Red Bull spodziewał się kraksy kierowców? "Rozmawialiśmy o tym rano, przed wyścigiem"

Materiały prasowe / Aston Martin Red Bull Racing / Na zdjęciu: walka Red Bulli podczas rundy w Baku
Materiały prasowe / Aston Martin Red Bull Racing / Na zdjęciu: walka Red Bulli podczas rundy w Baku

- Omawialiśmy to przez bardzo długi czas, przy każdej możliwej okazji. Rozmawialiśmy nawet rano przed wyścigiem - ujawnił szef Red Bulla. Słowa Christiana Hornera dają do zrozumienia, że stajnia mogła przeczuwać bratobójczą walkę swoich zawodników.

Kierowcy stajni z Milton Keynes zakończyli rundę w Baku rozbijając swoje samochody. Daniel Ricciardo  próbując wyprzedzić Maxa Verstappena wjechał w tył jego bolidu po tym, jak Holender dwukrotnie, aczkolwiek minimalnie, zmienił swoją linię jazdy. Manewr ten jest jednak zabroniony.

Teraz okazuje się, że zespół mógł jeszcze przed rozpoczęciem rywalizacji spodziewać się bratobójczej walki swoich zawodników. Christian Horner  ujawnił, iż szefostwo rozmawiało z kierowcami w dniu Grand Prix i apelowali o zdrowy rozsądek na torze.

- Omawialiśmy to przez bardzo długi czas, przy każdej możliwej okazji. Rozmawialiśmy nawet rano przed wyścigiem, że chcemy uniknąć powtórki ubiegłorocznej sytuacji z udziałem zawodników Force India - przyznał Brytyjczyk. - Powtarzaliśmy naszym kierowcom, że chcemy pozwolić im się ścigać, ale prosiliśmy jednocześnie, by dali sobie wzajemnie trochę przestrzeni. Niestety tak się nie stało. Toczyli zaciętą walkę, jadąc na limicie - co w naszej opinii było fair play - ale potem niestety wydarzył się ten incydent.

44-latek wielokrotnie podkreślał, że obaj kierowcy ponoszą odpowiedzialność za kolizję, na której najwięcej straciła ekipa. Mimo to, Red Bull nie zamierza wprowadzać poleceń zespołowych. - Porozmawiamy o tym przed rundą w Barcelonie. Chcemy jednak pozwolić im dalej swobodnie się ścigać. To był incydent wyścigowy. Obaj są równie winni; to nie jest tak, że jeden ponosi większą odpowiedzialność od drugiego.

Szef "Czerwonych Byków" odniósł się ponadto do słów niewykonawczego dyrektora Mercedesa - Nikiego Laudy, który przyznał, że jeżeli taka sytuacja wydarzyłaby się w jego zespole, to zawodnicy musieliby zapłacić za zniszczenia.

- Niki być może jest bardziej ukierunkowany na pieniądze niż inni. Myślę, że najważniejsze jest to, że obaj uznają, iż to co się wydarzyło, jest nie do zaakceptowania. F1 to sport zespołowy; kierowcy są jednym z elementów teamu. Noszą kombinezony, wsiadają do samochodu i reprezentują około 800 osób, dla których jeżdżą. Myślę, że wynieśli z tego bezcenną lekcję.

- Starasz się wykonać jak najlepszą pracę jako jedna ekipa i nie chcesz karać jednego czy drugiego kierowcy. Staraliśmy się zapewnić im optymalną strategię. Spodziewaliśmy się samochodu bezpieczeństwa w ostatnim kwadransie wyścigu, by móc przejść na opony ultramiękkie. Nigdy jednak nie marzyliśmy, że to właśnie my wywołamy jego wyjazd.

Horner wyjaśnił dodatkowo kwestię pit-stopów i tego, że po zmianie ogumienia nieoczekiwanie to Max Verstappen wysunął się przed Daniela Ricciardo. - Oczywiście staraliśmy się wykonać perfekcyjny pit-stop prowadzącemu kierowcy, dlatego też Daniel zjechał jako ten pierwszy. Założyliśmy mu ultramiękkie opony, które teoretycznie powinny szybciej i łatwiej złapać odpowiednią temperaturę.

- Myślę, że Max skorzystał w pierwszym sektorze, kiedy mógł aktywować DRS przy dublowaniu jednego z kierowców. Następnie złożył w całość środkowy i finałowy sektor. Nasze obie zmiany ogumienia mieściły się w granicy 0,1 sekundy. Najwyraźniej wyjazdowe kółko Daniela nie było tak szybkie, jak ostatnie okrążenie Maxa na starych oponach - wytłumaczył.

Po czterech rundach mistrzostw Red Bull plasuje się na 3. pozycji w tabeli konstruktorów, mając dokładnie dwa razy mniej punktów od drugiego Mercedesa.

ZOBACZ WIDEO Robert Kubica: Należy podziękować Williamsowi

Źródło artykułu: