Christian Horner jest objęty wewnętrznym dochodzeniem, jakie austriacki Red Bull wszczął po doniesieniach o "niewłaściwym zachowaniu" 50-latka. Początkowo oskarżenia względem szefa zespołu Formuły 1 dotyczyły głównie zachowań mających cechy mobbingu. W piątek "De Telegraaf" poinformował, że 50-latek miał też molestować seksualnie jedną z pracownic Red Bull Racing.
Sprawa jest bulwersująca, bo prawnicy Holendra mieli próbować uciszyć poszkodowaną kobietę, oferując jej ok. 760 tys. euro w ramach ugody. Podjęto też starania, aby holenderski dziennik nie publikował artykułu na ten temat.
Horner zaprzeczył stawianym mu zarzutom. W czwartek pojawił się na prezentacji tegorocznego bolidu Red Bull Racing - RB20. Zapowiedział też, że będzie obecny na przedsezonowych testach F1 w Bahrajnie, jak i na pierwszym wyścigu. - Tak, absolutnie - odpowiedział na pytanie dziennikarza, czy pozostanie na stanowisku szefa Red Bulla w sezonie 2024.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Gośćmi: Dowhan, Krawczyk, Baron i Jaźwiecki
Przyszłość Hornera nie jest oczywista, choć prawnik, który został wynajęty przez Austriaków z Red Bulla na potrzeby sprawy, zapadł się pod ziemię. Konkretnych działań względem 50-latka oczekuje Ford. Amerykański producent samochodów od 2026 roku będzie jednym z głównych partnerów "czerwonych byków", pomagając ekipie z Milton Keynes w produkcji silników.
- Jako firma rodzinna, która przestrzega bardzo wysokich standardów zachowania i uczciwości, oczekujemy tego samego od naszych partnerów. Wygląda to tak, i tak też nam powiedziano, że Red Bull bardzo poważnie podchodzi do tej sytuacji. Oni też martwią się o reputację swojej marki - powiedział Mark Rushbrook, dyrektor Ford Performance, cytowany przez agencję AP.
- Red Bull prowadzi wewnętrzne śledztwo i dopóki nie zobaczymy, co z niego wyniknie, to jest za wcześnie, abyśmy to komentowali - dodał.
Z padoku F1 docierają jednak zakulisowe wieści, z których wynika, że coraz więcej osób ma naciskać na Hornera, by sam zrzekł się stanowiska. W sprawę może się też zaangażować Liberty Media, amerykańska firma, do której należy Formuła 1. Wynika to z faktu, że w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii wszelkie oskarżenia o mobbing i molestowanie seksualne piętnowane są w zarodku wskutek działań ruchu obywatelskiego #MeToo.
Czytaj także:
- Afera w F1 nabiera rozpędu. Prawnik zapadł się pod ziemię
- Zaoferował ponad 3 mln zł, by nie pisać o aferze. Ugoda odrzucona