Paulina Szulc: Cel na ten sezon może być tylko jeden - awans. Nie dopuszcza pan myśli, że moglibyście go nie zrealizować?
Wiesław Walicki: Naszym głównym celem jest powrót do ekstraligi. Do tej pory wygrywamy wszystkie mecze. Nie ma więc większego ciśnienia. Trenujemy dwufazowo, trzy razy w tygodniu. W zasadzie można powiedzieć, że treningi mamy codziennie. Wszystko jest robione ku temu, żeby bez żadnych problemów uzyskać ten upragniony awans. To jest nasza wspólna idea. Przekonaliśmy zarząd, żeby zawodnicy otrzymywali środki finansowe regularnie, na czas. Wtedy jesteśmy w stanie wyciągnąć z nich 100 proc. możliwości. Wiadomo, że gdyby się nie udało zrealizować tego celu to prawdopodobnie pierwsi zostaniemy zwolnieni my, trenerzy. Takie jest życie. Ale wierzymy w to, że awansujemy.
Czy poza tym najważniejszym celem, stawiacie sobie również inne, mniejsze?
- Jeśli chodzi o cele całego klubu, to oczywiście awans Nesty jest numerem jeden. Jednakże z innymi drużynami również chcemy coś osiągnąć. Mamy MKS Sokoły w I lidze oraz drużynę młodszych juniorów, którą chcemy doprowadzić przynajmniej do olimpiady dla młodzieży. Seniorzy maja wywalczyć awans również w oparciu o uzupełnienie niektórymi zawodnikami z Sokołów. Nie ma problemów, żeby w ten sposób układać skład, ale tylko dlatego, że regulamin pozwala nam na to. Przy okazji ogrywamy zawodników, którzy mają być przyszłością toruńskiego klubu. Czy to jest dobry pomysł, to czas pokaże. Chciałbym, żeby Nesta awansowała do PLH, żeby Sokoły weszły do czwórki i młodsi juniorzy także. Takie by były założenia i strategiczne sprawy związane z hokejem toruńskim na dzień dzisiejszy. Co z tego zrealizujemy to czas pokaże.
Nesta zwycięża nie tylko w słabej I lidze, ale drużynom z PLH też potrafi nosa utrzeć…
- Idziemy we właściwym kierunku. Widać duże zaangażowanie zawodników. Każdy mecz analizujemy, dużo rozmawiamy. Dwie tercje gramy bardzo dobrze, w trzeciej już mamy jakiś problem. Zawodnicy łapią trochę kar. Dlatego wzmocnienia są potrzebne, żeby był ich jak najmniej i żeby konsekwencją tych osłabień nie był przegrany mecz. Na razie to nikt nie robi z tego kłopotu, ale to później w PLH może nam odbić się czkawką. Wiemy o tym i robimy wszystko, żeby do tego nie dopuścić.
Na sukces Nesty składa się nie tylko skuteczna gra w polu, ale również świetna postawa bramkarza, Tomasza Witkowskiego…
- Witkowski jest ostoją naszej drużyny. Pojawia się pytanie co się stanie w momencie, kiedy nabawi się on kontuzji. To będzie duży problem. Mamy Ciesielskiego, mamy Wąsika, ale to są też zawodnicy, którzy w przyszłości będą bramkarzami, a póki co są uzupełnieniem na trening, na rozgrzewkę przedmeczową, czy na mecz ze słabszym przeciwnikiem. Bramkarz w dzisiejszych czasach to jest wielka podpora drużyny. W oparciu o niego i silną obronę buduje się zespół.
Teraz drużynę czeka wiele spotkań na wyjeździe. U siebie zawsze łatwiej o wygraną. Czy zmęczenie dalekimi podróżami nie przerwie dobrej passy Nesty?
- Nieraz mobilizacja na wyjeździe jest większa. Są zawodnicy, którzy z powodu swoich rodzin czy znajomych nie zawsze potrafią u siebie zagrać na 100 proc. Ale dla swoich kibiców trzeba grać, dla nich musimy dać z siebie wszystko, żeby byli usatysfakcjonowani. W I lidze gramy z drużynami, które są raczej półzawodowymi, można powiedzieć, że amatorskimi, więc o punkty nie jest trudno. Ale trzeba umieć wygrywać na wyjeździe. Przeciwnik zawsze będzie chciał pokazać, że na własnych śmieciach potrafi wygrać. Każdy przecież ma swoich kibiców. A my próbujemy się przeciwstawić, żeby pokazać, że bez względu na jakim lodowisku gramy, to jesteśmy w stanie wygrywać. Będziemy się starać, żeby ta dobra passa trwała jak najdłużej.
