Kierowcy Manora wzajemnie obwiniają się za kolizję

PAP/EPA / VALDRIN XHEMAJ
PAP/EPA / VALDRIN XHEMAJ

Esteban Ocon i Pascal Wehrlein w ostatnim wyścigu jako duet Manor Racing, zderzyli się ze sobą na torze Yas Marina. Jak to zwykle bywa w takich przypadkach, żaden nie chciał uznać swojej winy.

Pojedynek Ocona i Wehrleina w Abu Zabi miał swoje drugie dno. Jeszcze kilka tygodni temu obaj kierowcy rywalizowali o jedno z miejsc w zespole Force India. Ostatecznie w przyszłym roku do indyjskiej stajni przeniesie się młodszy Ocon, choć wielu typowało Wehrleinowi awans do lepszego teamu, jeszcze przed debiutem Francuza w F1.

Pod koniec niedzielnych zawodów na Yas Marina, zawodnicy zderzyli się w jednym z zakrętów nie odpuszczając sobie nawet na centymetr. Próżno było szukać winnych, choć teoretycznie, to Wehrlein jadący na wolniejszej mieszance opon, powinien był przepuścić kolegę z teamu.

- Realizowałem inną strategię i w końcówce byłem szybszy. Chciałem wyprzedzić go po zewnętrznej, ale on nie zostawił mi miejsca. Musiałem wyjechać poza tor - tłumaczył Ocon.

Inaczej sytuację ocenił Wehrlein, który wciąż nie posiada kontraktu na przyszły sezon. - Nie rozumiem o co mu chodzi. Myślę, że zostawiłem mu więcej niż 100 metrów od zewnętrznej. Ale jeśli to wciąż za mało, to ok - skomentował Niemiec.

Ocon, który ostatecznie dojechał do mety na 13. miejscu, przed Wehrleinem, przyznał, że jego bolid był w fatalnym stanie po kilku kolizjach. - Na starcie uderzył we mnie Magnussen. Później Nasr wjechał we mnie, a to samo powtórzył Pascal. Zniszczenia były wszędzie - powiedział.

ZOBACZ WIDEO Pewne zwycięstwo Atletico - zobacz skrót meczu z Osasuną [ZDJĘCIA ELEVEN]

Komentarze (0)