Nie jest tajemnicą, że Lewis Hamilton może sobie pozwolić na więcej w Formule 1 niż reszta kierowców. Brytyjczyk od początku swoich startów w F1 mógł liczyć na szczególne traktowanie. Przychylnym okiem często spoglądali na niego sędziowie, a McLaren traktował pobłażliwie - w końcu od najmniejszego mówiło się o nim jak o wielkim talencie.
Gdy Hamilton zaczął seryjnie zdobywać tytuły mistrzowskie, stało się to jeszcze bardziej widoczne. Doszło do tego, że Toto Wolff zgadzał się na to, by tuż przed wyścigiem F1 jego podopieczny wyskakiwał na pokazy mody czy brał udział w imprezach z gwiazdami Hollywood. - To go relaksuje - mówił szef Mercedesa i twierdził, że Hamilton nie lubi ograniczeń i wtedy nie prezentuje się tak dobrze na torze.
Hamilton wprowadził politykę do F1
Hamilton to bez wątpienia wielki kierowca, ale też sportowiec, który nad wyraz często zabiera głos w sprawach politycznych, co nie wszystkim się podoba. Najczęściej wykorzystuje do tego social media. To za ich pośrednictwem apelował o walkę ze zmianami klimatycznymi czy porzucenie mięsa.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nie naśladujcie ich! Jeden błąd i tragedia gotowa
W roku 2020 Hamilton poszedł o krok dalej, stając się głównym ambasadorem ruchu Black Lives Matter w świecie sportu i Formuły 1. Brytyjczykiem wstrząsnęła śmierć George'a Floyda na tyle, że aż sobie przypomniał czasy dzieciństwa.
Mało kto wie, że Hamilton w wieku 5 lat zaczął uczyć się karate, bo dokuczano mu w szkole i bał się kolegów ze szkolnej ławki. Czy było to prześladowanie na tle rasistowskim czy zwykłe dziecinne docinki? Sam Hamilton twierdzi, że to pierwsze. Brytyjczyk lubi mówić o tym, że był ofiarą rasizmu, ale też fakty są takie, że dzięki ojcu zaczął chodzić do szkoły prywatnej. Tam raczej prześladowany nie był. Tyle że to nie pasuje do narracji, którą kreuje aktualny mistrz świata F1.
Hamilton w tym roku kilkukrotnie krytykował FIA i Formułę 1 za to, że robią zbyt mało, by walczyć z rasizmem. Wystarczyło parę słów Brytyjczyka, by szefowie F1 od razu wprowadzili krótką ceremonię na polach startowych przed każdym wyścigiem. W trakcie jej trwania kierowcy mogą okazać wsparcie osobom wykluczonym i zakładają koszulki z hasłami antyrasistowskimi.
To jednak Brytyjczykowi nie wystarczyło. Gdy dostrzegł, że nie wszyscy kierowcy klęczą na polach startowych na znak protestu, miał im to za złe. Fani Hamiltona zalali falą hejtu m.in. Romaina Grosjeana, Maxa Verstappena i Charlesa Leclerca za to, że nie chcą wspierać walki z rasizmem.
"To bardzo smutne, gdy widzę jak niektórzy ludzie manipulują moimi słowami, abym w nagłówkach wyglądał na rasistę. Nie jestem rasistą. Brzydzę się rasizmu. To jest coś obrzydliwego. Przestańcie mnie mieszać z osobami, które dyskryminują innych ze względu na kolor skóry, wyznanie czy płeć" - napisał później Lelcerc na Twitterze i dodał, że "nie interesuje się polityką i nie chce się w to angażować".
- Nikt nie powinien zmuszać kogoś do robienia czegokolwiek. I tak jest z klęczeniem. Każdy w F1 robi to, co uważa za stosowne. Nie szukajmy tu jakichś dramatów - dodawał Daniił Kwiat w rozmowie z Russia-1.
Czy Lewis Hamilton przesadził?