W grudniu w rozgrywkach ligowych będzie ponad miesięczna przerwa. Czy poza treningami, Nesta będzie rozgrywać sparingi?
- Uważam, że oprócz treningu musi być od czasu do czasu sparing, dlatego planujemy rozegrać ich kilka. Myśleliśmy o tym, żeby zagrać kilka meczy na Łotwie, jeden na Litwie. Robimy też wszystko aby jakaś łotewska drużyna przyjechała do Torunia. Chciałem, żeby zawodnicy zapoznali się bliżej z takim hokejem jak KHL. Wszystko jednak uzależnione jest od środków finansowych. Nie wybito mi jeszcze kategorycznie tego pomysłu z głowy, ale ze zdobyciem fundusze na taki wyjazd może być trudno. Póki co, staramy się grać we własnym sosie. Tylko, że ile można grać ze Stoczniowcem, czy jakimś innym zespołem. Nie jest to atrakcyjne dla zawodnika. Nawet jeśli rywal jest na bardzo wysokim poziome i miałoby to być tęgie lanie to zawsze jest to inne ogranie. Oczywiście jeśli nie będzie innej możliwości, to pomyślimy, żeby udać się na Śląsk. Można pojechać na kilka dni na południe i zagrać dwa, trzy mecze. Takie są nasze plany, ale na dzień dzisiejszy trudno powiedzieć co będzie, bo jesteśmy w trakcie rozmów.
Drużyna oparta jest w większości o młodych zawodników, wychowanków. Czy to jest wynik braków kadrowych?
- Jak awansujemy do PLH to pojawi się pytanie skąd wziąć zawodników, jeśli środki nie pozwalają, żeby zakontraktować hokeistów z górnej półki. Są dwa sposoby, albo kupić albo wychować. Oczywiście, za niewielkie pieniądze można uzupełnić skład jakimś lepszym zawodnikiem. Ale czy to nie będą pieniądze wyrzucone w błoto, to trudno powiedzieć. Marzy mi się, żeby skład opierał się w 70 proc. o rodzimych chłopaków, a resztę żeby stanowili najemcy, którzy zdobyliby tego decydującego gola. Oczywiście Bomastek, czy Kuchnicki również strzelają ważne bramki, ale zmiana warty musi być.
Czy ta młodzież zasilająca szeregi Nesty to przyszłość toruńskiego hokeja?
- W spotkaniu Pucharu Polski ze Stoczniowcem pozwoliliśmy zagrać młodzieży. Chcieliśmy sprawdzić, czy 18-latek czy 19-latek da sobie radę z groźniejszym rywalem. Moim zdaniem mogą oni od czasu do czasu wejść na lód. W meczach pucharowych z drużynami z PLH jest oczywiście o wiele trudniej wygrać. Puszczając młodych chłopaków na lód w takich spotkaniach, chcemy im dać szansę, żeby wiedzieli, że zauważamy ich i każdy lepszy występy. To jest kwestia dwóch, trzech sezonów, żeby tacy chłopacy jak Michał Kalinowski, Kamil Kalinowski, Piotr Huzarski, Szymon Maciejewski, Kuba Gimiński zaistnieli. To jest ta młodzież, na którą czekamy i w najbliższym czasie ona powinna uzupełnić skład.
Nesta świetnie spisuje się w lidze, ale mimo to klub ciągle poszukuje wzmocnień?
- Chciałbym, żeby na styczeń była gotowa drużyna. Wiadomo, że termin jakichkolwiek transferów mija 20 grudnia i do tego czasu chciałbym skompletować w miarę ciekawy zespół, który powalczy i zdobędzie ten upragniony awans powrotu do PLH. Nie ukrywam, że prezes prowadzi jeszcze rozmowy z dwoma, trzema zawodnikami, którzy mieliby dołączyć do drużyny, ale czy to stanie się faktem to trudno powiedzieć. Póki co obecny skład jest skuteczny i wygrywa. Na pewno Łotysze spełniają oczekiwania. Uważam, że jakieś wzmocnienia, czy przegrupowania mogą być dobre, ale drużyna powinna być oparta głównie na wychowankach.
Jakich zawodników szukacie?
