Wygląda to komicznie - czarnoskóry ringowy zabijaka i piosenkarz, który swoim zachowaniem i posturą mógłby wystraszyć co najwyżej wpatrzone w niego nastolatki. Kiedy Floyd Mayweather Jr pojawia się w ringu, od jakiegoś czasu towarzyszy mu Justin Bieber.
Ba, w internecie można znaleźć film, na którym mistrz świata udziela chłopakowi lekcji boksu. Nikt nie wierzy, że to na poważnie, ale też który z fanów nie chciałby być na miejscu Kanadyjczyka? Posparować chwilę z samym Mayweatherem - marzenie!
[ad=rectangle]
Coś, co wygląda tak nietypowo, jest co najwyżej znajomością i tyle. Jeśli przypatrzymy się bliżej temu dziwacznemu melanżowi, widać, że obie strony odstawiają teatr przed kibicami. Chodzi bowiem o duże pieniądze. Kiedy Mayweather ogłosił, że powalczy z Mannym Pacquiao, był to moment, na który czekali wszyscy kibice boksu od lat. Zastanawiające było jednak to, gdzie to ogłosił - na aplikacji Shots, która znana jest z tego, że młodzież dzieli się tam swoimi "selfie".
Amerykański bokser jest jednym z inwestorów, którzy włożyli własne pieniądze w tę aplikację. Czemu jednak informację o walce stulecia ogłosił właśnie tam? Tu musimy nieco cofnąć się w czasie, bowiem na scenę wkracza Bieber.
Znudzony idol
W maju 2012 roku Mayweather pokonał Miguela Cotto. Na ringu kręciło się dwóch kumpli Amerykanina, obaj jego starzy znajomi - Lil Wayne i 50 Cent. Tymczasem zaskoczonym oczom fanów ukazała się jeszcze jedna postać, nowy kolega Mayweathera - Bieber. Fakt, że obaj lubią pieniądze, to za mało. Okazuje się, że łączy ich właśnie wspomniana aplikacja warta grube miliony dolarów.
Biebera na ringu podczas walki z Coto miało nie być. W sprawę wmieszał się John Shahidi, jeden z założycieli Shots’a. To on, wraz z bratem Samem, promowali aplikację, produkując m.in. serię gier na komórki z udziałem Mike’a Tysona, Cristiano Ronaldo i Usaina Bolta.
- Wiedzieliśmy, że technologia zmierza w stronę zrobienia z telefonu komórkowego czegoś więcej niż tylko aparatu do robienia zdjęć i dzwonienia. To ma być też część rozrywki, jaka towarzyszy ludziom w ciągu dnia - mówił dla ESPN John Shahidi.
Mayweather zainwestował w jedną z firm braci, RockLive. Tak dwóch Shahidi poznało słynnego boksera. W tym samym czasie John dostał wiadomość od jednego ze znajomych, że tamten siedzi na meczu Los Angeles Kings obok Biebera. Ten jednak kompletnie nie zwracał uwagi na spotkanie NHL, bowiem ciągle zajęty był zabawą swoim iPhone'm. John Shahidi ujrzał w tym okazję na biznes. Spotkał się z Kanadyjczykiem, który dopytywał m.in. o RockLive i inwestorów.
- Powiedziałem mu, że najpoważniejszym jest Mayweather - opowiadał John Shahidi.
Reakcja piosenkarza była zaskakująca. - Co? "Money" Mayweather? Jestem jego wielkim fanem!
Tak przecięły się drogi twórcy aplikacji komórkowych i idola nastolatek. To właśnie dzięki Shahidiemu Bieber, przed walką z Cotto, dostał niepowtarzalną okazję. Kiedy piosenkarz obserwował trening amerykańskiego boksera, powiedział do szefa RockLive, że super byłoby wchodzić na ring razem z Mayweatherem. - Powiedziałem, że da się to zrobić i czy na pewno tego chce. Powiedział, ze bardzo - wspominał John Shahidi.
Bieber i Mayweather spotkali się w Las Vegas przed walką z Cotto. Wtedy piosenkarz pojawił się w ringu po raz pierwszy. Wszystko powtórzyło się podczas starcia z Saulem Alvarezem w 2013 roku.
"Prawie go zignorował"
Wtedy już łączyły ich interesy, bowiem dwa miesiące później, w listopadzie, aplikacja Shots rozpoczęła nowy żywot. Dwóch głównych inwestorów w tym projekcie? Mayweather i Bieber. Taki był pomysł - pierwszy promuje Shots (gdzie nie można dodawać komentarzy, na czym mu tak zależało) jako wielki sportowiec, drugi w świecie nastolatków i nastolatek. 1,5 roku po uruchomieniu aplikacja ma ponad 5 mln zarejestrowanych użytkowników, co dla twórców jest dużym sukcesem.
To tam piosenkarz i bokser wrzucają swoje "selfie", namawiając do tego innych. Przy okazji kontakty dwóch panów zacieśniały się. Amerykanin wmówił sobie, że będzie mentorem wchodzącego w dorosły świat Biebera, Kanadyjczyk zaś promował się w ringu boksera. Nikt jednak nie ukrywał, że chodzi przede wszystkim o pieniądze, jakie mogą sobie wzajemnie zapewnić.
Świadkowie opisywali, jak Bieber pierwszy raz wszedł do szatni Amerykanina. Ten skinął mu lekko głową, niemal go ignorując. Potem objął go bez słowa, powiedział, żeby zrobił zdjęcie i wysłał "followersom".
- Uwierzcie albo nie, ale kiedy obaj się spotykają, nigdy nie rozmawiają o boksie, o sporcie, o kobietach. Rozmawiają tylko i wyłącznie o biznesie. A co by nie powiedzieć, obaj odnieśli na tym polu sukces - powiedział Stephen A. Smith.
Znany dziennikarz ESPN potwierdził, że cała ich znajomość to fikcja na użytek fanów, a określanie kogoś takiego jak Mayweather mentorem kogokolwiek to kiepski żart. - Kiedy kariera bokserska Mayweathera się skończy, wszyscy, z Bieberem na czele, go opuszczą. Póki co przyciąga ludzi, bo nie przegrał walki, ale to nie będzie trwało wiecznie. Nic go nie interesuje, nikogo nie szanuje. Chodzi mu tylko o pieniądze. Na tym polega ta kuriozalna znajomość z Bieberem - powiedział Smith.
Bieber-maskotka
Inaczej sprawę widzi raper 50 Cent, jednak jego wyjaśnienia nie poprawiają wizerunku Biebera. Okazuje się, że jest... maskotką dla Mayweathera. - Trzyma go tylko dlatego, że Iyanna, córka Floyda, jest wielką fanką Biebera. Tak długo, jak długo ona go uwielbia, piosenkarz będzie w obozie Floyda - powiedział.
Ich znajomości nie zaszkodził nawet film, na którym widać Kanadyjczyka opowiadającego - także używając przekleństw - rasistowskie kawały. Bieber szybko przeprosił, a Mayweather mu równie szybko przebaczył.
Mimo wszystko trudno wyjaśnić tę przyjaźń (?) do końca. Kiedy obaj panowie poszli razem w Las Vegas do spa na manicure, pojawiły się komentarze dotyczące ich skłonności seksualnych. A może wytłumaczenie jest jeszcze prostsze? Sam Mayweather, pytany o znajomość z Kanadyjczykiem, nazywa go szczęśliwym talizmanem, co wyjaśniałoby, czemu traktuje go jak przyjaciela.