MŚ Seefeld 2019: polscy biegacze o krytyce Justyny Kowalczyk. "Nie szanuje innych", "Mogę tylko robić swoje"

PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Justyna Kowalczyk
PAP / Grzegorz Momot / Na zdjęciu: Justyna Kowalczyk

- To nie moja sprawa, że pani Justyna nie szanuje innych - tak na krytykę ze strony Justyny Kowalczyk zareagował Kamil Bury. - Za nią stoją sportowe wyniki. Ja mogę tylko robić swoje - skomentował słowa mistrzyni pod swoim adresem Maciej Staręga.

Z Seefeld - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty

Obu zawodnikom dostało się w ostatnich dniach od najlepszej zawodniczki w historii polskich biegów narciarskich, obecnie asystentki trenera głównego Narodowej Kadry Kobiet Aleksandra Wierietielnego.

Starędze za doszukiwanie się przyczyn swojej słabej formy w zbyt późnym zejściu z gór. "Prawie 30-letni zawodnik (uprawiający sport wytrzymałościowy) nie wie, jak jego ciało reaguje na trening w górach średnich. Słyszysz i nie grzmisz..." - napisała Kowalczyk na swoim profilu na Twitterze.

O Burym złota medalistka igrzysk olimpijskich z Vancouver i Soczi mówiła (choć nie wymieniła wówczas jego nazwiska), gdy po niedzielnym sprincie drużynowym narzekała na brak odizolowania męskiej grupy biegaczy od żeńskiej.

ZOBACZ WIDEO Adam Małysz trenerem reprezentacji Polski? Tego chcą kibice!

Czytaj także: Justyna Kowalczyk wyrozumiała dla swoich zawodniczek. "Wszystkie przytuliłam"

- Bardzo ciężko pracujemy nad koncentracją dziewczyn, a tutaj nam to psują. W sobotę w polskim teamie najważniejszym tematem były warkoczyki. Męskie. Nikt nie przejmował się tym, że na trasie biegu łączonego na 30 kilometrów chłopak został zdjęty z trasy, tylko warkoczykami na jego głowie - irytowała się Kowalczyk. - W przyszłości będę bardzo nalegać, żebyśmy byli rozdzieleni - dodała.

Niepotrzebne słowa Kowalczyk?

Zdjętym z trasy, bo zdublowanym, zawodnikiem z warkoczykami na głowie był właśnie Kamil Bury.

W środę, po biegu na 15 kilometrów stylem klasycznym mężczyzn, skrytykowani biegacze mieli okazję odnieść się do słów wybitnej zawodniczki. Staręga starał się być dyplomatą i mówić jak ktoś, kto zna swoje miejsce w szeregu.

Czytaj także: Monika Skinder zaszczycona biegiem w parze z Justyną Kowalczyk. "Nawet o tym nie marzyłam"

- Powiem tak: mi się wydaje, że jako reprezentanci Polski powinniśmy być zjednoczeni, grać do jednej bramki i starać się walczyć ze światem, a nie między sobą. Nie ukrywam, że to co Justyna powiedziała, było dla mnie przykre. Pretensji nie mam, bo każdy może wyrazić swoją opinię. Niemniej jednak powtórzę, że było mi przykro. I tyle - powiedział 59. zawodnik biegu na 15 kilometrów.

- Justyna ma taką przewagę, że przemawiają za nią sportowe wyniki. Dyktuje warunki, ja nie mam takiej siły przebicia, mogę tylko siedzieć cicho i robić swoje. Nie uważam, że jestem nieprofesjonalny. Analizowałem to zejście z gór kilkakrotnie i nie zrobiliśmy go jakoś radykalnie późno. Zabrakło może kilku dni. W poprzednim sezonie i dwa sezony temu mi się to sprawdziło, a w tym sezonie nie. Justyna dobrze przecież wie, że powtórzenie takich samych przygotowań nie musi dać takiego samego efektu - dodał.

- Kocham to, co robię, poświęcam temu całe życie. Nie zarabiam na bieganiu, to moja pasja, w której chcę być jak najlepszy. Nie chcę nikomu nic udowadniać, jedynie sobie, że jeszcze mogę - podkreślił 29-letni biegacz.

Kamil Bury wprost o postawie Kowalczyk

Mniej dyplomatyczny był Bury (w środę w Seefeld 68. miejsce), który co prawda najpierw stwierdził, że nie chce się na ten temat wypowiadać, ale po chwili wypalił: - To jest nasza mistrzyni. Trzeba mieć szacunek do każdego człowieka, a to, że pani Justyna tego szacunku nie ma, to już nie jest moja sprawa. Ja ją szanuję za to wszystko, co osiągnęła.

Nasi reprezentanci komentowali nie tylko słowa Kowalczyk, ale też aferę dopingową, która była tematem numer jeden ósmego dnia mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym. W wyniku obławy przeprowadzonej przez austriacką i niemiecką policję aresztowano dziewięć osób, w tym pięciu uczestników mistrzostw, właśnie biegaczy. Wśród zatrzymanych jest dwóch zawodników z Austrii i Estonii oraz jeden reprezentant Kazachstanu. Zarzuca się im stosowanie dopingu krwi.

Afera dopingowa w Seefeld

- Przed startem dowiedziałem się, że jest afera dopingowa u Austriaków. Powiem tak, gdybym nie wiedział pewnych rzeczy o sporcie, byłbym "zdrowszy". To co się w sporcie dzieje, jest po prostu nienormalne. A później my przegrywamy o cztery, pięć minut. Nie złapałem nikogo za rękę, ale to co niektórzy zawodnicy wyprawiają na trasie, jest według mnie fizycznie niemożliwe. Przecież my jeśli chodzi o godziny spędzone na treningach, o ambicję, nie robimy od nich mniej. Gdzieś musimy odstawać. Może chodzi o talent, ale może też o coś więcej. Nigdy się tego nie dowiemy i chyba lepiej nie wiedzieć - stwierdził Bury.

Staręga o aferze dowiedział się od dziennikarzy. Był zaskoczony, gdy wśród nazwisk zatrzymanych usłyszał te, które bardzo dobrze zna z narciarskich tras. - To przykre. Ja zgadzam się z lekkoatletą Marcinem Lewandowskim, który głośno mówi, co sądzi o dopingu i wobec dopingowiczów używa ostrych słów (np. że są nikim, że nie poda im ręki i powinni trafić do więzienia - przyp. WP SportoweFakty). Trzeba robić wszystko, żeby dopingu nie było. Jednak w sporcie wytrzymałościowym ten temat zawsze będzie się pojawiał, nie uciekniemy od niego - rozwiewa wątpliwości dwukrotny uczestnik zimowych igrzysk olimpijskich.

Źródło artykułu: