W tym artykule dowiesz się o:
Najwięksi zwycięzcy - Mercedes
Na udany weekend w Hiszpanii szykowały się wszystkie zespoły. Na końcu jednak i tak największa pulę za wyścig na torze Catalunya zgarnęli mistrzowie świata z Mercedesa, którzy w idealnym momencie sięgnęli po pierwszy w tym roku dublet.
Mercedes nie dość, że sam zwyciężył, to jeszcze patrzył jak nisko upada w Barcelonie ekipa Ferrari. Włosi stracili prowadzenie w mistrzostwach w marnym stylu. Podium oddali za darmo dodatkowym pit stopem Sebastiana Vettela, a awaria zatrzymała Kimiego Raikkonena.
Mercedes zamienił po zawodach o Grand Prix Hiszpanii czteropunktową stratę do Ferrari na 27 punktową przewagę. Dystans więcej niż solidny. W zestawieniu indywidualnym Hamilton wyprzedza zaś Vettela o 17 punktów.
Najlepszy kierowca - Lewis Hamilton
Zwycięzca dość nudnego wyścigu był zarazem jego najlepszym kierowcą. Lewis Hamilton po starcie z pole position jechał wręcz perfekcyjnie. Prowadzenie oddał tylko wtedy, gdy zjechał na swój pit stop. Pozostałe okrążenia spędził na pierwszej pozycji.
Po raz pierwszy w tym roku Brytyjczyk tak mocno zdominował główne zawody. Nie miało to nic wspólnego ze szczęśliwą wygraną w Baku. W minioną niedzielę bowiem sam sobie wyjechał zwycięstwo. W nagrodę przed arcyważnym wyścigiem w Monako ma 17 punktów więcej od Vettela.
Najgorsza decyzja - Ferrari
Sebastian Vettel jadąc na drugiej pozycji, jako jedyny kierowca z czołówki wykorzystał wirtualny samochód bezpieczeństwa na drugi pit stop. Włosi tłumaczyli to później problemem z oponami Pirelli. Czy aby na pewno?
Nie chce się wierzyć, że tylko Ferrari miało tak wielkie kłopoty z utrzymaniem opon. Włosi najwyraźniej zaryzykowali mocno i przegrali to rozdanie kart. Sprawa była tym bardziej bolesna, że w trakcie wyścigu zawiódł ich drugi samochód i stracili pulę pewnych punktów.
Ferrari z mistrzowskimi ambicjami nie może popełniać takich błędów. Mechaniczne awarie jak ta Kimiego Raikkonena są wkalkulowane w ryzyko związane ze sportami motorowymi. Vettel miał jednak w Hiszpanii stanąć na podium, a przecież na koniec roku może mu zabraknąć punktu do pierwszego po latach tytułu dla włoskiego zespołu.
Największy awans - Haas
Amerykański zespół punktował w Barcelonie dzięki szóstej pozycji na mecie Kevina Magnussena. Nie był to najlepszy wynik Haas F1 Team w sezonie (5. pozycja w GP Bahrajnu - przyp.red.), ale potwierdził jaki to może być sezon dla teamu z Kalifornii, a mianowicie najlepszy w historii.
Zespół wdał się w zaciętą walkę w środku pola i po GP Hiszpanii przewodzi tej stawce. Z ósmego miejsca w klasyfikacji konstruktorów Haas awansował aż na 6, a warto podkreślić, że w wyścigu wywalczył więcej punktów niż sklasyfikowane wyżej Renault i McLaren.
Dwa poprzednie sezony w F1 Haas kończył zawsze na 8. miejscu. Wiele wskazuje na to, że teraz wreszcie zanotuje awans. Strach pomyśleć jak będzie za kilka lat, skoro Amerykanie tak skutecznie realizują swoje cele, a w przyszłości chcą przecież wygrywać wyścigi.
Najgorszy występ - Romain Grosjean
Jakoś nie zdziwił nas numer jaki na pierwszym okrążeniu wyścigu w Hiszpanii "wykręcił" Romain Grosjean. Francuz spartolił nie tylko swój wyścig, ale i dwóch kolegów z toru, którzy uderzyli w jego samochód, gdy ten postanowił zakręcać na środku toru.
Fakty są takie, że dla Haasa punktuje w tym roku tylko krytykowany z każdej strony Kevin Magnussen. Duńczykowi obrywa się za twardy styl jazdy, tymczasem styl Grosjeana jest nijaki. 32-latek niczym nie przypomina bowiem kierowcy, który kiedyś stawał regularnie na podium Grand Prix w barwach Lotusa.
Po pięciu rundach Grosjean jako jedyny kierowca w stawce obok Siergieja Sirotkina nie ma na swoim koncie choćby punktu. Williams do Haasa traci zaś całą wieczność i to mówi najwięcej o pozycji francuskiego kierowcy.
Największe zaskoczenie - Punkty Saubera
Pierwszy raz od trzech lat Sauber zdobył punkty w dwóch wyścigach z rzędu. Szok? Raczej nie. Szwajcarzy zapowiadali przecież, że znajdą w końcu wyjście z kryzysu i tak się dzieje. W dodatku błyszczy coraz bardziej ich nieoszlifowany wciąż diament.
Punkty w dwóch kolejnych rundach zapewnił bowiem zespołowi z Hinwil mistrz Formuły 2, Charles Leclerc. Monakijczyk złapał formę i to w najlepszym możliwym momencie - tuż przed domowym Grand Prix w Monte Carlo.
Sauber miał walczyć o to, by nie zająć w tym roku ponownie ostatniej pozycji w MŚ. Tymczasem w Hiszpanii był chwilami godnym rywalem McLarena. Brawo. Kierunek postępu godny zespołu, którego barwy reprezentował dawniej Robert Kubica.
ZOBACZ WIDEO Ekspert wróży Kubicy błyskawiczny powrót. "Jego wyniki są niewiarygodne!"