Austriak Alex Wurz miał ogromne szczęście podczas testów na torze Paul Ricard w maju 2005 roku, kiedy eksplozja opony w jego McLarenie doprowadziła do fatalnie wyglądającego wypadku. Dzisiaj pamiętając o tamtych wydarzeniach jako przewodniczący GPDA Wurz walczy nieustannie o poprawę bezpieczeństwa na torach F1.
- To było chyba uderzenie z najwyższą prędkością w historii - ponad 300 km/h - z którego kierowca wyszedł bez szwanku - przypominał Wurz. - Nie miałem czasu na rekację, a wszystko stało się tak szybko. Po pierwszym uderzeniu starałem się wyhamować bolid, ale straciłem przód, dlatego hamulce nie działały.
- Kiedy obracałem się w kierunku drugiej ściany, nie mając już hamulców, martwiłem się tylko o swoje nogi. Miałem nadzieję, że nie uderzę drugi raz na wprost. Na szczęście nic mi się nie stało. Bolid został jednak zniszczony i to był koniec testów dla mnie. Wróciłem do domu, a następnego dnia udałem się na kite surfing - wspominał Austriak.
Były kierowca m.in Williamsa i McLarena zdaje sobie sprawę, że w sportach motorowych nie ma możliwości ograniczenia ryzyka do zera, lecz uważa, że za rozwojem sportu powinna iść także poprawa warunków bezpieczeństwa.
- Wypadki się zdarzają ale sporty motorowe ze swojej natury są niebezpieczne - wyjaśnił. - Myślę, że każdy kto wsiada za kierownicę akceptuje to. Jeśli tak nie ma, to lepiej, aby skończył ze ściganiem.
- Podobnie jak w przemyśle lotniczym musimy pracować nad zmniejszeniem prawdopodobieństwa wypadku. Dlatego potrzeba właściwego zarządzania kryzysowego i ewolucji konstrukcji - co często ma miejsce, kiedy mierzymy się z ogromną stratą jak w przypadku wypadków Justina (Wilsona) czy Julesa (Bianchiego) - dodał.