Nico Rosberg przyjechał do Rosji, na czwartą odsłonę tegorocznego cyklu Grand Prix w zdecydowanie lepszej sytuacji niż rok temu. Nie dość, że jego zespół co najmniej utrzymał, jeśli nie powiększył przewagę sprzętową nad konkurencją to na dodatek jego główny rywal, Lewis Hamilton miał wyjątkowo trudny start do aktualnego sezonu. Nie brakowało w nim defektów technicznych, jak choćby w trakcie niedawnego Grand Prix Chin, gdzie awarii uległ system odzyskiwania energii MGU-H, będący kluczowym i jednym z bardziej skomplikowanych elementów jednostki napędowej. W efekcie wszystkie trzy pierwsze starty padły łupem Rosberga. W historii F1 kierowcy, którym udało się wygrać pierwsze trzy wyścigi zawsze zdobywali w danym roku tytuł. Czy tak będzie i tym razem?
Tor w Soczi był dość śliski na początku weekendu co jest typowe dla obiektów ulicznych, które w trakcie całego Grand Prix wyraźnie „przyspieszają” w miarę coraz większego odkładania się warstwy gumy na nawierzchni. Niska temperatura dodatkowo powiększała ten efekt i dlatego Mercedes, w przeciwieństwie do wyścigu w Chinach nie stawiał na oszczędność opon tylko na relatywnie wczesnym etapie kwalifikacji założył ogumienie supersoft. Być może dzięki takiej taktyce już w Q2 Rosberg był w stanie uzyskiwać czasy okrążeń na poziomie rekordu toru, około pół sekundy lepsze od swojego kolegi z zespołu. Q2 było zresztą dużą niespodzianką całych kwalifikacji, a to za sprawą właśnie Lewisa Hamiltona. Okazało się bowiem, że po raz kolejny, w odstępie kilkunastu dni doszło do identycznego defektu. Tak samo jak w Chinach awarii, właśnie w Q2, uległ w bolidzie Hamiltona system MGU-H. Nie chciałbym tu wprowadzać tonu spiskowego, ale nie jestem w stanie uciec od wrażenia, iż jest to dziwne.
Po pierwsze defekty, jak na razie przynajmniej dotyczą wyłącznie samochodu Hamiltona, po drugie dotyczą zespołu, który słynie wręcz z mistrzowskiego opanowania aktualnej, hybrydowej technologii jednostek napędowych. Historia usterek w tym zakresie była w przypadku Mercedesa niezwykle uboga. Po trzecie, awarie mają miejsce w ściśle określonych warunkach. Defekt w trakcie wyścigu oznaczałby zerowy dorobek punktowy. Hamilton jednak punktuje, ale jak dotąd nie stanowi zagrożenia dla wyników Rosberga. Po czwarte wreszcie, Mercedes czuje się aktualnie niezwykle pewnie pod względem przewagi technologicznej, nawet jeśli często dyplomatycznie temu zaprzecza. Taka pewność siebie sprzyja pokusie wpływania na wyniki. Nie twierdzę, że tak jest, nie złapałem nikogo za rękę, ale gdyby taki scenariusz miałby być realizowany trudno byłoby go lepiej zaplanować.
ZOBACZ WIDEO Hubert Ptaszek: Celem jest WRC
Zatem w sposób całkowicie niezagrożony pole position zdobył Rosberg. Z kolei z rewelacyjnego, drugiego pola startował Valtteri Bottas, który awansował po przesunięciu Vettela o pięć miejsc na starcie ze względu na wymianę skrzyni biegów w jego samochodzie po piątkowych treningach wolnych. Drugą linię otwierał Raikkonen, który z całą pewnością nie może być zadowolony z uzyskania słabszego czasu od kierowcy Williamsa. Jego strata w Q3 do Vettela wynosiła ponad pół sekundy. To dużo.
