Od Grand Prix Belgii osoba Charlesa Leclerca nie znika z ust ekspertów F1. 21-latek sięgnął po swoje pierwsze zwycięstwo w karierze, które równocześnie było premierową wygraną Ferrari w tym sezonie (czytaj więcej o tym TUTAJ). To stawia w mało komfortowej sytuacji bardziej doświadczonego Sebastiana Vettela.
Vettel przegrał z Leclercem już w kwalifikacjach, ale w wyścigu miał swoją szansę. Po serii pit-stopów znalazł się na prowadzeniu, ale wtedy do gry wkroczyło Ferrari, które zastosowało team orders i nakazało mu oddanie pierwszej pozycji.
Czytaj także: Wybór nowego kierowcy Haasa może się opóźnić
- Nie mam z tym problemu. Nie miałem tempa, nie czułem się komfortowo w samochodzie i zbyt szybko zużywałem opony - powiedział Vettel na łamach "Motorsportu".
ZOBACZ WIDEO: #Newsroom. W studiu Robert Kubica i prezes Orlenu
Potwierdzeniem słów Vettela może być to, że ostatecznie musiał on zjechać na drugi pit-stop, przez co stracił szansę na podium i dojechał do mety na czwartej pozycji. - Męczyłem się i nie miałem przyczepności. To był trudny wyścig. Wcześnie zjechałem na pierwszy pit-stop, ale już wtedy wiedzieliśmy, że nawet jak obejmę prowadzenie, to nie utrzymam go długo. Leclerc nie ślizgał się tak mocno, nie wiem dlaczego - dodał 32-latek.
Czytaj także: Z końca stawki na piąte miejsce. Albon zachwycił w F1
Dla byłego mistrza świata stosowanie team orders w Ferrari może być nowością. W przeszłości wielokrotnie to on zyskiwał pozycje wskutek decyzji zespołu. Sytuacja uległa jednak zmianie. - W Belgii chodziło o wynik zespołu. Od pierwszych okrążeń wiedziałem, że mam problem z oponami, więc chciałem wykonać jak najlepszą pracę dla Ferrari. I tak też zrobiłem - podsumował Vettel.
Wygrana Leclerca sprawiła, że jego strata do czwartego w mistrzostwach Vettela zmalała do 12 punktów. Oznacza to, że już po najbliższym Grand Prix Włoch to kierowca z Monako może znajdować się na wyższej pozycji w klasyfikacji generalnej F1.