Gdy temat manifestacji w F1 ucichł, a część kibiców przywykła do tego, że kierowcy na polach startowych stoją (lub klęczą) w koszulkach z napisami "End Racism", zdarzyło się GP Toskanii. Hamilton wyszedł na prostą startową w t-shircie z hasłem "Aresztujcie policjantów, którzy zabili Breonnę Taylor". Wcześniej 35-latek ubierał bluzkę z napisem "Black Lives Matter" - zresztą jako jedyny w stawce F1.
Na tym się nie skończyło, bo po zwycięstwie na Mugello kierowca Mercedesa założył koszulkę również na podium. Nie wiadomo, czy miał na to zgodę Mercedesa, ale wątpliwe, by Niemcy ukarali za to swoją gwiazdę. Hamilton pokazał tym samym, na jak wiele może sobie pozwolić. Sponsorzy płacą ekipom F1 bonusy za obecność na podium, bo oznacza to dla nich dodatkową ekspozycję marki. Tymczasem Hamilton zakrył wszelkie logotypy partnerów Mercedesa.
- Dla mnie ta koszulka, pomijając naciskanie na innych kierowców, by klęczeli na polach startowych, to już było za dużo - powiedział w "Championat" Witalij Pietrow, były kolega Roberta Kubicy z Renault.
Jak zauważył Pietrow, "połowa widzów nie wiedziała, o co chodzi w tej koszulce i napisie". Breonna Taylor została śmiertelnie postrzelona w marcu 2020 roku przez amerykańskich policjantów, którzy wtargnęli do jej mieszkania, bo mieli podejrzenia, że w środku znajdują się narkotyki i nielegalne pieniądze. Były chłopak Breonny zajmował się bowiem sprzedawaniem środków odurzających i został aresztowany feralnej nocy.
Hamilton nie zejdzie z obranej ścieżki
Hamilton uznał, że akcja policji w Louisville to kolejny przejaw rasizmu. W tym tygodniu śledczy postawili zarzuty tylko jednemu z funkcjonariuszy policji - Brettowi Hankisonowi. Nie jest on podejrzany o zabójstwo 26-latki, a jedynie o "doprowadzenie do trzech przypadków nieumyślnego zagrożenia życia".
Tragedia Taylor wzięła się z tego, że obecny w jej mieszkaniu chłopak usłyszał hałas i sądził, że za drzwiami znajdują się złodzieje. Sięgnął po broń i oddał w kierunku policjantów strzały. Mundurowi odpowiedzieli wymianą ognia. Wystrzelili dwadzieścia pocisków, z czego osiem trafiło dziewczynę. Kenneth Walker, partner Breonny, twierdzi, że policjanci nie dawali żadnych sygnałów. Mundurowi dowodzą, że pukali w drzwi i prosili o wpuszczenie do środka. Sprawa jest zatem niejednoznaczna.
"Boli mnie świadomość, że ktoś został zabity i nikogo nie pociągnięto do odpowiedzialności za to. Wyobraźcie sobie, że to mogła być twoja matka, twój brat, twoja siostra czy przyjaciółka. Życie Breonny było ważne. System powinien był ją chronić, ale do tego nie doszło z powodu koloru skóry. Jestem taki wściekły" - napisał Hamilton na Instagramie.
Jako że policjanci byli biali, to Hamilton dopatruje się w tym rasizmu, stąd słowa, że system nie ochronił Taylor "z powodu koloru skóry". Krytycy Brytyjczyka odpowiadają, że można znaleźć multum podobnych sytuacji, w których poszkodowani byli biali i nie dopatrują się w tym rasizmu.
Po piątkowych treningach w Soczi przedstawiciele FIA mają wyjaśnić kierowcom, czego nie wolno im robić i manifestować przy okazji wyścigów. Zgodnie z regulaminem, Formuła 1 ma być bowiem wolna od treści politycznych. To zdaje się jednak nie powstrzymywać Hamiltona.
- W przeszłości napisano wiele przepisów tylko po to, aby mnie powstrzymać. Jedak to się nigdy nie udało - stwierdził w czwartek Hamilton, a brytyjskie media odebrały to jako gotowość do złamania wytycznych.
Czytaj także:
Zakaz dla Hamiltona. Koniec z koszulkami antyrasistowskimi
Sergio Perez z umową przedwstępną w Haasie?