- Szukamy takich, którzy bez względu na to czy na trybunach będzie 1000 osób czy nie będzie nikogo, to będą strzelać te ważne bramki, czy też w obronie nie będą dopuszczać do straty gola. Wszyscy zasiadający na trybunach przychodzą jednak oglądać te gole. De facto kibice Kanadyjczyków, Amerykanów, Szwedów czy Rosjan są przyciągani przez tych efektownych strzelców. Myślimy o zawodnikach, którzy już w hokeju coś osiągnęli i powinni strzelać te bramki. Dzisiaj są w Neście ci, którzy wcześniej w ekstralidze grali trochę rzadziej. A w tej chwili po odejściu kilku ważnych hokeistów wzięli cały ciężar gry na siebie. W meczach z juniorami strzelali te bramki. W spotkaniu w Warszawie było już trochę gorzej. Zmęczenie wzięło trochę górę, bo w ciągu dwóch tygodni zagraliśmy siedem meczów. Po mękach, ale wygraliśmy to spotkanie, a Adamovics zdobył tego gola, na którego liczyliśmy.
Czy te wzmocnienia są tylko na jeden sezon, czy już myśli pan o ekstralidze?
- Jaką przyjmiemy strategię w momencie, kiedy uzyskamy ten awans trudno mi dzisiaj powiedzieć. Już niektórzy zawodnicy, tacy jak w tym momencie Paweł Połącarz są testowani z myślą, by potem nie ściągać na szybko kogokolwiek i żeby nie popełnić jakiegoś błędu. Nie chcemy najpierw kupować wszystkiego co jest, a potem cierpieć na ból głowy. Najlepiej to jednak doczekać się swoich wychowanków, ale czy zarząd i kibice się uzbroją w cierpliwość? Czy przy awansie nie okaże się, że nie będzie nas, a będą inni trenerzy, tego nie wiemy. Nie ma złotego środka. Wszyscy chcą wygrywać, a jak są porażki to się zmienia na początku trenera, potem ewentualnie innych.
W tej chwili testowany jest Pawła Połącarza. Czy może już go pan ocenić?
- Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. W ciągu miesiąca mamy prezesowi dać odpowiedź, czy widzimy go składzie czy nie. Paweł jest też młodym zawodnikiem, ma on dopiero 21 lat. Próbował grać w Sanoku, w juniorskiej i w seniorskiej drużynie, tam mu podziękowano. Trafił do Nowego Targu. Nie wiadomo z jakich przyczyn, ale z niego zrezygnowano i zamieniono na Jastrzębskiego. Nie chcę jeszcze pochopnie
powiedzieć ani tak ani nie.
Dlaczego w Polsce hokej jest mniej popularny od np. piłki nożnej?
- Głównym powodem małej popularności tego sportu są oczywiście pieniądze. Te dyscypliny, które mają swoich uczestników w Mistrzostwach Świata, czy rozgrywkach o najwyższe laury, są bardziej popularne, bo są dofinansowane lepiej niż te, w których tych sukcesów jest mniej.
Jakie widzi pan możliwości rozwoju i promocji hokeja w Polsce?
- Uważam, że żeby poszerzyć hokejową mapę Polski trzeba przede wszystkim dotrzeć do tych miejsc, gdzie są lodowiska kryte. Wiadomo że warunki atmosferyczne nie wpływają wtedy na stan tafli. Jeśli jest lodowisko odkryte albo naturalne, to już jest większy problem. W nowym miejscu potrzebna jest cała kadra, trenerzy, którzy zbiorą młodzież i ją wyszkolą. Jest to bardzo złożona dyscyplina. Na sukces w niej składa się wiele czynników tj. selekcja, trenerzy, sprzęt, lodowisko. Ponadto na pewno ciągle muszą powstawać nowe obiekty. Jeśli się pobuduje dziesięć lodowisk w ciągu roku, to za dziesięć lat będzie ich już sto. Budowa orlików ma na celu przyciągnąć dzieci i młodzież do sportu. O wiele lepiej gra się na sztucznej trawie, niż na klepisku. Tak samo w hokeju, jeśli nie będziemy budować nowych lodowisk, to dyscyplina nie będzie się rozwijać. Minister sportu, pan Giersz chciał by obok zielonych orlików powstawały również białe. Ale w tej chwili nie wiem czy ten pomysł znajdzie w przyszłości realizacje. Warto dodać, że 16 listopada jedziemy z drużyną do Giżycka, by tam rozegrać pokazowy mecz dla tamtejszych mieszkańców. Ktoś jednak o tym pomyślał, żeby otworzyć tam kryte, pełnowymiarowe lodowisko. To jest świetna promocja hokeja, a my chcemy mieć w tym swój udział. Potraktujemy ten mecz jako trening.