Ci, którzy oczekiwali dużych emocji na starcie wyścigu nie zawiedli się. Grand Prix Rosji jest bardzo specyficzne pod tym względem. Pierwszy zakręt jest wyjątkowo szybki, a więc moment hamowania po starcie przypada dopiero przed zakrętem numer 2. To z kolei oznacza bardzo długi odcinek pomiędzy linią startu, a punktem pierwszego hamowania. W rezultacie nie tylko prędkość jest w tym miejscu dużo większa niż zazwyczaj, nie tylko mamy zdecydowanie większy udział tzw. slipstream (jazda w cieniu aerodynamicznym) w wyprzedzaniu, ale przede wszystkim szansa błędnej oceny ze strony kierowców jest wyraźnie większa. Tak też było i tym razem.
Co ciekawe głównym sprawcą zamieszania był lokalny bohater Daniił Kwiat. Źle ocenił moment hamowania doprowadzając do kolizji z Vettelem, który nadrabiał straty spowodowane karą przesunięcia na starcie. Już ten pierwszy incydent uszkodził samochód Niemca, a konkretnie jego prawą, tylną oponę. Siłą rzeczy w zakręcie numer 3 Vettel poruszał się z mniejszą prędkością, starając utrzymać się na torze. Właśnie wtedy po raz kolejny wjechał w niego Kwiat wysyłając bolid Vettela na barierę i kończąc w ten sposób jego wyścig. Nie było to zapewne działanie celowe, ale wina jednoznacznie spoczywała po stronie Rosjanina i nie ma się co dziwić Vettelowi, że był skrajnie zdenerwowany. Szkoda, że tak szybko zakończyło się dla niego GP Rosji. Jest to w tym sezonie jeden z niewielu kierowców, który ma szanse na nawiązanie realnej walki z Mercedesami. Sędziowie również nie mieli wątpliwości co do winy i ukarali Kwiata 10-sekundowym postojem w boksach. To zresztą kolejna kolizja spowodowana przez Kwiata, której ofiarą padł Vettel. Dwa tygodnie temu w Chinach Rosjanin również popełnił błąd.
Całe zamieszanie po starcie zdecydowanie sprzyjało Lewisowi Hamiltonowi. Startując z 10. pola Lewis tuż po restarcie (na pierwszych trzech okrążeniach mieliśmy neutralizację) wyprzedza Massę i jest na czwartej pozycji. Tempo wyścigu nie jest jednak dla niego satysfakcjonujące. Ma przed sobą fiński dublet -Raikkonena i Bottasa. Ten ostatni utrzymując przez wiele okrążeń drugą pozycję wyraźnie spowalnia jadących za nim kierowców pozwalając liderowi wyścigu, Rosbergowi na spokojne rozbudowanie swojej przewagi.
Od pierwszych okrążeń widać dużą determinację Hamiltona, który już na 7. okrążeniu w bardzo czysty sposób wyprzedza Raikkonena. Nie może jednak łatwo uporać się z Bottasem i na 13. okrążeniu wyraźnie zwalnia, aby nie jechać bezpośrednio za samochodem Fina. Warto podkreślić, że tradycyjnie w Soczi preferowana jest taktyka na jeden postój. Kondycja ogumienia odgrywa więc tu podstawową rolę. Dwa okrążenia później Hamilton musi jednak ponownie przyspieszyć mając za sobą Raikkonena. Była to celowa strategia. Jasne bowiem było, że zbliża się seria pit stopów. Pierwszy z czołówki zjechał Bottas. Strata zarówno jego jak i Hamiltona do Rosberga kształtowała się na poziomie 14-sekund. Brytyjczyk wiedział, że teraz jest jego moment na przeprowadzenie ataku i jak zwykle nie zawiódł wykazując się doskonałym wyczuciem wyścigowej strategii. Miał przy tym wyjątkowo mało czasu, ponieważ Mercedes planował wymianę jego opon już na kolejnym okrążeniu.
