Sergio Perez udowodnił po raz kolejny, że uwielbia tory uliczne. Po zwycięstwie w Arabii Saudyjskiej, kierowca Red Bull Racing dołożył do swojego dorobku triumf w GP Azerbejdżanu. Meksykaninowi sprzyjało jednak szczęście, bo miał okazję wymienić opony podczas neutralizacji i poniósł w związku z tym mniejsze straty czasowe niż Max Verstappen.
Szczęście nie opuściło Pereza również w dalszej fazie wyścigu Formuły 1. Na 34. okrążeniu kierowca "czerwonych byków" popełnił błąd, wyjechał zbyt szeroko i otarł się kołem o bandę. Centymetry zadecydowały o tym, że Meksykanin nie uszkodził przedniego prawego koła i zawieszenia.
- To było mocne uderzenie. Miałem szczęście, że opona nie eksplodowała - przyznał później Perez przed kamerami Sky Sports.
ZOBACZ WIDEO: Bolid F1 jechał w tłum dziennikarzy! Absurdalna sytuacja w trakcie Grand Prix Azerbejdżanu
Meksykański kierowca rozpoczął GP Azerbejdżan z trzeciego pola, ale dość szybko wyprzedził Charlesa Leclerca. Następnie wykorzystał okres neutralizacji, by ograć zespołowego kolegę. Po wznowieniu wyścigu miał z kolei znacznie lepsze tempo niż Max Verstappen i był w stanie kontrolować przewagę na czele stawki.
- Wszystko nam się udało. Wywoływałem presję na Maxie. Już podczas pierwszego przejazdu miałem prawdopodobnie lepsze tempo i mniejsze zużycie opon. Po samochodzie bezpieczeństwa było jasne, że na twardej mieszance pojedziemy aż do mety - przeanalizował Perez.
- Między mną a Maxem było bardzo blisko. Daliśmy z siebie maksimum, obaj trafiliśmy w ścianę raz czy drugi. Max naciskał na mnie przez cały wyścig i zmuszał do jazdy na limicie. To sprawiało, że było mi ciężko, ale utrzymywałem sytuację pod kontrolą - podsumował kierowca Red Bulla.
Perez zgarnął w Baku maksimum punktów - najpierw wygrał sobotni sprint, a później niedzielny wyścig. Dzięki temu zniwelował straty do Verstappena w mistrzostwach do 6 punktów. W ten sposób 33-latek może myśleć o walce o tytuł mistrza świata F1.
Czytaj także:
- O krok od tragedii w F1. Kierowca mógł potrącić ludzi
- Verstappen oczekuje wyjaśnień od Red Bulla. Kosztowna porażka mistrza świata