Czwartkowy pojedynek był prawdziwym świętem hokeja w Opolu. W stolicy Opolszczyzny hokejowa reprezentacja nie gościła długie lata, a i rywal podopiecznych Wiktora Pysza był magnezem przyciągającym na trybuny. Francuzi występują bowiem w hokejowej elicie, którą od kilku lat bezskutecznie szturmują nasi reprezentanci. Rywale znad Sekwany w obu pojedynkach w naszym kraju jednak nie zachwycili i wcale nie było widać różnicy, jaka przynajmniej ze względu na klasę i dywizje rozgrywkowe obu drużyn powinna być widoczna na lodowej tafli.
Po wysokim zwycięstwie w Tychach fani, którzy szczelnie wypełnili opolski Toropol ostrzyli sobie zęby na kolejny sukces naszej drużyny. Początek pojedynku zdominowała jednak twarda walka, bez klarownych sytuacji do zdobycia gola. Lepsze wrażenie sprawiali jednak nasi reprezentanci. Na bramkę Ronana Quemenera uderzali Mikołaj Łopuski, Leszek Laszkiewicz, czy Jarosław Rzeszutko. Brakowało jednak wykończenia. Rywale odgryzali się strzałami Damiena Rauxa w 2. minucie, czy Loica Lamperiera kilka chwil później jednak stojący między słupkami naszej reprezentacji, Krzysztof Zborowski był na posterunku.
Z każdą kolejną akcją Polacy rozkręcali się. Ich akcję były coraz składniejsze, jednak francuska bramka była, niczym zaczarowana. Quemener potrafił wychodzić obronną ręką nawet z największych opresji, gdy sam na sam przed nim stanął Maciej Urbanowicz w 7.minucie. Bardzo aktywny w ofensywie był Mikołaj Łopuski, który co chwilę próbował znaleźć receptę na otworzenie wyniku. Gdy wydawało się, że bramka dla "biało-czerwonych" wisi w powietrzu i jest jedynie kwestią czasu, krążek z własnej siatki musiał wyciągać Zborowski. W 12. minucie przyjezdni zupełnie rozklepali naszą defensywę, a z najbliższej odległości formalności dopełnił dobry znajomy z lodowisk Polskiej Ligi Hokejowej, Teddy Da Costa.
Polacy długo nie potrafili odpowiedzieć mimo wielu sytuacji podbramkowych. Skuteczność, przynajmniej w tym pojedynku była prawdziwą piętą achillesową naszego zespołu. Zawodnicy Wiktora Pysza nie potrafili skorzystać nawet z podwójnej gry w przewadze, która nadarzyła się aż czterokrotnie (aż trzy razy w trzeciej tercji), bowiem Francuzi często nie przebierali w środkach i dlatego aż dwóch zawodników lądowało na ławce kar. Prawdziwym rekordzistą pod tym względem był Antonin Manavian, który dobre 8 minut "odpokutował" za grę niezgodną z przepisami. - Mieliśmy problemy z płynnym rozegraniem akcji. Z minuty na minutę stan tafli robił się coraz gorszy. Krążek często odskakiwał nam, trzeba było się zatrzymywać i dopiero go przyjmować. Rywale szybko dostosowali się do takich warunków - narzekał po spotkaniu, Wiktor Pysz. Można powiedzieć, że to swoisty kamyczek do ogródka organizatorów, bowiem stan opolskiego lodowiska już od pewnego czasu pozostawiał wiele do życzenia.
Polacy przełamali swoją niemoc w 19.minucie. W kotle podbramkowym najsprytniejszy okazał się Jakub Witecki, który dobił uderzenie jednego z kolegów. Krążek po jego strzale wturlał się do bramki.
Druga tercja nie przyniosła zmiany wyniku, choć ponownie oba zespoły, zwłaszcza nasi reprezentanci mieli ku temu wiele okazji. W 22.minucie na prowadzenie swój zespół mógł wyprowadzić Erwan Pain, ale w sytuacji "oko w oko" z Krzysztofem Zborowskim musiał uznać wyższość naszego bramkarza. W 26.minucie licznie zgromadzeni kibice przecierali oczy ze zdumienia. Znakomitą okazję zmarnował bowiem Damian Słaboń. Zawodnik reprezentujący na co dzień barwy Cracovii Kraków stanął niepilnowany przed praktycznie pustą bramką rywali i zamiast dopełnić formalności, po jego strzale krążek otarł się o słupek.