Rewelacyjne tempo nie umożliwiło jednak Hamiltonowi zdobycia kolejnej pozycji. Różnice były naprawdę minimalne, ale Bottas zdołał utrzymać się przed Hamiltonem, któremu na pewno nie pomógł nie do końca rewelacyjny czas wymiany opon. Dość specyficzna strategia ze strony Mercedesa, ponieważ gdyby Hamilton zjechał np. na kolejnym okrążeniu miałby zdecydowanie większe szanse na wyjazd przed kierowcą Williamsa. Postawił jednak wszystko na jedną kartę i na 19-tym okrążeniu w bezpośredniej walce na torze wyprzedził Bottasa. W sensie strategii było to kluczowe, ponieważ jadąc za Finem, na nowych oponach nie tylko nie byłby w stanie ich wykorzystać, ale dużo szybciej zużyłby swoje ogumienie. Chwilę potem zjeżdża kolejny kierowca z czołówki, Kimi Raikkonen. Udaje mu się wyjechać tuż przed Bottasem.
W tym czasie Hamilton nie ma, w zasadzie po raz pierwszy od początku wyścigu nikogo przed sobą. Natychmiast to wykorzystuje narzucając rewelacyjne i bardzo równe tempo. Przewaga Rosberga, który przez cały czas samotnie kontrolował wyścig zaczyna powoli, ale bardzo konsekwentnie topnieć. Tą tendencję wspomagała konieczność dublowania poszczególnych kierowców przez lidera. Na samym tylko 32. okrążeniu Rosberg był o 1,5 sekundy wolniejszy od Hamiltona. Ogromna determinacja Brytyjczyka doprowadziła do ograniczenia przewagi Rosberga zaledwie do poziomu siedmiu sekund na 39. okrążeniu, a przecież do mety pozostawało jeszcze 17 "kółek". I to był dla mnie najbardziej kuriozalny moment wyścigu. Mogliśmy przecież liczyć na bezpośrednią walkę kierowców Mercedesa na ostatnich kilometrach wyścigu. Tempo obydwu zawodników wyraźnie taki finał sugerowało. Do tego jednak nie doszło, tak jak z różnych względów nie dochodzi do takiej walki od początku sezonu. Akurat w tym kluczowym dla Hamiltona momencie dostaje on informację z boksów o problemach z ciśnieniem wody w jego silniku. Proszony jest o natychmiastowe ograniczenie swojego tempa. Kiedy po kilkunastu kilometrach przewaga Rosberga powraca do pierwotnych 14 sekund zespół informuje Hamiltona, iż parametry związane z ciśnieniem wróciły do normy i może on kontynuować jazdę w optymalnym tempie. W efekcie Rosberg w sposób całkowicie niezagrożony i samotny odnosi historyczne, siódme zwycięstwo z rzędu, a czwarte w aktualnym sezonie. Czy można zatem nie wygrać mistrzostwa tryumfując w pierwszych czterech odsłonach cyklu? Pewnie można, ale raczej nie przy takich perypetiach swojego kolegi z zespołu.
Powrócę zatem na koniec do sprawy, o której pisałem na początku. To wszystko co przytrafia się Hamiltonowi jest teoretycznie możliwe. Problem leży w niezwykle kuriozalnym timingu tych zdarzeń jak i zdecydowanej jednostronności. Hamilton, a konkretnie jego samochód jest w pewnym sensie wyjątkiem. Wyjątkiem nie tylko w garażu Mercedesa, ale w całym padoku. Awaryjność uległa bowiem zdecydowanej poprawie w stosunku do zeszłego sezonu jednak nie w przypadku Hamiltona. Sam moment problemów Brytyjczyka, tak w trakcie kwalifikacji jak i w wyścigu również nie uspokaja sytuacji tym bardziej, że motywy ewentualnej ingerencji są potencjalnie bardzo jasne do odczytania - od względów marketingowych poprzez aspekt sportowy. Z całą pewnością Bernie Ecclestone zgodziłby się ze stwierdzeniem, iż nie jest to dobre dla sportu kiedy kilka lat z rzędu losy tytułu mistrzowskiego są w zasadzie od pierwszego wyścigu przesądzone.
Jarosław Wierczuk - były kierowca wyścigowy. Ścigał się w Formule 3000, Formule 3, Formule Nippon oraz testował bolid Formuły 1. Obecnie Prezes Fundacji Wierczuk Race Promotion, której celem jest promocja i pomoc młodym kierowcom.