Łódź. 24 listopada 2001 roku. Gala Hammer Knockout Promotions. W karcie obecne i przyszłe tuzy boksu zawodowego w Polsce: Maciej Zegan, Przemysław Saleta, Tomasz Bonin, Rafał Jackiewicz. Wśród tych nazwisk jest również Marcin Najman, późniejszy król walk traktowanych z przymrużeniem oka. Jego rywalem jest mało znany, 20-letni chłopak z Rzeszowa o śniadej cerze.
- Już po pierwszym gongu zobaczyłem w nim coś nietypowego. Stroił groźne miny, był wytatuowany, biła od niego jakaś niespotykana charyzma ringowa. Próbował stosować niekonwencjonalne rozwiązania, chociaż nie miał o nich pojęcia. Ale widać było, że myśli w ringu, że ma ten instynkt - wspomina obecny na gali Andrzej Wasilewski, właściciel największej grupy promotorskiej w polskim boksie.
Co ciekawe, walka była zakontraktowana w limicie dywizji ciężkiej. - Kostecki wyglądał nienaturalnie, jakby przesadził z odżywkami - dodaje Wasilewski.
ZOBACZ WIDEO: "Klatka po klatce" (on tour). KSW 53. Izu Ugonoh wejdzie do klatki i zadebiutuje na gali KSW 54! "Kontrakt już podpisany"
"Cygan" walczył nonszalancko, z nisko opuszczonymi rękami, ale trafiał Najmana. Ostatecznie pokonał go przed czasem w 4. rundzie. Wygrał też kontrakt zawodowy w grupie Wasilewskiego.
- Nie pytając o zdanie żadnego z moich wspólników, postanowiłem nawiązać z nim współpracę. Zrobił na mnie ogromne wrażenie. Na pierwszy rzut wyglądał na pospolitego bandytę, ale przy tym bardzo mądrze i kulturalnie się wypowiadał. Władał niespotkaną jak na pięściarzy polszczyzną. Był po prostu inteligentnym chłopakiem - wyjaśnia Wasilewski.
Po transferze do grupy Wasilewskiego kariera Kosteckiego nabrała tempa. "Cygan" dopisywał do rekordu kolejne zwycięstwa, pojawiały się też tytuły. W 2004 roku zdobył młodzieżowe mistrzostwo świata WBC w wadze półciężkiej, a rok później mistrzostwo federacji WBF. Do swojego dorobku sześć lat później dołożył pas Interkontynentalny WBA.
Charakter kształtowany na ulicy
Kostecki, jak wielu młodych chłopaków, trafił do sportów walki goniąc marzenia. - Naoglądałem się filmów akcji, na których wojownicy skakali, robili salta, latali… A ja byłem w takim wieku, że biegałem po dachach, robiłem gwiazdy, szpagaty, oglądałem filmy o ninja - to były takie pierwsze fascynacje. Później jako 13-latek obejrzałem walkę Mike’a Tysona i bardzo mi się to spodobało - opowiadał w jednym z wywiadów.
Kolejnym po Tysonie idolem był Andrzeja Gołota. To dla niego młody Kostecki zarywał noce podobnie jak miliony Polaków. Wkrótce sam zawiesił worek w piwnicy i zapragnął zostać pięściarzem. Po latach nie ukrywał, że pierwsze sparingi odbywały się właśnie w piwnicy. Gdy jednak w jego najbliższym otoczeniu zabrakło mogących mu dorównać sparingpartnerów, zaczął ich szukać na ulicy.
To w dużej mierze ulica ukształtowała jego charakter. Charakter, który - jak się później okazało - pchał go w przeróżne tarapaty. Wychowywał się w zasadzie bez ojca. Judoka Jan Szoma był pochodzenia romskiego, nadużywał alkoholu, w domu był gościem. - W ogóle nie miałem dzieciństwa, nienawidziłem za to ojca przez całe lata - mówił Kostecki.
