne. Rzeczywiście tak było?

- Mamy bardzo silną drużynę i w tym sezonie spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu na lodzie. W drużynie nie brakuje dobrego samopoczucia, pewności siebie i wzajemnej pomocy oraz zrozumienia. Przed każdą potyczką zakładaliśmy sobie, że wygrać trzeba i gdy dobrze współpracowaliśmy, stawało się to łatwe. W tej chwili do głowy przychodzi mi jedno spotkanie, w którym mieliśmy pewne problemy. Podejmowaliśmy wtedy u siebie Legię Mazowsze Warszawa i wygraliśmy tylko 3:2, rozstrzygając losy meczu dopiero w trzeciej tercji.

Jak podoba ci się w Toruniu? Dobrze się czujesz w zespole?

- Tak, muszę przyznać, że naprawdę bardzo dobrze się tutaj czuję. Toruń to ciche oraz spokojne miasto. Sam klub ma świetnych hokeistów, trenerów i działaczy. Organizacji w drużynie także nie można absolutnie nic zarzucić. Zarówno ekipa, jak i miasto w pełni zasługują, by ponownie była tu drużyna ekstraligowa i to już w następnym sezonie.

Do tej pory w Polsce grało niewielu Łotyszy. Jak to się stało, że podpisałeś kontrakt z Nestą?

- Racja, dotychczas w waszym kraju mało moich rodaków próbowało swoich sił i w sumie nie mam pojęcia dlaczego tak jest. A mój transfer do Torunia doszedł do skutku właściwie dzięki Tomsowi Bluksowi, który w listopadzie zadzwonił do mnie i zapytał, czy nie chciałbym tutaj zagrać i pomóc zespołowi w awansie do ekstraligi. Miałem co prawda pewne problemy z federacją, która zezwoliła mi na wyjazd dopiero w grudniu. Od razu po tym pojechałem do Polski i po tygodniowych testach, tuż przed świętami Bożego Narodzenia podpisałem umowę. Muszę powiedzieć, że nie żałuję tej decyzji.

Co powiesz o poziomie sportowym I ligi? Nie jest dla ciebie za niski?

- Oglądałem kilka spotkań najwyższej klasy rozgrywkowej i przyznam, że tam z poziomem sportowym wcale nie jest źle. Ale jeśli chodzi o I ligę, to tutaj poziom ekip nie powala na kolana. Jednak każdy zespół ma paru dobrych graczy. Mówię tu chociażby o Błażeju Salamonie z Polonii Bytom, czy o numerze 24 z Legii Mazowsze… (Mateusz Bepierszcz, dop. red.)

W Toruniu grają też Toms Bluks i Edgars Adamovics. Czy ich obecność jest dla ciebie ważna, pomaga ci w jakiś sposób?

- Zarówno Bluks, jak i Adamovics naprawdę bardzo mi pomogli, kiedy po raz pierwszy pojawiłem się w Toruniu. Oczywiście ich obecność bardzo mi pomaga, czuję się lepiej. Trzech zawodników z jednego kraju w jednej, zagranicznej drużynie, to zawsze jest na korzyść. Czerpię większą radość z gry i nie jestem samotny. Bardzo pomaga nam także bramkarz toruńskiej ekipy - Tomasz Witkowski.

Jak mógłbyś porównać hokej polski do łotewskiego? Który wydaje ci się lepszy?

- Zacznę od tego, że hokej łotewski jest mocniejszy od polskiego. Mamy silną reprezentację narodową, która walczy w najwyższej dywizji na szczeblu międzynarodowym. Z Łotwy pochodzi także jeden z czołowych zespołów ligi KHL - Dynamo Ryga. Wielu hokeistów z Łotwy gra w dobrych klubach europejskich, czy nawet tych zza oceanu. Jednak jeśli miałbym porównać ligi hokejowe w Polsce i na Łotwie, to u was z pewnością poziom jest wyższy. W moim kraju brakuje sponsorów, wszystkich bowiem "przyciąga" wspomniane Dynamo Ryga. Wielu graczy wyjeżdża, by kontynuować kariery w innych krajach.

Czy twoje personalne wyniki podczas krótkiego mimo wszystko pobytu w Polsce są dla ciebie satysfakcjonujące?

- Nesta awansowała, a więc cel na ten sezon został wykonany bez najmniejszych problemów i zrealizowane zostały wszystkie założenia. Takie były przedsezonowe plany zarządu i hokeistów. To powoduje, że jestem jak najbardziej zadowolony.

W polskiej I lidze pewnie nieco zdziwiło cię to, że do stycznia rywalizowały z wami zespoły juniorskie. Według ciebie był to dobry pomysł? Wielu graczy twierdzi, że gdy przychodzi im grać przeciwko 17 - letnim chłopakom, których głównym celem jest to, by jak najniżej przegrać, to brakuje motywacji…

- Powiem tylko tyle, że to rozwiązanie jest dobre właśnie dla młodych graczy, którzy dzięki temu zbierają cenne doświadczenie i mogą sprawdzić się w konfrontacji z profesjonalnymi zespołami.

Komentarze (0)