Pojedynek Jan Błachowicz - Alex Pereira będzie jednym z głównych dań wieczoru gali UFC 291 w Salt Lake City. "Po Atan" nie był jednak jedynym wyborem w trakcie poszukiwań rywala dla Polaka. W gronie kandydatów wymieniano również Magomieda Ankalajewa (byłby to rewanż za ich ostatnią walkę) oraz Paulo Costę.
Wymarzony rywal
- Costa był opcją, która pojawiła się z przypadku. Poświrował trochę i do walki nie doszło, choć było blisko. A z Ankalajewem skończyło się jedynie na internetowych wrzutkach - zdradza Błachowicz.
Kiedy okazało się jednak, że były mistrz kategorii średniej ucieka do dywizji półciężkiej po porażce z Israelem Adesanyą, do gry wkroczyła Dorota Jurkowska, życiowa partnerka i menadżerka "Cieszyńskiego Księcia".
ZOBACZ WIDEO: "Popełnił straszny błąd". Damian Janikowski o postawie Mariusza Pudzianowskiego
- Z tej trójki, Pereiera to jest wymarzony rywal i ktoś, z kim chciałem się mierzyć. Kiedy tylko się dowiedziałem, że idzie o kategorię wyżej, od razu powiedziałem Dorocie: pisz do UFC, bierzemy go. Użyła swoich sztuczek i mamy to. Przede mną fajne wyzwanie sportowe i medialne - tłumaczy Błachowicz.
Polak zmierzy się w Salt Lake City z wirtuozem gry w stójce, a o jego kamiennych pięściach (stąd pseudonim "Po Atan") przekonał się między innymi wspomniany Adesanya, a więc inny wybitny kickbokser i zawodnik MMA.
Ale nie tylko nazwisko rywala jest szeroko komentowane w środowisku MMA. Przede wszystkim mówi się o sztabie, który uda się z Błachowiczem do USA. Pytanie o jego skład jest zadawane w każdym wywiadzie.
Przyjaciel w narożniku
- Już mnie to denerwuje, bo uważam, że to nie jest najważniejszy temat - opowiada stanowczo Błachowicz.
Przypomnijmy, że wszystko jest pokłosiem odejścia z klubu WCA trenera Roberta Jocza. Biorąc również pod uwagę problemy wizowe obecnego trenera głównego trenera WCA Anzora Ażijewa oraz problemy zdrowotne Roberta Złotkowskiego, "Cieszyński Książę" nie miał wyjścia - musiał poukładać sztab na nowo.
W kwestii głównego trenera wybór padł na byłego zawodnika MMA i obecnego szkoleniowca kadry MMA Polska Michała Mankiewicza.
- Mój narożnik jest taki, jaki ma być: kompletny. Z Michałem znamy się od kołyski. Nie musimy się dogrywać i docierać. Razem rozpoczynaliśmy przygodę ze sportami walki, ale w pewnym momencie on poszedł w trenerkę. Jego ewolucja w tym fachu jest niesamowita. Mam nadzieję, że to zaprocentuje i 29 lipca będziemy się dogadywać - mówi Błachowicz.
Szalony wylot do Rosji
Były mistrz UFC podkreśla przy tym, że stawka najbliższej walki jest bardzo wysoka i dlatego o skład narożnika zadbał odpowiednio wcześniej. Na szaleństwa z tym związane mógł sobie pozwolić na początkowych etapach kariery, a tych nie brakowało.
- Najbardziej szalona pod tym względem walka miała miejsce kilkanaście lat temu w mieście Czeboksary, daleko w Rosji. Poleciałem tam jedynie z Dorotą, bo walka była w czwartek i nikt nie mógł mi towarzyszyć - wspomina Błachowicz.
Gdyby nie obecność partnerki Błachowicz odwołałby starcie z Nikołajem Onikienką na gali MFP: Volga Cup 2010 i nawet nie występował o wizę.
- Stałem pod rosyjską ambasadą z paszportem w ręku i nie wiedziałem, co robić. Zadzwoniłem do Doroty, żeby jej powiedzieć, że bez niej nie polecę. Zgodziła się i pół godziny później była już ze mną, żeby załatwić formalności - tłumaczy "Cieszyński Książę".
Ale na tym przygody się nie skończyły. Kolejne miały miejsce już po przylocie do Moskwy.
- Organizatorzy powiedzieli mi, że gala odbędzie się gdzieś pod Moskwą. Po przylocie okazało się, że dojedziemy tam pociągiem. Coś mi nie grało. Okazało się, że podróż "pod Moskwę" potrwa 12 godzin - mówi Błachowicz, który z uśmiechem na twarzy wspomina to, co działo się podczas samej walki.
- Dorota krzyczała do mnie z narożnika, a obok siebie miała gościa z Rosji, który miał mi trzymać ręcznik pomiędzy rundami. W ogóle nie rozumiałem, co on do mnie mówi. Podobnie było podczas rozgrzewki na tarczach. Kabaret - śmieje się Błachowicz.
- Na koniec się okazało, że do Moskwy wracaliśmy z moim rywalem. On miał kuszetką na dole, a my na górze. Wypiliśmy piwko i pogadaliśmy o walce. Szalona przygoda, takich już w mojej karierze nie będzie, ale najważniejsze, że wróciliśmy ze zwycięstwem - wspomina Błachowicz.
Krok w stronę marzeń
Triumf w najbliższym pojedynku będzie miał dla byłego mistrza UFC bardzo duże znaczenie. W kontrakcie na walkę z Brazylijczykiem pojawił się zapis, że w przypadku wiktorii Polak otrzyma kolejną szansę walki o pas.
- Oczywiście, że to gdzieś kotłuje się z tyłu głowy, ale jestem już tak doświadczonym zawodnikiem, że potrafię sobie z tym poradzić. Nie myślę o tym, bo to byłby błąd, a ten sport błędów nie wybacza. Skupiam się tylko na rywalu. Mam nadzieję, że na radość przyjdzie czas po gali - podkreśla Błachowicz.
Polak nie ukrywa, że będzie chciał skorzystać z przewagi, jakim jest jego doświadczenie w MMA. "Cieszyński Książę" stoczył w tej formule niemal 40 pojedynków, "Po Atan" zaledwie 9.
- Jest typowym stójkowiczem. I trudno znaleźć kogoś lepszego od niego w tej formule rywalizacji. Nie ukrywajmy, że parter i zapasy w teorii powinny być po mojej stronie. Ale ja chcę z nim podjąć rywalizację w stójce i zrobię to. Jak coś pójdzie nie tak, mogę się ratować obaleniami, ale nie za wszelką cenę. Na kolanach od szatni po obalenie nie pójdę - zapowiada Błachowicz.
Czytaj także:
Jest zmorą Polaków w KSW. Tak demoluje mistrz