W poniedziałek brytyjskie media poinformowały, że Lewis Hamilton otrzymał ofertę z Ferrari, a do transferu mogłoby dojść nawet w sezonie 2024, gdyż obecna umowa Brytyjczyka z Mercedesem wygasa z końcem tego roku. Jednak to nie koniec spekulacji wokół ekipy z Maranello, gdyż ciekawe wieści przekazał również dziennikarz Giuliano Duchessa z serwisu Formu1a.uno.
Z ustaleń włoskiego dziennikarza wynika, że w ostatnich dniach rozpoczęły się rozmowy Ferrari z Charlesem Leclercem ws. przedłużenia kontraktu, który wygasa po sezonie 2024. Po odwołaniu GP Emilia Romagna w siedzibie zespołu w Maranello kilkukrotnie miał pojawić się sam John Elkann. Prezydent Ferrari odbył "serię spotkań" ws. przyszłości ekipy.
"Źródła sugerują, że po wzajemnych zapewnieniach, dyskusje na temat przedłużenia kontraktu są teraz bliższe" - przekazał Duchessa. Co ciekawe, wcześniej Leclerca łączono też z transferem do Mercedesa, gdzie miałby zastąpić... Hamiltona.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za bramka! I to dzięki... kibicowi
Wcześniej z Włoch docierały sygnały, że Leclerc jest sfrustrowany tym, że zespół nie jest w stanie zapewnić mu zwycięskiego bolidu. 25-latek doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ma talent, który pozwala mu walczyć o tytuł mistrzowski w Formule 1. Jednak póki co nie otrzymał samochodu, który współgrałby z jego umiejętnościami.
Dodatkowo Leclerca sfrustrował kiepski start sezonu 2023. Monakijczyk nie ukończył wyścigu w Bahrajnie z powodu awarii, w Arabii Saudyjskiej był karnie przesunięty na polach startowych, w Australii miał wypadek na pierwszym zakręcie, a równie nieudany był dla niego ostatni występ w Miami. Kampanię lidera Ferrari ratuje tylko GP Azerbejdżanu, gdzie wywalczył jedyne podium w tym roku.
Jeśli Charles Leclerc zgodzi się na przedłużenie umowy, a równocześnie Ferrari zrobi krok naprzód w negocjacjach z Lewisem Hamiltonem, to w Maranello mogą dysponować superduetem kierowców. W tej sytuacji z ekipą pożegnałby się Carlos Sainz. Umowa Hiszpana wygasa po sezonie 2024.
Czytaj także:
- Co ze sprzedażą F1? Amerykanie postawili sprawę jasno
- 100 mln dolarów na stole. Polak pokieruje słynną serią wyścigową?