Jego kariera amatorska w Wisłoku Rzeszów trwała krótko. Kostecki stoczył około 20 walk. Osiągnął też drobne sukcesy, ale w boksie amatorskim niemiłosiernie się męczył.
- Nie podobały mi się koszulki, a przede wszystkim denerwowały mnie kaski - dusiłem się w nich. Wkurzało mnie to wszystko, bo byłem zapatrzony na zawodowców. Nie rozumiałem tego - wspominał.
Wkrótce popadł w pierwszy konflikt z prawem. Za pobicie w jednej z rzeszowskich dyskotek niepełnoletni wówczas "Cygan" trafił za kratki na osiem miesięcy. - Miałem już dzieciaka i musiałem wybrać konkretną drogę - albo w lewo, albo w prawo - tłumaczył później. Wybrał boks zawodowy, który miał być spełnieniem dziecięcego marzenia i sposobem na życie.
Problemy z prawem - druga natura Kosteckiego
Oprócz obiecujących wyników sportowych, dawała o sobie znać druga natura Kosteckiego - czyli notoryczne problemy z prawem. W lutym 2007 roku "Cygan" został zatrzymany w Warszawie przez Centralne Biuro Śledcze. Aresztowano go na 3 miesiące. Usłyszał zarzuty czerpania korzyści z nierządu w agencjach towarzyskich w Rzeszowie i Lutoryżu. Miał także wprowadzać do obrotu amfetaminę. Opuścił areszt za poręczeniem majątkowym.
Ale nie tylko problemy z prawem niepokoiły jego promotora. - Coraz częściej zaczęły się pojawiać sytuacje, w których było widać niestabilność emocjonalną Dawida. Tak było w Moskwie, kiedy sędziowie w skandalicznych okolicznościach chcieli ograbić go ze zwycięstwa - tłumaczy Wasilewski.
W październiku 2007 roku Cygan" walczył z Bernardem Donfackiem. W oczach wielu obserwatorów Polak prowadził na punkty. Dodatkowo w siódmej, przedostatniej rundzie posłał rywala na deski. Sędzia ringowy wyliczył Kameruńczyka do sześciu, po czym uznał, że knockdown nie miał miejsca. Jeszcze bardziej absurdalny okazał się werdykt sędziów punktowych, którzy uznali walkę za remisową.
- Wszyscy byliśmy wtedy wściekli, ale reakcja Dawida była wręcz irracjonalna. On się na mnie w szatni rzucił. Uznał, że zorganizowałem przeciwko niemu jakiś spisek, żeby zepsuć mu rekord. A przecież byłem ostatnią osobą, której na tym zależało. Ostatecznie, po tym pojedynku złożyłem protest i dokonałem rzeczy w boksie wręcz niespotykanej: udało mi się wymusić na organizatorach zmianę werdyktu na zwycięstwo Dawida. Ale jego zachowania nigdy nie potrafiłem wymazać z pamięci - wspomina Wasilewski.
W czasie kiedy Kostecki piął się w światowych rankingach i zbliżał do upragnionej walki o tytuł prestiżowej organizacji, Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie wciąż prowadziła przeciwko niemu śledztwo. Ostatecznie oskarżyła go o kierowanie grupą przestępczą, czerpanie zysków z prostytucji i handlu narkotykami (ten zarzut ostatecznie zdjęto). W ogólnopolskich mediach pojawiały się szydercze sugestie, że Kostecki tak naprawdę prowadził "biznes" rodzinny, bo na ławie oskarżonych zasiadły również jego matka i siostra, które miały nadzorować "pracę" kobiet w agencjach.
31 października 2011 roku Sąd Okręgowy w Rzeszowie skazał Kosteckiego na karę 2 lat i 6 miesięcy pozbawienia wolności. Na nic zdała się apelacja, która została odrzucona w maju 2012 roku.
Zdanie warte 200 tysięcy dolarów
Kostecki został zatrzymany i doprowadzony do zakładu karnego w nocy z 19 na 20 czerwca. Na 10 dni przed elektryzującą walką z Royem Jonesem Juniorem, legendą światowego boksu.
