Syn oligarchy nie chce mówić o wojnie. Tak tłumaczy swoją neutralność

Instagram / nikita_mazepin / Na zdjęciu: od lewej Nikita Mazepin, Dmitrij Mazepin i ostatni po prawej - Władimir Putin
Instagram / nikita_mazepin / Na zdjęciu: od lewej Nikita Mazepin, Dmitrij Mazepin i ostatni po prawej - Władimir Putin

Nikita Mazepin na początku marca, wskutek inwazji Rosji na Ukrainę, stracił miejsce w F1. Syn rosyjskiego oligarchy od tego momentu ani razu nie zabrał stanowiska ws. wydarzeń w Ukrainie. Dlaczego?

Nikita Mazepin pojawił się w Formule 1 w roku 2021 jako kierowca Haasa. Od początku jego starty budziły spore wątpliwości, bo Rosjanin nie dysponuje imponującym talentem. Jego ojciec, Dmitrij Mazepin, za zgodą Władimira Putina zbudował ogromną fortunę i to było kluczowe dla Haasa. Fundusze oligarchy uratowały amerykańską ekipę przed bankructwem.

Wojna w Ukrainie zmieniła punkt widzenia Haasa, bo amerykański zespół nie chciał być kojarzony z rosyjskim kapitałem. Dlatego na początku marca ekipa rozwiązała umowę z Mazepinem, wypowiedziała też kontrakt sponsorski firmie należącej do jego ojca - Uralkali.

Obecnie nie zanosi się na to, aby 23-latek miał wrócić do F1. Co więcej, wraz z ojcem znalazł się na liście podmiotów objętych sankcjami Unii Europejskiej, Wielkiej Brytanii i USA. Na Zachodzie uznano bowiem, że rodzina Mazepinów czerpie zyski ze współpracy z reżimem Putina i dlatego popiera jego działania.

ZOBACZ WIDEO: Kiks bramkarza. Ale co stało się później?!

Sam Mazepin jak dotąd nie pochwalił działań rosyjskiej armii w Ukrainie, ale też nie potępił wojny. Część Rosjan ma o to do niego pretensje, licząc na to, że okaże on wsparcie swojej ojczyźnie i Putinowi. Dlatego 23-latek postanowił zabrać głos. "Nie wypowiadałem się na temat tego konfliktu politycznego od samego początku. Nie zmieniłem swojej postawy nawet w momencie, gdy ta sytuacja dotknęła mnie bezpośrednio, bo przez nią straciłem kontrakt z Haasem" - przekazał rosyjski kierowca w mediach społecznościowych.

"Brak postów w mediach społecznościowych na ten temat jest dla wielu jednoznaczny z brakiem reakcji, ale tak nie jest. Przeżywam te wydarzenia i codziennie muszę sobie z tym radzić, rozmawiam o nich z bliskimi" - dodał syn oligarchy, który nie chce publicznie wypowiadać się na temat wojny, by nie wystawiać się na ataki.

Rosjanin stwierdził, że portale społecznościowe nie są już miejscem, w którym można swobodnie przedstawiać swój punkt widzenia na temat sytuacji w Ukrainie. "Wspieranie tego konfliktu albo występowanie przeciwko niemu jest równoznaczne z radykalizmem. Nie przeraża mnie to, by poświęcać swoją popularność na rzecz własnego zdania, ale przeraża mnie narażanie bliskich" - stwierdził były kierowca Haasa, zdaniem którego publiczne opowiedzenie się po jednej ze stron konfliktu mogłoby narazić jego rodzinę.

"Stety lub niestety nie jestem politykiem, tylko sportowcem. Od dziecka związany jestem ze sportem, w nim widzę sens swojego życia. On mnie inspiruje, każe iść do przodu i nie poddawać się. Mam nadzieję, że pewnego dnia sport znów stanie się otwarty, przyjazny i niezależny od wydarzeń zewnętrznych, w tym politycznych" - dodał Mazepin, który od wielu miesięcy sprzeciwia się zawieszeniu rosyjskich sportowców w związku z wojną w Ukrainie.

Mazepin zapowiedział, że nie zmieni swojego zdania i do końca konfliktu rosyjsko-ukraińskiego zachowa neutralność, nie angażując się publicznie w wydarzenia na Wschodzie. "Musimy zrozumieć, że upolitycznienie sportu prowadzi do rozłamu nie tylko w całym ruchu sportowym i olimpijskim, ale wpływa też na sfery życia społecznego. Dlatego sport musi być neutralny. Ja, jako przedstawiciel tego świata, muszę być bezstronny" - skomentował Rosjanin.

"Ktoś może powiedzieć, że to bezczynność albo strach przed wyrażeniem własnego zdania. Jednak w tym przypadku neutralność to moje stanowisko" - podsumował syn oligarchy.

Czytaj także:
Robert Kubica w Dakarze? To zdjęcie rozpali kibiców
Stracili miliony dolarów i kierowcę. Zespół F1 wyciągnął wnioski