Szefowie McLarena robią wszystko, by przywrócić ekipie dawny blask. Póki co, wprowadzane dotychczas zmiany nie przyniosły żadnych rezultatów. Zespół z Woking, podobnie jak Williams, miał wielkie nadzieje przed sezonem 2018. Oba teamy musiały jednak przełknąć gorycz wielkiej porażki.
Niektórzy eksperci wskazywali nawet, że to McLaren był większym przegranym zeszłorocznych rozgrywek. Wszakże zespół liczył na to, że w końcu zacznie regularnie walczyć o podia. Tymczasem przyszło mu się meldować na końcu stawki, a Stoffel Vandoorne notorycznie miewał problemy z opuszczeniem Q1.
Ryzykowny pomysł na rozwiązanie problemów
Strategia właścicieli Williamsa i McLarena na wyjście z kryzysu jest jednak zupełnie inna. W Grove nie postawiono na nowe twarze wśród kierownictwa. Zarządzać będą wciąż te same osoby. Claire Williams postawiła jednak na zupełnie inny zestaw kierowców. W sezonie 2018 zespół tworzyli dwaj młodzi zawodnicy - Lance Stroll i Siergiej Sirotkin. Takie zestawienie nie przyniosło rezultatów.
Niedoświadczeni kierowcy nie byli w stanie pomóc inżynierom w rozwoju bolidu w trudnych chwilach. Z tego też powodu w Williamsie doszło do zmian. Do utytułowanego teamu w roli kierowcy etatowego dołączył Robert Kubica, który swoim doświadczeniem ma wspomóc postępy. Jego partnerem będzie debiutant, George Russell. Mieszanka młodości z doświadczeniem wydaje się być dobrym pomysłem.
Zupełnie inną wizję ma McLaren. W ekipie z Woking zobaczymy zestawienie, które zupełnie nie sprawdziło się w Williamsie. Zespół tworzyć będą bowiem dwaj młodzi kierowcy - Carlos Sainz i Lando Norris. Hiszpan ma 24 lata, Brytyjczyk - 19.
Jeśli kolejny samochód Brytyjczyków będzie nieudaną konstrukcją, inżynierowie mogą mieć nie lada problem. W zeszłym roku sytuację McLarena ratował bowiem Fernando Alonso. To on, głównie dzięki swojemu doświadczeniu i talentowi, był w stanie regularnie punktować i wydobywać maksimum z modelu MCL33. Można nawet zaryzykować tezę, że z powodu Hiszpana wyniki były ponad stan. Dlatego też w roku 2019 stajnię z Woking może czekać los podobny do tego, który niedawno spotkał Williamsa.
Wprawdzie w McLarenie brana jest pod uwagę opcja, by Alonso kilkukrotnie przetestował ich nowy samochód w nadchodzącym sezonie, ale okazjonalne występy za kierownicą nie gwarantują solidnego rozwoju. Coś na ten temat mógłby powiedzieć Kubica, który w ciągu całego roku tylko kilka razy usiadł w kokpicie FW41 i zmienił obrazu Williamsa.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Rajdu Dakar" odc. 5: Orlen Team ponownie na podium. Świetny Przygoński (cały odcinek)
Rewolucja kadrowa w Woking
Jeśli coś różni Williamsa i McLarena, to podejście do pracowników najwyższego szczebla. Tak jak w Grove stanowisko zachował Paddy Lowe, tak w Woking mamy do czynienia z karuzelą stanowisk. Jeszcze w lipcu z pracą pożegnał się Eric Boullier, wcześniej z firmy odeszli Tim Goss i Matt Morris. Na Boullier wskazano palcem i uznano go za winnego stworzenia nieudanej konstrukcji MCL33.
Z perspektywy czasu wydaje się, że był to ruch na pokaz. Miejsce Boullier zajął Gil de Ferran, ale Brazylijczyk nie mógł odmienić losów sezonu. Jego przybycie tylko nieco uspokoiło sytuację. Co najwyżej, mógł on przygotować grunt pod kolejnego szefa.
Tym okazał się Andreas Seidl. Co więcej, w trakcie roku 2019 do McLarena dołączy James Key, który obejmie rolę dyrektora technicznego. Tym samym jesteśmy świadkami rewolucji w Woking, która ma przywrócić blask upadłemu gigantowi F1. Na naszych oczach tworzy się bowiem całkowicie nowa struktura zarządzania ekipą. Seidl czy Key zostali zatrudnieni na stanowiskach, których wcześniej w McLarenie nie było. Zostały stworzone specjalnie dla nich.
