Medalista Mistrzostw Unii Europejskiej oraz Akademickich Mistrzostw Świata, a także trzeci zawodnik mistrzostw Polski ma dość konfliktu z przedstawicielami Polskiego Związku Bokserskiego i o występ na igrzyskach zamierza walczyć jako reprezentant malutkiego karaibskiego państwa, Dominiki. Aby wystąpić na zawodach w Paryżu, Polak utworzył zbiórkę i potrzebuje aż 500 tys. złotych. Część kwoty już wpłacił, dzięki czemu we wtorek wystartuje już w nowych barwach w mistrzostwach Karaibów w boksie.
Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Jak to się stało, że zainteresował się pan tematem zmiany barw narodowych?
Filip Wąchała (były reprezentant Polski w boksie olimpijskim): Moim największym życiowym marzeniem jest wyjazd na igrzyska olimpijskie i walka o medal. Wspólnie z moim trenerem chcemy przygotowywać się do tego wyzwania w naszym klubie, gdzie mam znakomitą pomoc i cały czas mogę liczyć na wsparcie dietetyka, fizjologa, psychologa i dwóch trenerów. Niestety Polski Związek Bokserki nie wyraża zgody na przygotowania do igrzysk indywidualnym tokiem, bo twierdzą, że nikt nie może mieć lepiej niż pozostali kadrowicze. W ostatnim czasie złośliwie blokują także moje wyjazdy na zawody międzynarodowe, a bez tego trudno będzie mi zakwalifikować się na igrzyska. Siłą rzeczy stanęliśmy przed poważnym dylematem.
Naprawdę nie ma innej opcji niż zmiana reprezentacji?
Albo podporządkuję się planowi przygotowań zaproponowanemu przez trenera kadry, albo nie mam co liczyć na powołania. W praktyce oznacza to konieczność ciągłych wyjazdów na zgrupowania do Cetniewa, gdzie boksowałbym w gronie tych samych zawodników. W kadrze wszyscy znają się bardzo dobrze, poza tym nie ma wielu zawodników w mojej kategorii. Takie wyjazdy nic nie wnoszą, a warunki nie pozwalają na ciągły rozwój.
Uważa pan, że wspólnie z trenerem na własną rękę jesteście w stanie zapewnić sobie lepsze warunki podczas przygotowań olimpijskich?
Tak jak mówiłem, w Gdańsku mamy wszystko czego potrzebuję. Poza tym chcę jeździć na zawody i boksować z najlepszymi na świecie. Przed ostatnimi mistrzostwami świata pojechałem na trzy tygodnie do Uzbekistanu i proszę mi wierzyć, że taki wyjazd dał mi więcej niż miesiące spędzone w Polsce. Podobnie było przed mistrzostwami Europy, gdy sparowałem w Rosji. Oba kraje należą do najlepszych na świecie w boksie amatorskim, a każdy dzień spędzony w gronie najlepszych, to solidna dawka nauki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: rzucał przez całe boisko. Pięć razy. Coś niesamowitego!
Czy problem polega na tym, że PZB nie chce płacić za pana kolejne wyjazdy i zgrupowania?
Nikt z nas nigdy nie zwrócił się z prośbą do związku, by finansował moje przygotowania. Jest wręcz przeciwnie. Dzięki trenerowi mam zorganizowany wspaniały sztab ludzi i pieniądze na wyjazdy na zawody i obozy. Jedyne o co proszę PZB, to zgoda na branie udziału w kolejnych zawodach i zgłaszanie mnie na najważniejsze turnieje kwalifikacyjne do igrzysk. Nie chcę, by mi przeszkadzali, a ze wszystkim innym sami sobie poradzimy.
Jak reagowali przedstawiciele PZB na pana argumenty?
