W sobotę w szeregach Williamsa zapanowała euforia, po tym jak Lance Stroll zdołał awansować do Q2, a bliski podobnego wyczynu był Siergiej Sirotkin. Przedstawiciele ekipy z Grove zapowiadali, że tempo wyścigowe modelu FW41 jest dużo lepsze, a to daje nadzieję na walkę o punkty w Grand Prix Japonii.
Stało się jednak inaczej. Zaraz po starcie Stroll i Sirotkin stracili kilka pozycji, a dalsze wydarzenia na torze Suzuka nie potoczyły się po myśli Kanadyjczyka i Rosjanina. - To był rozczarowujący dzień. Mieliśmy dobre pozycje startowe i tempo, aby pokonać kilka samochodów, jednak nie udało nam się tego zrobić. Nie zdobyliśmy wyniku, na który liczyliśmy. Możemy się jedynie pocieszać tym, że mamy dobrą niezawodność, bo po raz kolejny oba pojazdy dojechały do mety - stwierdził Paddy Lowe, dyrektor techniczny Williamsa.
Brytyjczyk nie ukrywa, że w kilku sytuacjach jego kierowcom zabrakło szczęścia. - Lance został ukarany za incydent z szesnastego zakrętu. Na dodatek drugi przejazd, który był kluczowy dla jego wyniku, został zepsuty przez zniszczenie opony. Z kolei Siergiej stracił kilka miejsc zaraz po starcie. Dlatego zaryzykowaliśmy i zaprosiliśmy go wcześniej na pit-stop, ale z różnych powodów ta taktyka nie dała u niego efektu - dodał dyrektor Williamsa.
Lepszy z duetu Williamsa był Sirotkin, który dojechał do mety na szesnastej pozycji. - To był trudny dzień. Musieliśmy zmienić naszą strategię, ale nie okazała się ona najkorzystniejsza. Ruch i inne rzeczy dziejące się wokół mojego samochodu sprawiły, że nie byłem w stanie wykorzystać potencjału maszyny. W paru momentach udało nam się uniknąć problemów na torze, ale ostatecznie skończyliśmy rywalizację na końcu. To nie jest wynik jaki chcieliśmy. Jako zespół wycisnęliśmy jednak maksimum z tego wyścigu. Nie można było zrobić nic lepszego w naszej sytuacji - powiedział Rosjanin.
Stroll sklasyfikowany został na siedemnastym miejscu i był tym samym ostatnim kierowcą w stawce. Wpływ na występ Kanadyjczyka miał incydent z początku wyścigu, gdy wypchnął z toru Fernando Alonso i otrzymał za to karę. - Okrążyłem zakręt 130R, wjechałem na trawę i wróciłem na linię wyścigową. Doszło do kontaktu, a on pojechał prosto, stąd kary dla mnie i Fernando. To był typowy incydent wyścigowy dla pierwszego okrążenia. Chcę tylko powiedzieć, że nie zrobiłem tego specjalnie. Efekt jest taki, że zrujnowało to mój wyścig. Nic nam się nie udało - podsumował Kanadyjczyk.
ZOBACZ WIDEO Szalony Rajd Polski. Losy tytułu rozstrzygnęły się na mecie ostatniego odcinka