F1. GP Turcji. Sergio Perez o krok od dramatu. "Jeszcze jedno okrążenie i opony eksplodowałyby"

Materiały prasowe / Racing Point / Na zdjęciu: Sergio Perez
Materiały prasowe / Racing Point / Na zdjęciu: Sergio Perez

Sergio Perez sprawił ogromną niespodziankę dojeżdżając do mety GP Turcji na drugim miejscu. Świetny wynik Meksykanina to zasługa strategii z jednym pit-stopem. W samej końcówce wyścigu F1 kierowca Racing Point ryzykował jednak wystrzałem opon.

W tym artykule dowiesz się o:

Sergio Perez od samego początku GP Turcji znajdował się w czołówce wyścigu. Najpierw podążał za Lancem Strollem, a w drugiej fazie rywalizacji znalazł się za Lewisem Hamiltonem. Podobnie jak Brytyjczyk, kierowca Racing Point zdecydował się na jazdę na jeden pit-stop.

Ostatecznie strategia z jedną wizytą u mechaników okazała się skuteczna, bo Perez w samej końcówce GP Turcji był w stanie odeprzeć atak kierowców Ferrari - Sebastiana Vettela i Charlesa Leclerca. Drugie miejsce oznaczało, że 30-latek po raz pierwszy w tym sezonie stanął na podium F1.

Perez po zakończeniu rywalizacji nie ukrywał jednak, że niewiele brakowało, a zamiast sukcesu byłby bohaterem wielkiego dramatu. - Powiedziałem to swojemu zespołowi. Jeszcze jedno okrążenie i opony eksplodują. Wibracje jakie odczuwałem były ekstremalne. Było bardzo, bardzo źle - powiedział w Sky Sports kierowca z Meksyku.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalne uderzenie na polu golfowym. Nagranie jest hitem

- Myślę jednak, że to zbudowało ten wyścig, uczyniło go tak ciekawym. Dbałem o opony na początku, podobnie jak w końcówce, gdy tor już przesychał. Zespół wykonał świetną robotę pod względem strategii i czytania warunków. Lewis był poza zasięgiem, a nasze tempo pod koniec umarło, ale i tak uzyskaliśmy bardzo dobry wynik - cieszył się Perez.

W pierwszej fazie wyścigu Perez musiał odeprzeć ataki Maxa Verstappena. Holender przy próbie ataku popełnił jednak błąd, przez co wykręcił "bączka" i najprawdopodobniej zniszczył wtedy również oponę, bo zjechał od razu do alei serwisowej.

W końcówce sam Perez nie ustrzegł się błędu, bo na ostatnim okrążeniu sam stracił panowanie nad bolidem. Próbował to wykorzystać Leclerc. Kierowca Ferrari wyprzedził go na moment, po czym przestrzelił zakręt i został ponownie wyprzedzony przez Meksykanina, jak i Vettela.

- Nic nie widziałem w lusterkach. Były zaparowane, do tego pojawiała się woda. To inżynier mówił mi o przewadze jaką mam nad kolejnymi rywalem. Potem nagle zobaczyłem Verstappena, po czym mi zniknął - powiedział Perez.

- Tak samo było z Leclercem. Nie zdawałem sobie sprawy, że jest tak blisko. Na ostatnim okrążeniu stoczyliśmy niezłą walkę. Wyprzedził mnie w dziesiątym zakręcie, a ja mu oddałem w dwunastym. To był chaotyczny wyścig, ale najważniejsze, że uzyskaliśmy dobry wynik - podsumował.

Czytaj także:
George Russell rozbił się przed wyścigiem
W kwalifikacjach F1 mogło dojść do tragedii

Komentarze (0)