Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty: Zrobił pan film fabularny o Jerzym Kuleju, legendzie polskiego sportu. To pewnie duża odpowiedzialność, bo trzeba z jednej strony uważać, żeby nie wyszła z tego historia zbyt pompatyczna, zbyt pomnikowa, ale też nie można przesadzić w drugą stronę, bo Kulej to jednak legenda. Pana film jest bardzo szczery i odważny. Jest w nim wszystko, nie unikacie tematów tabu. Jest nie tylko boks, bo są też alkohol, burdy, bijatyki, zdrady, hazard…
Xavery Żuławski, reżyser filmu "Kulej. Dwie strony medalu": Jesteśmy szczerzy, ale taki musiał być ten film. Zgadzam się, że Jerzy Kulej był legendą, ale ta jego legenda była jednak legendą uliczną, ze wszystkimi plusami i minusami tego określenia. To był życiowy zawadiaka i tak też go pokazaliśmy w naszej opowieści. Był taką ikoną popkultury w czasach PRL-u. Tego rodzaju bohaterowie mają swoją ciemną i jasną stronę. Stąd w tytule naszego filmu hasło: "dwie strony medalu". Pokazujemy je w filmie obie.
Znamy to przecież z życia doskonale, że po sukcesie niejednemu odbiła woda sodowa do głowy. Kulej też musiał się mierzyć z życiowymi konsekwencjami swoich sukcesów. Od początku nie chcieliśmy być w nabożnym ukłonie wobec bohatera. Nie chcieliśmy zaciągać pewnego, moralnego długu wobec tej postaci. Na podstawie wiedzy, jaką zdobyłem o Kuleju, pozwoliłem sobie wyobrażać go sobie po swojemu. Razem z Tomkiem Włosokiem, który gra w filmie Kuleja, budowaliśmy tę postać emocjonalnie właśnie według naszego wyobrażenia. Ale, co ważne, chcieliśmy pozostać wolni od ocen głównego bohatera filmu. Zresztą ludzie opowiadali nam o Kuleju często w takim duchu, jakby był kimś w rodzaju super bohatera, który ma zdolność przebywania w tym samym czasie w czterech różnych miejscach. Dlatego życie Jurka potraktowaliśmy jako inspirację. Niektóre wątki po prostu wykreowaliśmy, to jest nasza wizja tej legendy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Szalony taniec mistrzyni olimpijskiej z Tokio! Fani są zachwyceni
Na spotkaniu z publicznością padło do was pytanie, czy wy – jako twórcy filmu – w ogóle interesujecie się na co dzień boksem. Okazało się, że macie w ekipie… boksera amatora, a Tomasz Kot – grający w filmie mocną rolę pułkownika Sikorskiego – zażartował, że na planie zrobiliście nawet przerwę w zdjęciach, żeby obejrzeć walkę aktora Sebastiana Fabijańskiego. Choć akurat w tym przypadku chodziło o MMA i pojedynek fright figterów.
Tak, to była zabawna sytuacja. Bo wiadomo, że na planie czas ekipy filmowej jest cenny. Nasz producent Krzysztof Terej żartował nawet, że trzeba będzie płacić wszystkim nadgodziny. Ale Sebastian Fabijański bardzo się uwinął, bo walczył ze 30 sekund, więc śmialiśmy się, że te pół minuty nikogo nie zbawi (wielu kibiców i ekspertów zarzuciło Fabijańskiemu, że ze strachu uciekł z ringu, symulując niezdolność do walki – przyp. red.).
Ale już poważnie mówiąc, to jesteśmy fanami boksu, lubimy ten sport. Andrzej Chyra, który gra w filmie charyzmatyczną postać trenera Kuleja – Feliksa "Papy" Stamma, opowiadał na konferencji prasowej, że jego tata był kierownikiem sekcji bokserskiej Górnika Polkowice. Więc ten boks był w nas, w ekipie, dość mocno obecny. Tomasz Włosok, który gra postać Kuleja, sam uprawiał nie tylko boks, ale też inne sztuki walki. Ważne jest też podkreślenie, że przy powstaniu filmu od samego początku był obecny syn naszego bohatera – Waldemar Kulej. To był jego pomysł, żeby nakręcić biografię ojca. Najpierw wydał jego biografię książkową, a później parł do tego, żeby powstała także biografia filmowa.
