Popularna aktorka, znana z pamiętnych ról w "Ekstradycji" czy "Pułkowniku Kwiatkowskim", a obecnie występująca w serialu "Na Wspólnej" oraz w spektaklach teatralnych "Żona" i "Ludzie inteligentni", pasjonuje się brydżem od wielu lat. W dorobku ma kilka znaczących osiągnięć - ostatnim z nich jest srebrny medal Mistrzostw Polski Par Mikstowych, wywalczony przed tygodniem w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego, w parze z Włodzimierzem Ilnickim.
W rozmowie z WP SportoweFakty Dancewicz opowiada o urokach brydża, swoich wspomnieniach i osiągnięciach związanych z tą grą oraz o obecności brydża w filmowym świecie.
Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: Dlaczego warto grać w brydża?
Renata Dancewicz, aktorka, aktualna wicemistrzyni Polski w brydżu sportowym w parach mikstowych: Jest piękną, emocjonującą grą! Umożliwia wejście do ciekawego, różnorodnego środowiska, a co za tym idzie urozmaica nasze życie towarzyskie. A poza tym, że jest świetną rozrywką, jest też świetnym treningiem dla szarych komórek. Jest grą rozwojową, zachęcającą do nauki, poznawania nowych systemów, wzbogacania ich, wprowadzania swoich autorskich pomysłów. Uczy współpracy - im bardziej szanujesz swojego partnera, im lepiej go traktujesz, tym pewniej się on czuje grając z tobą i lepiej gra, więc ty też zyskujesz. Bardzo podoba mi się w brydżu również to, że w pojedynczym rozdaniu nawet średniej klasy gracz ma szansę pokonać mistrza.
Swoją miłość do brydża nazywa pani "nieopanowaną". Kiedy się ta miłość zaczęła?
W brydża zaczęłam grać dosyć późno, miałam wtedy dwadzieścia kilka lat, i to nie w odmianę sportową, a w "domową", robrową. Natomiast karty lubiłam od dziecka, dla mnie mają w sobie coś magicznego. Kiedy miałam sześć lat, babcia nauczyła mnie grać w oczko, potem były kierki, tysiące, remiki, kanasty, pasjanse. Jako nałogowa pożeraczka książek z brydżem najpierw spotykałam się w literaturze, na przykład u Agaty Christie. W jednej z jej powieści Hercules Poirot rozwiązuje zagadkę kryminalną analizując jak w brydża grają poszczególne osoby. Wtedy zaciekawiłam się tą grą. Potem usłyszałam w radiu o kursach brydża sportowego prowadzonych przez Włodzimierza Izdebskiego. Namówiłam kolegę, żeby mi towarzyszył i chodziliśmy na nie w każdy poniedziałek, grając po trzy, cztery godziny. Tam dowiedziałam się o turniejach sportowych rozgrywanych w Muzeum Kolejnictwa i zaczęłam brać w nich udział. I tak, od łyczka do rzemyczka, wkręciłam się na dobre. W turniejach brydżowych startuję już od mniej więcej 20 lat.
I to z powodzeniem. Czy wywalczone w ostatni weekend wicemistrzostwo Polski w mikście jest pani największym brydżowym sukcesem?
To moje drugie srebro. Pierwsze wywalczyłam dwa lata temu w mistrzostwach Polski w teamach mikstowych w Poznaniu, gdzie grałam z Włodkiem Ilnickim. A w czasie pandemii, gdy rozgrywki odbywały się online, zdobyłam w teamach mikstowych nawet złoto. Swoich brydżowych osiągnięć nie dzielę jednak na ważniejsze i mniej ważne. Ze wszystkich bardzo się cieszę. Mam nadzieję, że kilka dobrych brydżowych występów jeszcze przede mną, a nawet jeśli nie, i tak będę grała dalej, bo uwielbiam to robić.
Pamięta pani jakiś konkretny wygrany mecz lub turniej, który dał pani największą satysfakcję?
