Chociaż osoba Piotra Więcka nie jest znana szerokiej publiczności, to polski kierowca ma powody do dumy. Drift nie jest sportem masowym w naszym kraju, a mimo to Więckowi udało się przedostać do Stanów Zjednoczonych i startować w tamtejszej Formule Drift, która nazywana jest Formułą 1 wśród drifterów.
Kierowca urodzony w Płocku swoją klasę potwierdził też na Starym Kontynencie, zostając mistrzem Europy. Teraz Więcka czeka nowe wyzwanie - walka o zwycięstwo w wielkim finale Red Bull Car Park Drfit w Arabii Saudyjskiej. Impreza odbędzie się 8 grudnia w Dżuddzie.
Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty: Dlaczego postawiłeś na drift w swoim życiu?
Piotr Więcek, mistrz Europy w drifcie, uczestnik Red Bull Car Park Drift: Drift to od zawsze było coś, co najbardziej mnie fascynowało, jeśli chodzi o jazdę samochodem. To jest najfajniejsza rzecz, jaką można robić z autem. Na początku chciałem być rajdowcem, bo widziałem poślizgi w rajdach. Gdy trochę podrosłem, to zapoznałem się z driftingiem. Miałem 13-14, gdy dopadłem się do tzw. "Biblii driftu" na CD. Od tamtego momentu miałem w głowie tylko drifting i to zostało do dziś.
Drift nie jest tani. Obecnie masz do dyspozycji odpowiednio przygotowane, a co za tym idzie drogie samochody. Jak to było na początku?
Trzeba być świadomym, że na początku zaczynało się od innej specyfikacji auta. Gdyby ktoś chciał teraz zacząć przygodę z driftem, to nie powinien się rzucać na głęboką wodę. Nawet jeśli poobserwujemy karierę Maćka Bochenka, która jest fajna do analizy, to zaczynał on od niezbyt mocnego samochodu. Z każdym rokiem tę moc jednak zwiększał, aż zdobył tytuł mistrza Polski. Wiadomo, że w tamtych latach konkurencja nie była na takim poziomie jak teraz, ale to wyzwanie i tak było duże.
Wydaje mi się, że kluczem do sukcesu jest poświęcenie czasu na samą jazdę, niż budowanie nie wiadomo jakiego samochodu i sprzętu. Ja miałem to szczęście, że miałem wsparcie rodziny i najbliższych, żeby się w tym realizować. Bez tego wsparcia byłoby mi trudniej.
Wyobraźmy sobie, że przychodzi do ciebie ktoś, kto chce zacząć przygodę z driftem. Pyta o koszty, wybór samochodu. Co byś odpowiedział?
Wydaje mi się, że poleciłbym taką samą drogę, jak w moim przypadku. Jeśli chcemy sprawdzić, czy drifting to jest coś dla nas, to polecałbym zainwestowanie w kierownicę do komputera czy konsoli. Warto sprawdzić się na którymś z symulatorów, czy się odnajdujemy w drifcie i czy sprawia on nam radość. To jest podstawa do tego, by się później rozwijać. Jeśli to będzie coś, co nas będzie cieszyć, to można się rozwijać dalej i myśleć o kupnie samochodu.
ZOBACZ WIDEO: Polski sędzia walczy o finał mistrzostw świata. "Ma na to szansę"
Zakup auta to szereg kolejnych bolączek. Trzeba szukać czasu na treningi na torze, trzeba szukać placów, dochodzą inwestycje w opony. Nawet jeśli jeździmy na ogumieniu używanym, to dochodzą wydatki na paliwo, felgi i inne części, które będą się psuły w tym samochodzie. Tak naprawdę od tego momentu wpadamy w cykl, w którym będziemy wiecznie dokładać do tego pojazdu. Jeśli nie będziemy pewni, że chcemy to robić, to może nam się to szybko odbić czkawką.
Jeśli porównasz sytuację driftu w Polsce teraz, a kilkanaście lat wstecz, to widać progres?
Zdecydowanie. Kultura samego sportu zmieniła się bardzo na plus, i to w fascynujący sposób. Gdy ja zaczynałem, to wiele osób kojarzyło drift z paleniem gumy czy jeżdżeniem "na ręcznym" przed hipermarketem. W tym momencie wiele osób już wie, że to sport. Nawet w Polsce możemy już zaobserwować różne style driftingu, samochody pochodzące z całego świata. Dzięki internetowi i łatwości dostępu do informacji, cała dyscyplina nabrała kolorów i wygląda dużo lepiej.
Jeśli mowa o treningach i szkoleniu, to zapytam o nasze egzaminy na prawo jazdy. Nie uważasz, że podczas kursu powinien pojawić się element opanowania auta w uślizgu? Bo wielu kierowców w takiej sytuacji nie wie, co zrobić.