- To była dla Dawida życiowa szansa i jednocześnie idealne zestawienie. O tym pojedynku mówił cały bokserski świat. A ja jestem przekonany, że Dawid znokautowałby Jonesa i stał się bohaterem, bo magia nazwiska Jonesa wciąż działała na świadomość kibiców, chociaż fachowcy już wiedzieli, że Amerykanin powoli żegna się ze sceną zawodową - wyjaśnia Wasilewski.
Promotor i jego sztab rozpoczęli batalię o przepustkę dla pięściarza. Pojawił się nawet cień szansy. Na wniosek Wasilewskiego w trybie ekspresowym została zwołana rozprawa sądu penitencjarnego w Warszawie. Kosteckiego reprezentowali wówczas uznani mecenasi Roman Giertych i Tadeusz Wolfowicz. Wszystko było jednak uzależnione od postawy samego Kosteckiego.
- Już na samym początku rozprawy sąd zadał Kosteckiemu pytanie, czy będzie chciał współpracować i poddać się resocjalizacji. Gdyby Dawid opowiedział twierdząco, pojawiłaby się ogromna szansa na otrzymanie przepustki. On jednak pokazał swoje drugie oblicze. Odpowiedział, że ma to wszystko gdzieś i nie odetnie się od subkultury więziennej. Ja i jego mecenasi byliśmy zszokowani, bo on pierwszym zdaniem przekreślił swoją życiową szansę. Wydawało nam się, że wszyscy jesteśmy dojrzali i wiemy, co chcemy osiągnąć. Myliliśmy się - mówi Wasilewski.
O sprawie mówiła cała Polska i cały bokserski świat. W ostatniej chwili na zastępstwo wskoczył Paweł Głażewski. Transmitowana w płatnym systemie gala skończyła się finansową klapą, a obóz słynnego Amerykanina był wściekły.
- Nasi partnerzy z grupy Roya Jonesa Juniora na początku byli spokojni, bo widzieli, że tą sprawą żyją media, że o walce jest głośno. Jak się okazało, że wyniki sprzedaży były beznadziejne, wystąpili przeciwko mnie do sądu federalnego w Stanach Zjednoczonych. Męczyli mnie różnym pozwami. Ostatecznie zgodziłem się zapłacić im odszkodowanie w wysokości 200 tysięcy dolarów. To była i nadal jest kwota horrendalna. Tyle kosztowało mnie jedno, wypowiedziane przez Dawida zdanie. Gala zakończyła się największą wpadką finansową w historii grupy - twierdzi Wasilewski.
Gwóźdź do trumny sportowej kariery
Kostecki opuścił wiezienie 13 sierpnia 2014 roku. Zmienił styl, zapuścił dredy, był szczuplejszy. Przekonywał, że jest w doskonałej formie fizycznej i psychicznej, że za kratkami nie próżnował. Rozpoczął też przygotowania do walki z Andrzejem Sołdrą - twardym, ale też przeciętnym pięściarzem. Zainteresowanie galą było ogromne, a to dlatego, że w pojedynku wieczoru mierzyli się Tomasz Adamek i Artur Szpilka.
Kostecki w swoim stylu wykorzystywał uwagę mediów. Udzielał wielu wywiadów, w których mówił, że chce sięgnąć po upragniony tytuł mistrza świata. Ale jego sztab czuł, że obok słów wypowiadanych jest też niepokojąca rzeczywistość.
- To już nie był Dawid Kostecki, którego znałem. Był po trzeciej odsiadce i zachowywał się bardzo dziwnie. Zaczął udawać kogoś, kim nie był. Przestał jeść mięso, zaczął się odchudzać, mówił dziwne rzeczy, miał problemy z dyscypliną i koncentracją na treningu. Trener Fiodor Łapin zastanawiał się, czy nie wycofać go z tej walki - wspomina Wasilewski.
Kostecki dobrze wszedł w pojedynek, miał nawet rywala na deskach, ale z każdą sekundą gasł w ringu. Ostatecznie przegrał jednogłośnie na punkty. Dopiero później okazało się, że był na dopingu, za co został zdyskwalifikowany. I tak zakończyła się jedna z najciekawszych karier w polskim boksie.
