Wszyscy ci, którzy postawili już na Unii krzyżyk mylili się. Oświęcimianie pokonali tyszan 2:1 i wciąż liczą się w walce o finał mistrzostw Polski. W pierwszej odsłonie miejscowi przeważali, jednak liczba niewykorzystanych sytuacji podbramkowych przez podopiecznych trenera Sejby była ogromna. W końcu Adam Bagiński po indywidualnej akcji dał tyszanom prowadzenie. GKS atakował bramkę Witka nawet grając w osłabieniu. Radosław Galant urwał się oświęcimskiej obronie, ale trafił prosto w parkany bramkarza Unii. Na tafli było dość nerwowo, zawodnicy obu drużyn wdawali się w słowne przepychanki. Zaledwie cztery sekundy przed syreną kończącą pierwszą odsłonę unici doprowadzili do wyrównania za sprawą Stachury, który umieścił krążek między leżącym Sobeckim a słupkiem. - Popełniliśmy błąd taktyczny, chcieliśmy utrzymać wynik 1:0. Unia wyszła z kontrą, a my nie upilnowaliśmy ich. Musimy grać dalej - komentował po pierwszej tercji Adam Bagiński.
O sędziowaniu w Polskiej Lidze Hokejowej powiedziano już wiele, można by rzec, że nawet wszystko. Nie zmienia to jednak faktu, iż sędziowie nadal nie widzą wszystkich przewinień. Kiedy Mariusz Jakubik faulował pod bramką Romana Simicka sędzia nie zareagował, ale chwilę później arbiter dopatrzył się przewinienia czeskiego napastnika i odesłał go na ławkę kar. Niestety, tyszanie nie zdołali przetrwać okresu gry w osłabieniu i w 36. minucie Peter Tabacek zaskoczył zasłoniętego Sobeckiego. - Było 1:1, tyszanie złapali karę. My wykorzystaliśmy swoją przewagę i zdobyliśmy bramkę na 2:1 - tłumaczył Grzegorz Piekarski. Gospodarze mieli sporo niewykorzystanych sytuacji w pierwszej tercji, a w drugiej mieli problemy ze stworzeniem sobie jakiejkolwiek sytuacji pod bramką Witka.
Już na początku ostatniej odsłony błąd Michała Kotlorza mógł drogo kosztować GKS. W tej odsłonie tyszanie musieli atakować bramkę oświęcimian i tak też było. Najpierw Sebastian Gonera nie zdołał zakończyć indywidualnej akcji, a później Michał Garbocz aż dwukrotnie zmarnował doskonałą okazję do wyrównania. Tyszanom brakowało skuteczności i na ich nieszczęście Przemysław Witek nie popełnił żadnego błędu w piątkowym spotkaniu. - Naszym największym mankamentem w tym meczu był brak skuteczności i niestety zemściło się to na nas. Byliśmy gorsi tylko o jedną bramkę. Uważam, że optycznie to my przeważaliśmy na lodzie - zakończył Dominik Salamon, drugi szkoleniowiec GKS-u Tychy.
Najlepszymi zawodnikami spotkania wybrani zostali Arkadiusz Sobecki oraz Przemysław Witek. W drugiej parze półfinałowej Cracovia wygrała z Jastrzębiem i awansowała do finału mistrzostw Polski.
GKS Tychy - Unia Oświęcim 1:2 (1:1, 0:1, 0:0)
1:0 Bagiński - Šimíček (05:32) 5/4
1:1 Stachura - Valusiak - Wojtarowicz (19:56)
1:2 Tabacek - Krajci - Riha (35:54) 5/4
GKS: Sobecki Kotlorz, Gonera; Vitek, Parzyszek (2), Paciga (2) - Sokół, Jakes; Bagiński, Simicek (2), Woźnica Csorich (2), Majkowski; Galant, Garbocz, Krzak Mejka, Gwiżdż; Banachewicz, Gurazda, Witecki.
Unia: Witek - Dronia, Zatko; Riha, Jakubik, Krajci - Gabryś, A. Kowalówka; Jaros, Tabacek, Klisiak (2) - Flasar (2), Piekarski; Valusiak (2), Stachura, Wojtarowicz (2) - Połącarz, Modrzejewski; Piotrowicz, S. Kowalówka, Sękowski.