Reprezentacja Polski dzielnie walczyła w środę ze Słowakami. Z pewnością nasi południowi sąsiedzi strzeliliby więcej bramek, gdyby nie świetna postawa Tomasa Fucika. Niektóre jego interwencje śmiało mogą starać się o miano obrony turnieju (więcej tutaj).
Niestety Fucik nie dotrwał do końca meczu. W 52. minucie, po kolejnej ofiarnej interwencji, padł na lód, aby zamrozić krążek. 30-latek poczuł bolesny skurcz mięśnia i długo nie mógł się podnieść. Ostatecznie opuścił lodowisko, a w bramce zastąpił go David Zabolotny.
Niepocieszony Fucik zjechał z lodu przy stanie 0:2. W końcowej fazie meczu Słowacy strzelili jeszcze dwie bramki i zwyciężyli ostatecznie 4:0.
ZOBACZ WIDEO: Czerkawski po karierze miał mnóstwo zajęć. Teraz zdradza, kim jest dziś
Po meczu trener Robert Kalaber wyznał w rozmowie z Polsatem Sport, że uraz naszego golkipera nie jest groźny. - Myślę, że wszystko będzie okej. Coś stało się z jego mięśniem i nie chcieliśmy ryzykować - mówił selekcjoner (więcej tutaj).
Tymczasem jak dowiedziała się Interia, w nocy ze środy na czwartek doszło w hotelu Polaków do dramatycznych wydarzeń. Fucik poczuł się źle na tyle, że trzeba było wezwać karetkę pogotowia.
- Doszło do mocnego osłabienia. Zaczął się mocno pocić. Próbowaliśmy mu pomóc, ale to nie dawało efektu. Podjąłem zatem decyzję o wezwaniu karetki i wizycie w szpitalu. Tam wszystko poszło bardzo sprawnie. Lekarze wykonali badania krwi, które potwierdziły odwodnienie organizmu. Dostał leki, które bardzo mu pomogły. Do hotelu wróciliśmy około godziny czwartej nad ranem - powiedział Interii lekarz kadry, Wojciech Kania.
Należy także wspomnieć, że organizm Fucika był w ostatnim czasie osłabiony, ponieważ reprezentant Polski zmagał się z infekcją. Z tego względu przyjmował leki i nie został uwzględniony w składzie drużyny na pierwszy mecz światowego czempionatu z Łotwą.
Czytaj także:
Reprezentant Polski szczery do bólu. "Problemem jest mentalność"
Czy Polsat popełnił błąd z meczami Polaków? "Krótkotrwały przypadek"