Wszystko, co najlepsze i emocjonujące wydarzyło się w ostatnich dwudziestu minutach, choć początkowo nic nie zapowiadało wielkiej dramaturgii, która miała miejsce. Gospodarze postawili wszystko na jedną kartę i szybko przyniosło to efekty. W 43. minucie opolska publiczność ponownie oszalała z radości. Polacy przeprowadzili bardzo szybką i składną kontrę, którą na gola po podaniu Krystiana Dziubińskiego zamienił kapitan, Leszek Laszkiewicz. Goście szybko mogli jednak odpowiedzieć. Ledzie sto dwadzieścia sekund później trzykrotnie z bliskiej odległości na bramkę Zborowskiego uderzali rywale jednak golkiper, który został zresztą wybrany najlepszym zawodnikiem w naszej drużynie, nie dał się zaskoczyć. W 51.minucie nasi zawodnicy mogli, a w zasadzie powinni postawić kropkę nad "i" rozstrzygając losy spotkania. Bliźniaczo podobną kontrę, do tej która przyniosła drugie trafienie przeprowadzili Filip Drzewiecki oraz Maciej Urbanowicz, jednak uderzenie tego drugiego zatrzymało się w rękawicach Ronana Quemenera. Emocje sięgnęły zenitu w ostatnich sekundach. Na ławkę kar powędrował bowiem Drzewiecki i ostatnie pół minuty Francuzi grali z przewagą jednego zawodnika, a do tego wycofali z lodu bramkarza. Początkowo "Trójkolorowi" nie potrafili nawet zagrozić bramce Zborowskiego. Na sześć sekund przed końcem strzał spod niebieskiej linii oddał autor pierwszego gola, Teddy Da Costa, a jego lot zmienił po drodze Brian Henderson i krążek ku niezadowoleniu kibiców ugrzązł w siatce. Remis po regulaminowym czasie oznaczał konkurs rzutów karnych.
Karne lepiej wykonywali Francuzi. Krzysztof Zborowski wybronił, co prawda pierwsze uderzenie Da Costy, ale przy strzałach Kevina Hecquefille i Damiena Rauxa był już bezradny. W naszym zespole sytuacji nie wykorzystali z kolei Leszek Laszkiewicz oraz Jarosław Rzeszutko, dzięki czemu Francuzi triumfowali 3:2.
Zadowolony ze zwycięstwa na konferencji prasowej był opiekun reprezentacji Francji, Dave Henderson. Warto bowiem podkreślić, że "Trójkolorowi" przyjechali do Polski bez kilku podstawowych graczy. - W naszej grze przez znaczną część spotkania było widać większą determinację i wolę walki. To na pewno dobra cecha tego młodego zespołu. Chciałbym pochwalić mój zespół za grę w osłabieniu. Kilka razy graliśmy nawet pięciu na trzech, a do tego wiele razy pięciu na czterech, ale wyglądało to bardzo dobrze z naszej strony. Muszę podkreślić znakomitą grę naszego bramkarza. Był niesamowity .
Trener, Wiktor Pysz dość dobitnie wyliczał przyczyny porażki. Jego zdaniem, nasz zespół przegrał na własne życzenie. - Kluczowym momentem było niewykorzystanie gry pięciu na trzech, a graliśmy tak długie momenty. Problem był z jakością lodu. Dużym problemem była także absencja najlepszego zawodnika z dnia wczorajszego, Tomka Malasińskiego z pierwszej piątki, która nie grała już tak skutecznie, jak w Tychach. Zadanie, jakim było wygranie choćby jednego meczu z tych dwóch zostało wykonane, choć muszę powiedzieć, że przegraliśmy wygrany mecz i do tego na własne życzenie - mówił szkoleniowiec.
Polska - Francja 2:3 (1:1, 0:0, 1:1, 0:1k)
0:1 - Teddy Da Costa (Treille, Kara) 12'
1:1 - Jakub Witecki 19'
2:1 - Leszek Laszkiewicz (Witecki) 43'
2:2 - Brian Henderson (Teddy Da Costa) 59'
Decydujący Karny:
2:3 - Damien Raux 61'
Polska: Krzysztof Zborowski, Patryk Wajda, Jarosław Kłys, Leszek Laszkiewicz, Damian Słaboń, Mateusz Rompkowski, Bartosz Dąbkowski, Maciej Urbanowicz, Jarosław Rzeszutko, Filip Drzewiecki, Paweł Dronia, Paweł Skrzypkowski, Marek Wróbel, Tomasz Kozłowski, Jakub Witecki, Michał Kotlorz, Marian Csorich, Marcin Kolusz, Krystian Dziubiński, Mikołaj Łopuski, Piotr Kmiecik, Damian Kapica.
Francja: Ronan Quemener, Kevin Hecquefeuille, Teddy Trabichet, Vincent Kara, Sacha Treille, Teddy da Costa, Kevin Igier, Antonin Manavian, Erwan Pain, Loic Lamperier, Brian Henderson, Thomas Roussel, Julien Albert, Jeremie Romand, Damien Raux, Nicolas Ambrossamena, Julien Baylacq, Alexandre Mulle, Maxime Moissand.
Kary: Polska - 10 minut, Francja - 22 minuty.
Widzów: 2000.