[b]
Maciej Rowiński, WP SportoweFakty: W jaki sposób dostał się pan do zespołu F1?[/b]
Marcin Pikula, pracownik działu kompozytów Toro Rosso: Przez przypadek. Wyjechałem do Anglii w 2006 roku, tak jak wielu rodaków w poszukiwaniu lepszej pracy. W Polsce nigdy nie miałem do czynienia z motoryzacją. Zacząłem od prostej pracy w wielkim warsztacie samochodowym i zajmowałem się przygotowywaniem samochodów przed ich oddaniem do klienta. Później pracowałem w Toyocie i na rynku zaczął się zastój, więc rozsyłałem cv w różne miejsca. Odezwała się do mnie agencja, która zaproponowała pracę związaną z Formułą 1. Początkowo nie mogłem uwierzyć, oczy mi się zaświeciły, ponieważ to był czas, kiedy Robert Kubica był jedną z gwiazd F1.
I tak od razu zaczął pan pracować dla zespołu F1?
Pracowałem dla firmy, wykonującej różne części bolidu dla McLarena. To norma w F1, sam zespół często nie ma mocy przerobowych, aby wszystko wykonać w fabryce, więc niektóre prace zleca podwykonawcom. Tam tak naprawdę nauczyłem się wszystkiego o kompozytach. Po kilku latach pracy w tej firmie wiedziałem już wszystko, zacząłem szukać nowych wyzwań, miejsca, gdzie mogę dalej się rozwijać.
Wtedy przyszła oferta od Toro Rosso?
W 2015 roku zwolniłem się z pracy i wyjechałem z Anglii. Przed zatrudnieniem się w Toro Rosso, zaliczyłem epizod w Niemczech, gdzie pracowałem dla firmy budującej części dla zespołów z serii wyścigowych, takich jak DTM czy WEC. Zdobyłem nowe doświadczenie i kiedy dowiedziałem się, że w Toro Rosso szukają pracowników, długo się nie zastanawiałem. Podpisałem kontrakt na pracę w dziale kompozytów i przeprowadziłem się do Włoch.
Jak wygląda praca w fabryce zespołu F1?
Dział kompozytów, którego jestem częścią buduje wszystkie części do auta. Obecnie w Toro Rosso mój dzień w fabryce wygląda zazwyczaj tak, że dostaję informację, jaką część mamy zrobić, szczegółowy rysunek oraz włókno węglowe do wykonania. Później część ląduje w piecu (autoklaw), gdzie się wygrzewa, następnie inne działy nadają jej kształt, szlifują i lakierują. Aktualnie pracuję w sekcji zajmującej się przednim skrzydłem i wszystkimi elementami do niego. Wszyscy w dziale musimy pracować w fartuchach, czepkach, w niskiej temperaturze i sterylnych warunkach niczym na sali operacyjnej.
Kiedy jest najwięcej pracy?
Najgorętszy okres zaczyna się w połowie listopada i trwa do pierwszych przedsezonowych testów w marcu. Wtedy ostro pracujemy nad bolidem do nowego sezonu. Fabryka nie zasypia i pracuje się na trzy zmiany. Podczas sezonu jest trochę luźniej, ale gdy w wyścigu jeden z bolidów na przykład zniszczy przednie skrzydło to już wiem, że gdy w poniedziałek przyjdę do pracy to zaczniemy od zbudowania nowego skrzydła.
ZOBACZ WIDEO Neymar opuścił boisko na noszach. PSG ograło OM [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Przy tak konkurencyjnym sporcie, jakim jest F1, obwarowania w kontrakcie są bardzo restrykcyjne?
Oczywiście. Mamy zakaz wynoszenia na zewnątrz, jakichkolwiek informacji o samochodzie. Zaraz po rozpoczęciu pracy poinformowano mnie osobiście, że umieszczanie gdziekolwiek zdjęć bolidu, szczególnie przed premierą jest zakazane, a złamanie przepisu grozi surowymi karami. Prawnicy mówią prosto, to co jest w Toro Rosso zostaje w Toro Rosso.
Dużo jest stresu?
Kiedy goni nas czas to stres jest odczuwalny. Głównie, gdy jakaś część jest potrzebna na konkretny termin i dział musi pracować pod presją czasu, a kierownik, co chwilę sprawdza, czy wszystko idzie sprawnie. Ogólnie jednak praca jest niezwykle ciekawa i daje mnóstwo satysfakcji. O to właśnie mi chodziło, żeby idąc do pracy cieszyć się z tego. Tak jest teraz w Toro Rosso. Mam niesamowitą frajdę, kiedy w fabryce mogę popatrzeć na samochód F1, obejrzeć trening pit stopów, posłuchać ryku silnika, czy pójść do magazynu podziwiać bolidy z poprzednich lat. Poza tym to jeden z lepszych kontraktów w F1, ponieważ Toro Rosso płaci praktycznie za wszystko. Mieszkanie mam wynajęte przez zespół, sam muszę zapewnić sobie jedynie wyżywienie. Plusem oczywiście jest też pogoda i lokalizacja, do morza mam 40 minut jazdy samochodem.
Teamy F1 to coraz częściej wielkie korporacje. Ile pracowników zatrudnia Toro Rosso?
W moim dziale kompozytów pracuje 60 osób. W całym Toro Rosso jest to ok. 500 pracowników, w tym połowa to kontraktorzy, tak jak ja.
Polaków pracujących w F1 jest więcej. Jaką mamy opinię w zespołach?
Jeśli chodzi o moją działkę i kompozyty, to na pewno w Mercedesie jest jeden Polak, w Force India i Williamsie też, w Toro Rosso jest nas czterech, a w Ferrari pięciu. Kiedy przyszedłem do Toro Rosso poznałem Polaka, który pracuje tutaj już pięć lat, a pochodzi z miasta oddalonego od mojego rodzinnego domu o 20 km. My Polacy cieszymy się tutaj dobrą opinią. W zespołach F1 wiedzą, że Polacy to solidna firma. Mamy opinię sumiennych pracowników, którzy się angażują i kiedy potrzeba popracować dłużej to nie kręcą nosem. A to w F1 jest bardzo ważne. Poza tym teamy mają problemy z pracownikami, ponieważ wielu ludzi, żeby dostać się do F1 oszukuje w cv. Później, jak taki człowiek przychodzi do fabryki to od razu widać, że nie ma zielonego pojęcia, co i jak ma robić.
Ze swoimi włoskimi kolegami z pracy rozmawiacie o Robercie Kubicy?
Przy różnych prywatnych rozmowach o F1, dyskusja czasami schodzi na Roberta i Włosi zawsze pokazują kciuk w górę, mówią, że to super kierowca i tęsknią za nim. We Włoszech traktują Kubicę trochę jak swojego kierowcę. Widać, że Kubica w F1 to jest marka.
Zamierza pan zostać w Toro Rosso na dłużej?
Na razie jest mi tu dobrze, ale moim marzeniem zawsze była praca dla Toyoty w motorsporcie. Idealnie byłoby, gdyby wrócili do F1. Dwa miesiące temu się do mnie odezwali i zapowiedzieli, że szukają pracowników na stałe do pracy przy WEC. Na razie się na to nie zdecydowałem. Jeśli chodzi o w F1 to fajnie byłoby kiedyś trafić do Ferrari. Jedno jest pewne, na pewno zostanę w motorsporcie.
Maciej Rowiński z Barcelony