Grand Prix Azerbejdżanu to teatr sprzeczności. Zaskoczenie wliczone jest w jego scenariusz od samego początku. Tor z jednej strony uliczny, a więc ostro karzący błędy kierowcy, a z drugiej jakże odmienny od chociażby Monako. Tegoroczna odsłona przeszła jednak nawet najbardziej śmiałe oczekiwania.
Prawdziwym ewenementem były trzy kolejne fazy neutralizacji następujące jedna po drugiej. Rozumiem decyzje Charliego Whitinga. Ze względu na wyjątkowo wysokie prędkości uzyskiwane na długiej prostej nie chciał ryzykować, kiedy na torze znajdowały się części karoserii i elementów aerodynamiki. Jednak wysyłanie za każdym razem samochodu bezpieczeństwa wywołało dużo wątpliwości. Spokojnie można było przecież skorzystać z opcji wirtualnego samochodu bezpieczeństwa. Szczególnie dużo emocji zapanowało w ścisłej czołówce. Wyczuwalna była wzrastająca nerwowość Sebastiana Vettela. Zarówno jego start do wyścigu jak i restarty po neutralizacji były kiepskie. Ledwo odpierał kilkukrotne próby ataku ze strony Sergio Pereza. Zatem przy każdym restarcie kierowca Ferrari starał się maksymalnie pilnować prowadzącego Lewisa Hamiltona, który przecież narzucał tempo. I właśnie w takiej sytuacji doszło do incydentu, który z całą pewnością będzie jednym z najbardziej charakterystycznych momentów tego sezonu.
Hamilton zahamował na wyjeździe z wolnego zakrętu i w efekcie doszło do drobnej kolizji z Vettelem. Natychmiast przez radio posypały się oskarżenia ze strony Niemca, że to działanie było celowe. Ciekawe tylko jaka miałaby przyświecać idea Hamiltonowi? Wyeliminowanie siebie z wyścigu? Na słownych oskarżeniach się jednak nie skończyło. Vettel postanowił zrównać się z rywalem i go staranować. Brak obiektywizmu to niestety częsty problem kierowcy Ferrari, ale czegoś takiego mało kto mógł się spodziewać. Na szczęście samochody nie doznały poważnego uszczerbku. Paradoksem tej sytuacji jest fakt, że w pewnym sensie została ona sprowokowana… działaniami zespołu Mercedesa, który chwilę wcześniej upominał Hamiltona, aby zostawił większy odstęp od samochodu bezpieczeństwa przed restartem.
Chaotyczny charakter wyścigu był tym bardziej ewidentny kiedy po trzech wyjazdach samochodu bezpieczeństwa zdecydowano się jednak na całkowite zatrzymanie zawodów. Po przerwie było równie dużo emocji. Pozornie wynik był na tym etapie łatwy do przewidzenia. Hamilton kontrolował wyścig przed Vettelem. Jednak wtedy po raz kolejny zdarzyło się coś absurdalnego. W bolidzie Hamiltona poluzował się… zagłówek. Jako defekt zagrażający bezpieczeństwu innych kierowców musiał być natychmiast usunięty, co oznaczało zjazd do boksów. Miny Toto Wolffa i Niki Laudy zdradzały rezygnację, ale dosłownie kilka sekund później padła informacja o nałożeniu kary na Vettela w postaci 10-sekundowego postoju za niebezpieczną jazdę. Reakcja czterokrotnego mistrza świata podkreślająca jego zdecydowany dystans do samokrytyki bezcenna: "…jaka niebezpieczna jazda?". Zupełnie niezależne od siebie zdarzenia dały, po raz kolejny zaskakujący efekt. Vettel wyjechał z boksów tuż przed… Hamiltonem, a więc walka rozpoczynała się od nowa.
ZOBACZ WIDEO Rajd Polski: Czas poczuć prędkość (WIDEO)
Jeżeli dodamy do tego kolejną awarię Maxa Verstappena nie dziwi, iż zwycięzcą okazał się Daniel Ricciardo, ale, że do drugiego miejsca zabrakło kilku metrów Lance'owi Strollowi już trochę zdumiewa. Swoją pozycję, na ułamek sekundy przed minięciem mety stracił na rzecz Valtteriego Bottasa i właśnie ten fakt dobrze pokazuje jak nietypowy był to wyścig. Drugi z kierowców Mercedesa po awarii opony na początku wyścigu spadł na koniec stawki z bardzo dużą stratą. Na sensowny wynik nie było żadnych realnych szans, a jednak.
A co w punktacji? Vettel prowadzi, ale dobrze wie, że ma powody do obaw. Dwa ostatnie wyścigi pokazują, że Mercedes opanował problemy z bardzo wrażliwym samochodem. Przecież również w Azerbejdżanie Hamilton nie był szybki na początku weekendu. Vettel zdaje sobie więc sprawę, że jego przewaga może szybko stopnieć i nerwy dają o sobie znać. Nie ma co się łudzić. W tym sezonie będzie nerwowo jeszcze nie raz.
Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.