Ciągle tylko zadają mi pytania, po co mi te wyjazdy. Próbują przekonać do dołączenia do kadry i wykonywania tego samego planu, co inni zawodnicy. Ja tego nie chcę, bo czuję, że to nie daje mi żadnego rozwoju. Ostatnio na własną rękę pojechałem na turniej do Grecji, gdzie zająłem drugie miejsce, a w Bośni wygrałem ważne zawody. Pojechałem też na Puchar Świata, gdzie trafiłem na wicemistrza Europy i przegrałem w pierwszej walce. Czuję jednak, że się rozwijam i staję się coraz lepszym zawodnikiem. Gdybym miał gwarancję, że dostanę zgodę na wyjazd na turnieje kwalifikacyjne do igrzysk, to w ogóle nie myślałbym o zmianie kadry.
Z pana słów wynika jednak, że nie jest tak źle i może pan jeździć na zagraniczne turnieje. Związek zablokował panu wyjazd na jakieś ważne zawody?
Niedawno chciałem jechać na pierwszy turniej rankingowy, który ma wpływ na kwalifikacje do igrzysk olimpijskich. Zawody odbywały się w Mariborze i nie dość, że można było spotkać się tam z całą światową czołówką, to do zdobycia były cenne punkty, od których może zależeć kwalifikacja do Paryża. Zgłosiłem chęć wyjazdu, ale działacze to zablokowali, bo twierdzili, że kadra się tam wybiera i nie ma dla mnie miejsca. Ostatecznie okazało się, że zablokowali mnie złośliwie, a kilka dni później odbyła się gala Suzuki Boxing Night, na której była cała kadra. Do Mariboru nie pojechał żaden reprezentant Polski i wszystko wskazuje na to, że w ogóle nie było takich planów. Po tym zdarzeniu straciłem wiarę, że coś się zmieni.
Skąd pomysł, by zacząć starania o obywatelstwo Dominiki i właśnie ten kraj reprezentować na arenie międzynarodowej?
Gdy ktoś ma problemy z dogadaniem się z krajową federacją, to szuka kraju, który nie ma zbyt mocnej reprezentacji. Z moim trenerem Markiem Chrobakiem jeździmy na międzynarodowe turnieje i właśnie podczas takich zawodów podpatrzyliśmy, że w naszym sporcie zmiana narodowości zdarza się dość często. Poszliśmy tym tropem i rozesłaliśmy wiele zapytań do krajów w Afryce i Karaibach, a największe zainteresowanie wyrazili przedstawiciele Dominiki. Zdobycie obywatelstwa w tym kraju jest dość łatwe, a dodatkowo tamtejsi działacze od początku są bardzo zaangażowani w moją sprawę.
Cena za zdobycie obywatelstwa tego kraju wydaje się jednak zaporowa - 100 tysięcy dolarów. Wierzy pan, że uda się panu zdobyć tak duże pieniądze?
Właśnie z tego powodu założyłem zrzutkę i liczę, że uda się uzbierać tę sumę. Wspólnie z trenerem marzymy o zdobyciu medalu igrzysk olimpijskich dla Polski, ale interesuje nas przede wszystkim medal. Niestety mój kraj utrudnia nam realizację marzenia, więc wspólnie podjęliśmy decyzję, że trzeba poszukać innego sposobu. To przykre, że musimy posuwać się do takich metod. Władze Dominiki już zadeklarowały, że nie będą robić nam żadnych problemów z wyjazdami na turnieje kwalifikacyjne. Będę mógł startować wszędzie, gdzie będę chciał i uznam to za pożyteczne.
Jaka była reakcja, gdy przedstawiciele PZB dowiedzieli się o waszej decyzji?
