56-letni Aldo Costa odszedł z Ferrari w drodze porozumienia stron w 2011 roku, by w tym samym sezonie podpisać umowę z fabrycznym zespołem Mercedesa. Włoch skusił się na propozycję ówczesnego szefa teamu Rossa Brawna i Michaela Schumachera, których znał dobrze ze wspólnej pracy dla teamu z Maranello.
Po latach sukcesów w Mercedesie, gdzie był kluczową postacią przy projekcie mistrzowskich bolidów W05, W06, W07 i W08, prasa łączy go z sentymentalnym powrotem do odradzającego się Ferrari. Costa chce jednak kontynuować swoją pracę dla stajni z fabryka w Brackley.
- Przeprowadzka na Wyspy Brytyjskie była dla mnie darem niebios. Angaż w Mercedesie zawdzięczam Brawnowi i Schumacherowi - powiedział włoskiemu serwisowi "Autosprint". - Czuję się doskonale w obecnym miejscu pracy. Jestem w domu i nie mam zamiaru stąd odchodzić - zaprzeczył stanowczo plotkom.
Costa cieszył się, że w zakończonym sezonie Ferrari potrafiło rzucić wyzwanie dominującemu w Formule 1 Mercedesowi. Jednocześnie jednak włoski inżynier liczył, że jego były zespół będzie do końca bił się o mistrzostwo, a nie ulegnie tak łatwo obrońcy tytułu. - Do przerwy letniej szliśmy łeb w łeb, a później uciekliśmy im, ponieważ dokonaliśmy większych postępów w rozwoju samochodu, który był jednocześnie bardziej niezawodny - stwierdził Costa.
- W pierwszej połowie sezonu wszyscy w Mercedesie zakładali, że będziemy walczyć z Ferrari do samego końca. Byliśmy na to gotowi nie tylko z psychologicznego punktu widzenia, ale także od technicznej strony. Uważaliśmy, że rozwój jest konieczny, by pokonać Ferrari - podsumował.
ZOBACZ WIDEO: Polak przez 14 lat brał narkotyki. "Byłem zniewolony. Nie chciałem tak dłużej żyć"