- Biorąc pod uwagę osobowość, charyzmę, koloryt i zainteresowanie, które budził przez wszystkie lata, był największym zmarnowanym talentem w mojej grupie promotorskiej. Przecież on przez wiele miesięcy był drugim zawodnikiem w rankingach WBA i WBC kategorii półciężkiej - przekonuje Wasilewski.
Dwie próby samobójcze
Po gali w Krakowie życie i kariera "Cygana" legły w gruzach do reszty. Kostecki zapowiadał co prawda kontynuację przygody ze sportem, ale w MMA. Trafił nawet na salę do rzeszowskiego Spartakusa, jednak do głośno zapowiadanego debiutu nigdy nie doszło. W 2015 roku media obiegła wiadomość o tym, że próbował popełnić samobójstwo. Trafił do szpitala w stanie krytycznym.
Nie zerwał jednak z przeszłością. Rok później postawiono mu zarzuty kierowania grupą przestępczą, która miała zajmować się legalizacją i obrotem samochodami pochodzącymi z kradzieży w krajach UE, wyłudzaniem podatku VAT oraz praniem brudnych pieniędzy. Skarb państwa miał stracić na tym procederze blisko 10 milionów złotych. Kostecki przyznał się do winy. Sąd w Tarnobrzegu skazał go na 5 lat pozbawienia wolności. Ponownie trafił do zakładu karnego, z którego miał wyjść w 2021 roku.
2 sierpnia 2019 roku Dawid Kostecki popełnił samobójstwo w więziennej celi Aresztu Śledczego Warszawa-Białołęka. - Powiesił się na pętli z prześcieradła, leżąc w łóżku pod kocem - poinformowała ppłk Elżbieta Krakowska, rzecznik prasowy dyrektora generalnego Służby Więziennej.
W oficjalną wersję śledczych nie wierzy rodzina Kosteckiego. Jej zdaniem do śmierci pięściarza przyczyniły się osoby trzecie, a cała sprawa może mieć związek z tak zwaną aferą podkarpacką. To właśnie Kostecki kilka lat wcześniej ujawnił jej najważniejsze wątki i w efekcie doprowadził do rozbicia układu CBŚ z braćmi R.
Czas "Cygana"
Całe życie Kosteckiego było owiane tajemnicą, pełne dziwnych sytuacji i zbiegów okoliczności. Można go porównać do głównego bohatera filmu Emira Kusturicy pod tytułem "Czas Cyganów". Oto Perhan, młody chłopiec pochodzący z doświadczonej przez los romskiej rodziny, rusza w świat w poszukiwaniu pieniędzy na leczenie chorej siostry. Zapomina jednak o ideałach, popada w konflikt z prawem i czerpie korzyści z różnego rodzaju przestępstw.
- Wydawało mi się, że znam Dawida. Po tych wszystkich latach wiem, że tak naprawdę niewiele o nim wiedziałem. Miałem wrażenie, że stawał przede mną człowiek, który wszystko podporządkował sportowi: trening, jedzenie, spanie, brak alkoholu. Boks był jego pasją, znał się na nim jak mało kto i oglądał - mówi Wasilewski i dodaje: - Okazało się, że był też drugi Dawid. Nigdy nie chciał się odciąć od środowiska ulicznego, z którego się wywodził. Z jednej strony był sportowcem-dżentelmenem, inteligentnym facetem, kochającym ojcem i mężem, showmanem, a z drugiej człowiekiem, który według wymiaru sprawiedliwości w cyniczny sposób utrzymywał kontakty ze środowiskiem przestępczym i czerpał z tego korzyści.
W trakcie swojej 13-letniej zawodowej kariery Kostecki odniósł 39 zwycięstw i doznał zaledwie 2 porażek. 38-latek zostawił żonę Edytę i osierocił czterech synów: Krystiana, Dawida, Niko i Nathaniela.