Aby jak najszybciej móc startować w innych barwach, musielibyśmy otrzymać zgodę od PZB na skrócenie 3-letniego okresu karencji od ostatniego występu w oficjalnych zawodach jako reprezentant Polski. Wysłaliśmy już w tej sprawie pismo, więc federacja od dawna zna nasze plany. Nie wywołało to żadnej szczególnej reakcji, ale też niczego innego się nie spodziewaliśmy. Negocjacje w naszej sprawie toczą się od kilku lat, a przedstawiciele PZB nie rozumieją naszych argumentów. Już wcześniej informowaliśmy działaczy, że jeśli nie chcą mnie w reprezentacji, to wspólnie z trenerem poradzimy sobie w inny sposób. Oni jednak cały czas utrudniają nam starty w innych barwach.
Dlaczego?
Dokładnych powodów nikt nam nie wyjaśnił, ale wciąż nie dostaliśmy odpowiedzi na naszą prośbę o umożliwienie nam natychmiastowej zmiany barw reprezentacyjnych. Związek cały czas odkłada tę decyzję w czasie. Jest to raczej złośliwość prezesa. Oni chcą zablokować moją karierę. Innego wytłumaczenia nie widzę. Nie rozumiem czego boi się PZB, że nie chce mi pozwolić odejść z federacji i pozwolić robić to, co kocham.
Domyślam, że pojawiły się argumenty finansowe.
Faktycznie działacze mówili coś o wydanych na mnie pieniądzach. Problem jednak w tym, że w trzech ostatnich latach - z tego co pamiętam - to na koszt PZB byłem tylko na jednej imprezie i były to mistrzostwa Europy do lat 22. Zresztą mój trener powiedział, że jeśli to jest jedyna przeszkoda, to może zwrócić te pieniądze do ministerstwa.
Czy oczekiwaliście czegoś więcej niż tylko zgoda na indywidualny tok przygotowań?
W PZB doskonale znają nasze oczekiwania. Chodzi o pismo podpisane przez zarząd, w którym wyrażają zgodę na indywidualne przygotowania. Jeśli tylko takie coś otrzymamy, to wycofujemy się ze starań o obywatelstwo innego kraju. Podjęliśmy wiele prób, dlatego nie mamy już nadziei na reakcję. Byłbym gotowy nawet jeździć na sparingi z innymi kadrowiczami, ale szczerze znacznie bardziej pasuje mi wyjazd na turniej, gdzie mogę wziąć udział w pięciu walkach ze świetnymi zawodnikami z różnych krajów, niż zawalczyć jedną walkę w Suzuki Boxing Night.
Co jeszcze może być powodem takiego oporu ze strony PZB. Być może działacze uważają, że jest pan za słaby, by przygotowywać się indywidualnie i startować w zawodach?
Do tej pory ani razu w oficjalnych czy nieoficjalnych rozmowach nie padł taki argument. Jeszcze w 2018 roku byłem najlepszym polskim bokserem-amatorem bez podziału na kategorie wagowe. Na mistrzostwach świata jako jedyny reprezentant Polski wygrałem swoją pierwszą walkę. To, że jestem blisko światowej czołówki, pokazał choćby ostatni pojedynek w Pucharze Świata, kiedy to stoczyłem wyrównaną walkę z wicemistrzem Europy i wygrałem z nim jedną rundę, a w dwóch pozostałych pokazałem, że jestem równorzędnym rywalem. Mój trener ma gigantyczne doświadczenie i twierdzi, że mamy szansę na medal podczas igrzysk olimpijskich.
Jak udało wam się załatwić aż tak dobre warunki przygotowań? Inwestuje pan własne pieniądze czy może ma pan własnego sponsora?
Mój trener to chyba największy pasjonat boksu w całej Polsce. Już raz miał pod opieką olimpijczyka, a teraz jest gotowy zainwestować dużo, bym mógł powalczyć o medal igrzysk. Szkoleniowiec wykłada pieniądze z własnej kieszeni. Dzięki niemu otrzymuję z klubu niezłe stypendium, samochód i mieszkanie, więc mogę skupić się w stu procentach na treningach. To trener płaci, szuka i dogaduje kolejne miejsca na turnieje i zgrupowania. Ostatnio dołączył do nas trener z Kuby, bo ten kraj ma wspaniałe wyniki w boksie amatorskim. Liczymy, że spojrzenie kogoś z zewnątrz pomoże mi stać się jeszcze lepszym zawodnikiem. Trenuję dwa razy dziennie i robię wszystko, by osiągnąć sukces.