Największe emocje towarzyszyły mi chyba w imprezach międzynarodowych. Na przykład w mistrzostwach Europy w Poznaniu, w których kilkanaście lat temu grałam razem z Tomkiem Winciorkiem. Po pierwszym dniu kwalifikacji, pełnym różnych dramatycznych zakrętów, zajmowaliśmy pierwsze miejsce. Ostatecznie do finału się nie zakwalifikowaliśmy, ale pamiętam, że do dziś pamiętam, jak się wtedy czułam, widząc nas na prowadzenia. Dobrze wspominam również występ podczas letniego festiwalu brydżowego w Biarritz, w którym występując wśród renomowanych i utytułowanych par zajęliśmy z Tomkiem drugie miejsce. No i ubiegłoroczne mistrzostwa świata we Wrocławiu. W czasie eliminacji mieliśmy kilka słabszych momentów i wydawało mi się, że nie wejdziemy do finału. Na szczęście weszliśmy i skończyliśmy na 15. pozycji. To też jeden z moich "sukcesików".
Mówi pani, że jest w brydżu coś, co nazywa pani "zwierzęcym szczęściem" do kart. Pani też je miewa?
Czasami mam, czasami nie mam. W brydżu sportowym element szczęścia jest zredukowany do minimum, ale jednak jest obecny i wydaje mi się, że bez niego nie da się wygrać turnieju. To szczęście nie polega jednak na tym, że karta idzie albo nie. Jeśli ma się bardzo trudne rozdanie i gra się na bardzo dobrą parę, ma się pecha, ponieważ ta para najprawdopodobniej poradzi sobie z trudnym rozdaniem lepiej, niż duet o mniejszych umiejętnościach. Zatem jeśli ma się trochę szczęścia, te trudniejsze rozdania dostaje się grając z trochę słabszymi przeciwnikami.
Wspomniała pani o obecności brydża w literaturze, natomiast w filmie pojawia się on rzadko. Zdecydowanie rzadziej, niż poker.
Poker jest bardziej "medialny", jest grą hazardową, w której w grze wchodzą pieniądze, poprzez pokerową rozgrywkę filmowcy mogą eksponować emocje. Jednak brydż też się w filmie pojawiał. Był na przykład elementem tła w serialu "Downtown Abbey" oraz filmie w "Gosford Park" Roberta Altmana, czy w "Skradzionej kolekcji" Jana Batorego na podstawie powieści pasjonatki brydża Joanny Chmielewskiej. Chociaż w "Skradzionej kolekcji" rozgrywka jest "pokaleczona", nie przyłożono się, żeby pokazać ją jak należy.
Czy pani zdaniem dałoby się nakręcić ciekawy film, który obracałby się wokół brydża sportowego?
Uważam, że tak, chociaż przedstawienie go w zrozumiały dla szerokiego grona odbiorców sposób byłoby trudnym zadaniem, pewnie trzeba by zastosować pewne uproszczenia, ale jest to możliwe. Chciałabym kiedyś zobaczyć taki film. A może też w nim zagrać lub popracować przy nim w innej roli.
Czy w aktorskim środowisku są osoby, które dzielą pani pasję?
Czasem odbywają się turnieje przyjaciół brydża, z udziałem zarówno zawodowców, jak i amatorów. Pamiętam, że brali w nich udział Ewa Wiśniewska czy świętej pamięci Gustaw Holoubek. Choć w moim środowisku nie ma chyba drugiej takiej osoby, które poświęcałaby brydżowi tyle czasu i miejsca w życiu, co ja. Mam nadzieję, że będę grała w brydża jeszcze przez wiele lat, w znakomitym towarzystwie i w cudownych okolicznościach przyrody i architektury.
Czytaj także:
Tomasz Świątek zrecenzował grę Igi. "To nie jest takie proste, jak wielu z nas się wydaje"
"Bez ciebie nie lecę". Jan Błachowicz odpowiada na pytania o narożnik i wspomina szaloną przygodę w Rosji