Wybawca wprost z ekipy Porsche
Seidl ma zostać wybawcą brytyjskiego zespołu. Niemiec był bardzo wysoko oceniany za swoją pracę w barwach Porsche, gdzie święcił sukcesy w wyścigach długodystansowych WEC. Poprzedni pracodawca Seidla bardzo walczył o jego zatrzymanie w firmie, oferował mu nawet objęcie stanowiska dyrektora odpowiedzialnego za motorsport w całym Porsche. Ten wybrał jednak wyzwanie, jakim jest rozpoczęcie przygody z McLarenem.
Niemiecki inżynier ma w padoku Formuły 1 bardzo dobrą opinię. Pracował on swego czasu dla ekipy BMW Sauber. Tam też poznał Sebastiana Vettela, przez co niemieckie i włoskie media początkowo sugerowały, że 31-latek będzie go namawiać do rozpoczęcia pracy w Ferrari.
Co kierowało Seidlem przy wyborze oferty McLarena? Być może wizja wyciągnięcia zespołu z kryzysu. Nie będzie to jednak zadanie łatwe. Brytyjczycy od wielu lat zmagają się z problemami. Ich początek to moment nawiązania współpracy z Hondą w 2015 roku. Sojusz planowany był na co najmniej dziesięć lat, a do jego zerwania doszło już p trzech.
Po trzech słabych sezonach McLaren zdecydował się przesiąść na jednostki napędowe Renault. Tyle że nie przyniosło to jednak pożądanych rezultatów. W Woking zachowują jednak spokój. - To był ruch mający na celu długoterminowe efekty. Jesteśmy w to zaangażowani, zmiana po prostu musiała nadejść - powiedział niedawno właściciel ekipy, szejk Mohammed bin Isa Al Khalifa.
Mimo optymizmu władz zespołu, nie da się nie zauważyć, że McLaren nadal ma spory problem. Silniki Renault są słabsze od jednostek Mercedesa, z których korzysta chociażby Williams. Wiąże się to z koniecznością opracowania lepszego podwozia. Zadanie nie będzie łatwe. Dodatkowym utrudnieniem są nowe przepisy dotyczące aerodynamiki, które mogą spowodować zamieszanie w stawce.
Optymizm i plan naprawczy
Władze McLarena przekonują, że zespół wie już, w czym leży problem. - Jesteśmy pewni, że znaleźliśmy przyczynę kłopotów. Niestety, nie byliśmy w stanie jej rozwiązać w ubiegłorocznym bolidzie. Gdybyśmy wpadli na to w kwietniu, to mielibyśmy gotowe auto B - wyjaśniał Isa Al Khalifa.
Szef ekipy, Zak Brown zdradził, że McLaren bardzo ciężko pracuje, aby znów liczyć się w Formule 1. - Podjęliśmy spore inwestycje. Mamy inżynierów, mamy plany. Chcemy znów walczyć o mistrzostwo. Oczywiście to nie jest kwestia roku. Plan zakłada pięcioletni rozwój. Zespół musi mieć stały progres. Ludzie, którzy nas wspierają, są wspaniali i wkładają w projekt dużo pieniędzy, ale muszą widzieć tego efekty - zaznaczył.
Póki co, obserwujemy prawdziwą burzę. Zmiany na tak wielu stanowiskach z pewnością wymagają reorganizacji wewnątrz ekipy. Nowi członkowie zespołu muszą znaleźć wspólny sposób pracy. Kierowcy, którzy dołączyli do teamu, potrzebują chwili na adaptację do bolidu i warunków.
Czas pokaże, czy tak wielka rewolucja przyniesie pożądany skutek, czy też może przeciwnie - zbyt drastyczne kroki pogrążą ekipę z Woking i doprowadzą ją na koniec stawki F1. Tym bardziej że ostatnie sukcesy McLaren święcił jeszcze w czasach, gdy silniki dostarczał mu Mercedes. Od momentu zakończenia współpracy z Niemcami minęły już cztery lata, a wydaje się, że w Woking nadal się z tego nie otrząśnięto.