- Jechali bez zarzutów przez cały wyścig, aż do tego niefortunnego incydentu. Nie przypisuję winy jednemu czy drugiemu kierowcy. Obaj zawinili, a najwięcej stracił na tym zespół - powiedział po Grand Prix Azerbejdżanu rozżalony Christian Horner.
Red Bull jechał w niedzielę po wysoko punktowane 4. i 5. miejsce, a może i nawet po lokaty na podium, gdyż chwilę przed feralną kraksą obaj kierowcy założyli do swoich samochodów świeże opony ultramiękkie. To właśnie one mogły dać im przewagę. Identyczny scenariusz mogliśmy zobaczyć chociażby w Grand Prix Chin, które brawurowo zwyciężył Daniel Ricciardo, właśnie dzięki przewadze w ogumieniu.
Max Verstappen i Daniel Ricciardo, mimo wyraźnych problemów z mocą, toczyli ze sobą pojedynki przez niemalże cały wyścig. Jak przyznał szef stajni z Milton Keynes, Christian Horner, wszystkie manewry mieściły się w granicach rozsądku i zespół nie zamierzał wystosowywać żadnych poleceń.
- W trakcie wyścigu między tą dwójką doszło do prawdopodobnie trzech incydentów. Na wczesnym etapie rywalizacji zetknęli się kołami. Usłyszeli wtedy od inżynierów, z którymi pracują, że mają zachować większy spokój. Nie chcemy ingerować w ich walkę koło w koło. Do tej pory nie było takich problemów. Zawsze powtarzaliśmy - dajcie sobie wzajemnie trochę miejsca na torze, a pozwolimy wam się ścigać - zapewnił Brytyjczyk.
W kolejnym pojedynku zabrakło już jednak szczęścia, albo i rozumu. Australijczyk - wykazując lepsze tempo - próbował po raz kolejny zaatakować swojego zespołowego partnera. Holender - co czytamy także w oficjalnym oświadczeniu sędziów - choć delikatnie, dwukrotnie zmienił kierunek jazdy, co mogło okazać się mylące dla podążającego za nim Ricciardo.
Ostatecznie 28-latek wjechał w tył bolidu swojego młodszego kolegi. Był to dla nich koniec marzeń o dobrym wyniku. "Obaj zawodnicy przyczynili się do kolizji. Kierowca samochodu z numerem 33 (Verstappen) wykonał dwa manewry, które były stosunkowo niewielkie. Choć dla sędziów to oczywiste, że incydent miał swoje źródło w ruchach samochodu #33, to kierowca ścigający się z #3 również przyczynił się do kolizji. Obaj wyrazili ubolewanie z powodu incydentu podczas spotkania ze stewardami" - czytamy w oświadczeniu.
Zawodnikom spod znaku "Czerwonego Byka" udało się uniknąć tym samym surowych kar. Nałożono na nich wyłącznie reprymendy. Ricciardo i Verstappen będą musieli stawić się za to w fabryce Red Bulla w Milton Keynes, by przeprosić każdego członka zespołu.
- W Barcelonie wszystko będzie już w porządku. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Obaj pojawią się w fabryce, aby przed wyścigiem w Hiszpanii przeprosić wszystkich członków zespołu - zaświadczył Horner.
- Kierowcy wiedzą, że ostatecznie pracują na wynik zespołu. Obaj zdają sobie sprawę z tego, że dziś po prostu nawalili. Będą musieli przeprosić całą ekipę, wszystkich jej członków. To sport zespołowy, o czym zdaje się dziś zapomnieli.
Zapytany o to, czy szefostwo przy najbliższej okazji pozwoli im na czystą walkę na torze odparł: - Naszą intencją jest, by nadal mogli swobodnie ze sobą rywalizować. Muszą jednak nam udowodnić, że wzajemnie się szanują i dają sobie przestrzeń. Przypomnieliśmy im, że są częścią zespołu i ponoszą odpowiedzialność za role, które w nim sprawują. Obaj są wysoko opłacalnymi jednostkami, które działają w interesie całej ekipy, a nie tylko własnym. Przesłanie, które dziś otrzymali, jest bardzo jasne.
ZOBACZ WIDEO Robert Kubica: To czas w moim życiu, w którym jestem szczęśliwy