Jak na pana pomysł zareagowali najbliżsi? Domyślam się, że taka decyzja musiała być dla nich szokiem.
Moi najbliżsi doskonale wiedzą, co przeszedłem w ostatnich latach i zdają sobie sprawę, że nie mogę liczyć na wsparcie związku. Nikt nie był więc szczególnie zdziwiony, a wszyscy raczej podziwiali ten szalony pomysł i determinację w dążeniu do celu.
W historii polskiego sportu zdarzały się przypadki kuszenia naszych zawodników przez federacje innego kraju. Było tak choćby w przypadku pływaka Bartosza Kizierowskiego oraz tenisisty Jerzego Janowicza. Oni jednak ewentualną zmianę obywatelstwa uznali za zdradę Polski.
Dla mnie przyjęcie obywatelstwa innego kraju to droga do spełnienia marzenia. Wymienieni przez pana zawodnicy nie byli blokowani przez polskich działaczy, więc to nieco inna sytuacja. Ja czuję się Polakiem i nawet jeśli udałoby mi się zdobyć medal dla Dominiki, to w sercu ten medal zdobędę przecież jako Polak. Zresztą wciąż nim będę, z tą różnicą, że poza polskim obywatelstwem będę miał też drugie.
Rodzina i najbliżsi zrozumieli pana decyzję, ale nieco inaczej mogą zareagować fani?
Nie jestem zbyt towarzyską osobą, nie uczęszczam na imprezy i obracam się w wąskim gronie najbliższych. Gdy założyłem zrzutkę, faktycznie pojawiło się wiele nieprzychylnych komentarzy, ale zapewniam, że nie zamierzam się nimi przejmować. Wiem, co jest moim marzeniem i jestem przekonany, że ubiegam się o obywatelstwo innego kraju w słusznej sprawie.
Do igrzysk zostało już stosunkowo niewiele czasu. Do kiedy musi pan zdobyć obywatelstwo Dominiki, by mieć szansę wyjazdu na igrzyska?
Najlepiej byłoby mieć już wszystkie dokumenty od początku przyszłego roku, bo już w styczniu odbywa się kolejny turniej kwalifikacyjny. Działacze bokserscy z Dominiki już uzyskali zgodę federacji na mój start w grudniowych mistrzostwach Karaibów i mimo że wciąż nie mam obywatelstwa, to we wtorek rozpoczynam start w tych zawodach. Podjąłem decyzję o rezygnacji ze startu w najbliższych mistrzostwach Polski i od razu polecieliśmy na Karaiby. Planujemy mieć tu swoją bazę, bo zdajemy sobie sprawę, że przez najbliższe półtora roku spędzę tu sporo czasu.
To znaczy, że droga do startów jako Polak jest już zamknięta?
Długo czekałem na ostateczną decyzję PZB, ale we wtorek rozpoczynam już zmagania w mistrzostwach Karaibów, a to praktycznie kończy szansę na dogadanie się z działaczami w Polsce. Zresztą wpłaciłem już 20 tysięcy dolarów na obywatelstwo Dominiki. Oczywiście, że jeśli miałbym wybór, to wolałbym walczyć o start w igrzyskach jako reprezentant Polski. W przyszłym roku w Krakowie odbywają się Igrzyska Europejskie, podczas których można wywalczyć przepustkę na igrzyska w Paryżu. Spełnienie marzenia przed własną publicznością byłoby czymś niesamowitym. Muszę się jednak pogodzić, że to już niemożliwe.
Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Błachowicz zremisował z Ankalajewem!
Juras odpowiedział na słowa Kadyrowa