Na konferencji prasowej waszego filmu w Gdyni, Waldemar Kulej był przedstawiony jako oficjalny członek ekipy, odpowiedzialny za koncepcję filmu. On sam mówił, że od początku czuł, iż historia jego ojca jest świetnym materiałem dla kina. A pewności nabrał wówczas, gdy pojawiła się seria filmów "Rocky" z Sylvestrem Stallone.
Pomoc Waldka Kuleja była nieoceniona. Nasz film jest historią jego rodziców, więc mieliśmy ten komfort, że mogliśmy wszystko konsultować z osobą, która cały temat świetnie znała. I nie chodzi wyłącznie o osobę naszego dwukrotnego mistrza olimpijskiego, ale także przy kreśleniu innych postaci, które pojawiają się w naszym filmie, bohaterów drugiego planu. Bo Waldek wszystkich tych ludzi znał. Waldek dążył do tego, żeby ten film powstał. Chciał ojcu wystawić taki fabularny "pomnik", ale on też ma z ojcem swoją sprawę. Nie zawsze był przez niego dobrze traktowany, często tata był nieobecny w jego życiu. Wiele lat pozostawał w cieniu słynnego ojca, sam mówił, że miał nawet jego kompleks.
Dzięki temu, że ten film powstał, to Waldkowi spadł duży ciężar z serca, tak jakby się z tą historią rodzinną rozliczył. Spłacił dług wobec ojca. Waldek uczestniczył też w rozmowach scenarzysty Rafała Lipskiego z Heleną Kulej, żoną Jerzego. Obecność Waldka na tych spotkaniach z jego mamą bardzo pomogła w pracach nad scenariuszem, bo we dwoje łatwiej było im się zanurzyć w swojej rodzinnej historii, i to także w tych regionach, w których dawno nie byli.
No właśnie, film jest o Jerzym Kuleju, a momentami wydaje się nawet, że postać jego żony – Heleny, trochę "kradnie" ten film.
Przy wspólnej pracy nad scenariuszem do filmu szybko zdaliśmy sobie sprawę z Rafałem Lipskim, scenarzystą filmu, że w tej opowieści Helena mocno wyszła z cienia Jerzego. To ona była przy Kuleju w najważniejszych momentach jego życia i kariery sportowej. Dlatego perspektywa kobieca tak mocno wkradła się w nasz film, jest w nim mocno obecna. Bo "Kulej. Dwie strony medalu" to nie jest historia o boksie, nie jest to wyłącznie opowieść dla kibiców sportowych. To epickie kino dla wszystkich, to także film, który może się spodobać kobietom, bo sporo tam wątków o szukaniu swojej podmiotowości, o wyzwalaniu się, o prawie do tego, by iść własną drogą.
Dlatego spotkanie Heleny i Jerzego w naszym filmie jest – trzymając się terminologii bokserskiej – rodzajem ringu. Ringu domowego, w którym dwie siły się ścierają i tej dziewczynie udaje się mistrza boksu znokautować! Helena była młodą kobietą, z małym dzieckiem, ze swoimi ambicjami zawodowymi, a jednocześnie musiała sobie radzić z tym, że na co dzień mieszka i żyje z mistrzem olimpijskim. I radziła sobie z tym całkiem dobrze. Czasem na planie zastanawialiśmy się nawet, które z nich było prawdziwym mistrzem.
Boks ostatnio mocno powrócił do zbiorowej wyobraźni Polaków za sprawą Julii Szeremety, która kilka tygodni temu została wicemistrzynią olimpijską, na igrzyskach w Paryżu. Wy też byliście obecni ze swoim filmem na tych igrzyskach.
Tak, zostaliśmy zaproszeni do Paryża, by tam – przedpremierowo – pokazać nasz film polskim sportowcom, trenerom i całemu środowisku. Żałuję bardzo, że Julka Szeremeta nie mogła uczestniczyć w tym pokazie, bo akurat w tym samym czasie miała swój ćwierćfinałowy pojedynek w turnieju bokserskim. Ale już się z nią umówiliśmy, że przyjedzie do Warszawy i będzie naszym gościem specjalnym 11 października na uroczystej premierze filmu.
Gdyby pan miał powiedzieć jednym zdaniem, jakie jest przesłanie tego filmu?
To jest film o sile miłości i o tym, że dla prawdziwej miłości nie ma żadnych przeszkód. Bo ona góry przenosi i pozwala zwyciężać.
Rozmawiał Dariusz Tuzimek, WP SportoweFakty