Zdecydowanie. Nie mam co do tego wątpliwości. Zobaczenie, gdzie jest granica przyczepności samochodu, przekonanie się jak zmiana warunków wpływa na przyczepność danego auta, wpływa na styl jazdy na ulicy. Kiedy rozumiemy, co dzieje się z samochodem i czujemy go, bo prowadziliśmy go na limicie i wiemy jak będzie się zachowywał, to stwarza zupełnie inną świadomość na drodze.
Kiedy obserwuje się samochody jadące zdecydowanie za szybko do warunków pogodowych, to ma się wrażenie, że kierowca nie jest świadomy swojej sytuacji i tego, jak szybko może stracić pewność siebie. Od razu wtedy przychodzi mi na myśl taki kurs, który mógłby mu to uświadomić. Sam wiem to po sobie, gdy jeszcze nie driftowałem, a potem, gdy przejechałem parę sezonów, to świadomość była zupełnie inna. Obserwacja jakichś zagrożeń czy dostrzeżenie wysypanego piasku na jakimś odcinku drogi, to działało na wyobraźnię.
Po tylu latach, jesteś jeszcze w stanie przesuwać jazdę na limicie w swoim przypadku?
Cały czas drifting się rozwija. Producenci opon dostarczają nowe mieszanki, które sprawiają, że samochody zachowują się inaczej. Zwiększa się też moc aut, co przekłada się na wytrzymałość różnych komponentów. Cały czas uczę się czegoś i doświadczam nowych rzeczy w driftingu. Zdecydowanie nie osiągnęliśmy jeszcze granicy, po której ten sport miałby się przestać rozwijać.
Masz za sobą również starty w USA. Czy tam wygląda to nieco inaczej?
Z mojej perspektywy, w Stanach Zjednoczonych o wszystko było łatwiej niż w Europie. To jest ogromny kraj z bardzo podobną kulturą, nawet jeśli niektóre miasta i stany są oddalone od siebie o znacznie większe odległości niż w Europie. Łatwiej jest znaleźć rzeszę ludzi zainteresowanych tą samą rzeczą, przez co łatwiej o informację i miejsca do treningu.
Stany Zjednoczone mają mnóstwo obiektów do treningów, natomiast są one oddalone od siebie o potężne odległości. Pokonanie 1000 mil było postrzegane jako coś, co w Europie liczy 5000 km. Zainteresowanie sportem w tym kraju jest o wiele większe. Sponsorzy się interesują różnymi dyscyplinami, bo sport jest tam wszędzie. W każdej knajpie, barze, restauracji i wszędzie go widać. Dlatego firmy chcą się pokazywać przez różne dyscypliny.
Nie oznacza to, że w Stanach Zjednoczonych jest łatwo, bo trzeba udowodnić swoje. Większe zainteresowanie oznacza, że więcej ochotników chce coś zjeść z tego tortu. Obserwowanie tego, jak drift rozwija się na całym świecie, jest ciekawe. Kiedyś wszyscy gonili za amerykańską Formułą Drift, tak teraz mamy w Europie Drift Masters i nie jest oczywiste, która liga jest dominująca na świecie.
Teraz nadszedł czas na finał Red Bull Park Car Park Drift w Arabii Saudyjskiej. Wcześniej byłeś w Omanie, więc masz jakieś doświadczenie z tego regionu. Czego oczekujesz po tym występie?
Jestem bardzo pozytywnie nastawiony. Z Omanu mam bardzo pozytywne wspomnienia, bardzo mili ludzie i pozytywna atmosfera. Spodziewam się podobnych emocji w Arabii Saudyjskiej. Zwłaszcza że czeka nas nowa, atrakcyjna impreza. Nie mogę się jej doczekać i liczę na dobrą zabawę.
Można powiedzieć, że popularyzujecie teraz drift na Bliskim Wschodzie?
Na Bliskim Wschodzie zainteresowanie driftem jest i to już było widać w Omanie, bo tam z rundy na rundę pojawiało się więcej kibiców. Jeśli zaś chodzi o zawodników, to widać, że dyscyplina pojawiła się tam później niż w Europie. Drift zaczął się od Japonii, potem był w Stanach Zjednoczonych i trafił na Stary Kontynent. Teraz trafił na Bliski Wschód. Zawodnicy stamtąd szybko jednak odrabiają lekcje, czynią postępy i myślę, że szybko dołączą do światowej czołówki.
[b]rozmawiał Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty
[/b]
Czytaj także:
Ta decyzja zaważy na losach Roberta Kubicy. Ważne głosowanie już w piątek
Lżejsze i dużo krótsze bolidy. F1 czeka kolejna rewolucja